„Cały czas szukam odpowiedzi, dlaczego przegrałem” – powiedział w wywiadzie dla PAP Jan Błachowicz, który w sobotę w walce w obronie pasa mistrza świata federacji UFC w wadze półciężkiej mieszanych sztuk walki (MMA) przegrał w Abu Zabi z Brazylijczykiem Gloverem Teixeirą.
PAP: Dlaczego walka w obronie mistrzowskiego pasa nie ułożyła się po pana myśli?
Jan Błachowicz: Chciałbym znać odpowiedź na to pytanie, szukam jej i głęboko wierzę, że najbliższe dni ją przyniosą. Na dziś nie jestem w stanie odpowiedzieć. Wydawało się, że wszystko układało się tak, jak powinno. Obóz przebiegał fajnie. Przed samą walką czułem się dobrze. W szatni, jak robiłem rozgrzewkę, czułem się dobrze. Moje ciosy były mocne, chęć walki była, był tzw. ogień. Ale w momencie jak się zamknęły drzwi oktagonu, coś się wydarzyło w pierwszym spięciu z Gloverem i później już nie istniałem w tej walce. I nie wiem dlaczego, ale głęboko wierzę, że dojdę do tego, co się wydarzyło. I dostanę szansę powrotu na szczyt oraz na odzyskanie tego, co straciłem w sobotę.
PAP: Czy wytyczył pan sobie wcześniej strategię po obejrzeniu walk rywala?
J.B.: Zawsze analizujemy każdego rywala. Staramy się prześwietlić go, jak tylko się da, poznać jego najmocniejsze i słabsze strony. Trzeba uważać, jaka jest jego gra. Glover tak samo był rozpracowany i porażka boli bardziej, bo on walczył tak, jak się spodziewaliśmy. Zrobił to, na co się szykowaliśmy. Wiedzieliśmy, że on będzie robił dokładnie te techniki, co wcześniej. My je wszystkie przerobiliśmy i tym bardziej żal szansy. Ja wiedząc o nich nie zrobiłem nic, aby zapobiec temu, co się wydarzyło. Straciłem pas, czyli coś, o co walczyłem całe życie. Oddałem go, można powiedzieć, za darmo. To jest niefajne.
PAP: Czy Brazylijczyk to najsilniejszy z pańskich dotychczasowych przeciwników…?
J.B.: Wygrał ze mną walkę, więc nie mogę powiedzieć, że był słaby. Odpowiem troszkę inaczej – nie zaskoczył mnie niczym, to ja zaskoczyłem siebie. Byłem słaby w tym pojedynku. Powtórzę, to nie on był silny, to ja byłem słaby.
PAP: A może górę wzięło większe doświadczenie przeciwnika?
J.B.: Jego doświadczenie na pewno było większe, ale nie wydaje mi się, żeby było na tyle większe, by przyćmiło moje. Ale być może jest to odpowiedź na pytanie, której szukamy. Ja jeszcze tej odpowiedzi nie znalazłem. Być może jakiś element, może to cała układanka, jego doświadczenie, motywacja i świadomość tego, że to mogła być jego ostatnia walka o pas okazały się decydujące. To wszystko mogło spowodować, że mnie przełamał od samego początku i nie dał mi rozwinąć skrzydeł, wejść w walkę. Może to jest odpowiedź? Ja potrzebuję jeszcze kilku dni, muszę spokojnie obejrzeć walkę, porozmawiać z trenerami, z rodziną, ze sparingpartnerami i przyczynę porażki na pewno znajdziemy.
PAP: Czy nie za późno pan poleciał na walkę? Na ile zwykle wcześniej zawodnicy meldują się na miejscu? Jaki jest optymalny czas adaptacji? Czy to w ogóle w pańskim przypadku ma jakieś znaczenie?
J.B.: To jest kwestia indywidualna każdego zawodnika. Dużo zależy od tego, gdzie walczę. Ja już wcześniej byłem w Abu Zabi. Te tereny mi sprzyjają, lubię atmosferę tamtych krajów. A czas? To tylko dwie godziny różnicy. Podróż samolotem jest krótka. Gdybym walczył za oceanem, wyleciałbym dwa, trzy tygodnie wcześniej. Bo tyle potrzebuję, aby się zaaklimatyzować. Wiedzieliśmy, że teraz tydzień wystarczy i będę czuć się dobrze. Nie miałem problemów ze spaniem, z oddechem, gdy robiliśmy ostatnie treningi. Do momentu wejścia do oktagonu wszystko było OK. Problem zaczął się w momencie rozpoczęcia walki. Kwestię aklimatyzacji przerabiałem w Abu Zabi już w przeszłości i wiedziałem, że wystarczy tydzień.
PAP: Jak wyglądają plany na najbliższe dni?
J.B.: Po walce praktycznie przez pierwszy dzień w ogóle nie spałem. Muszę dojść do siebie i odpocząć. Planuje jeszcze jakieś krótkie wakacje, możliwie blisko i żeby było ciepło. Może na nich zacznę jakieś formy ruchu niezwiązane z moją dyscypliną, jakieś sporty wodne. Jak już wrócę do treningu będziemy analizować i przerabiać te elementy, które nie wyszły, czyli… wszystko. Na szczęście jestem trzy lata młodszy od Teixeiry, więc to daje mi dowód, że skoro on wygrał ze mną, to ja jeszcze śmiało mogę ten pas śmiało odzyskać.
PAP: Kiedy zamierza pan pojawić się ponownie w „klatce”?
J.B.: Jak powiedziałem po walce, chciałbym zawalczyć najwcześniej w marcu. Jest taki termin. Nie mogę jednak powiedzieć dzisiaj, z kim i gdzie się spotkam. Ja już na 90 proc. wiem, kto to będzie, on też już wie. Jesteśmy zobligowani, aby jeszcze wstrzymać się z konkretami. Ale na pewno wrócę.
Rozmawiał: Jerzy Jakobsche (PAP)