Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu obóz rządzący nie wysyłał żadnych sygnałów sugerujących, że zmiana terminu wyborów prezydenckich jest realna. A potem opublikowano sondaż Estymatora dla DoRzeczy i wszystko się zmieniło.
Według Estymatora Andrzej Duda może liczyć na 49,8 procent głosów, Małgorzata Kidawa-Błońska 17,1, Władysław Kosiniak-Kamysz 15,4. Pozostali kandydaci raczej nie będą brali udziału w walce o drugą turę (Robert Biedroń 10,8, Krzysztof Bosak 3,1, Szymon Hołownia 2,9, „inny kandydat” raptem 0,9).
Brano pod uwagę wyłącznie zdanie tych respondentów, którzy zdecydowanie chcą iść na wybory i wiedzą na kogo będą głosować.
W porównaniu do poprzedniego sondażu tej firmy największy wzrost poparcia – ponad 5,3 punkty procentowe – zanotował lider PSL.
Dzisiaj już sam Andrzej Duda nie wyklucza przeniesienia terminu wyborów. Według bukmachera – zakłady dotyczące wyniku wyborów oferuje m.in. Fortuna – jest on pewniakiem (kurs 1,3). Duże szanse ma także kandydatka PO (kurs 3,5). Kandydat PSL, gdyby sprawił niespodziankę, da zarobić dziesięciokrotność postawionej sumy. Jeszcze więcej zarobią ci, którzy przewidzą wygraną Hołowni (x20), Biedronia (x30) i Biedronia (x50).
Jakie są możliwe scenariusze? Do 10 maja polska gospodarka co prawda zdecydowanie przyhamuje, ale… Na konta pracowników i samozatrudnionych pewnie trafią pierwsze konkretne pieniądze z rządowej pomocy. Oczywiście prezydent to nie rząd, ale dla wielu osób będzie to jednoznaczny sygnał: wszędzie jest potężny kryzys, wszyscy krzyczą o polityce, podważają prawomocność wyborów, a PiS „daje” żywą gotówkę.
Przy niskiej frekwencji, a w maju byłaby z pewnością rekordowo niska, to może wystarczyć, żeby nie było drugiej tury. A co by się stało, gdyby była? Wtedy kolejny termin zmobilizuje wszystkich przeciwników rządu. I wygra każdy, kto znajdzie się w ringu z Andrzejem Dudą. Czyli Kosiniak-Kamysz, bo kandydatka PO w ciągu tych kilku tygodni spadnie poniżej 10 procent. Wystarczy dać jej mówić do kamery.
Przesunięcie terminu na jesień oznaczałoby potężny problem dla Andrzeja Dudy, bo do tego czasu dramatyczny kryzys gospodarczy będzie już widać gołym okiem. Upadłości konsumenckie i bankructwa przedsiębiorstw będą codziennością. Stopa bezrobocia sięgnie zenitu, a inflacja poważnie uszczupli oszczędności Polaków. Lepiej dla obozu rządzącego byłoby przenieść termin na przyszły rok, ale na to może nie zgodzić się opozycja.
Najpierw jednak czeka nas finał batalii o termin majowy. Pomysł, żeby wszyscy kandydaci opozycji wycofali się z wyścigu raczej spali na panewce. Medialnie może to wygrać ten kandydat, który pierwszy ogłosi, że jest… zarażony koronawirusem. Przykuje uwagę mediów i sympatię Polaków na długi czas. To może być ostatnia szansa na przetrwanie Platformy Obywatelskiej.
[reklama]