Mieszkańcy paryskiej dzielnicy Stalingrad domagają się od policji skutecznych działań przeciwko handlarzom narkotyków oraz koczującym na ulicach narkomanom. Policja przeprowadza kontrole, ale narkomani wracają.
„Narkomani pochodzą z całej Francji, a nawet z Europy. To nie jest problem lokalny, ale ogólnokrajowy” – powiedziała w środę w Radiu Sud aktywistka Caroline, mieszkanka paryskiego Stalingradu.
„Chcielibyśmy, aby życie dilerów nie było takie proste. Wciąż jest to miejsce, w którym dzień i noc odbywają się transakcje narkotykowe niemal na oczach policjantów” – dodaje Caroline.
„W nocy zbierają się setki ludzi, hałasują, imprezują. Rano nasza dzielnica jest brudna. Chcemy, aby policja była bardziej aktywna przeciwko handlarzom. Dilerzy muszą iść do więzienia, a narkomani muszą być leczeni i ewakuowani stąd” – uważa aktywistka.
W weekend nieznani sprawcy ostrzelali racami dilerów i narkomanów koczujących w namiotach na ulicach.
„Nie popieram, ale rozumiem takie desperackie czyny” – uważa członek grupy Paris 19 Frederic Francelle. „Ludzie nie mogą spać. To musi się skończyć. Władze publiczne muszą zająć się tym problemem” – dodaje Francelle, cytowany przez stację BFM TV.
Mieszkańcy dzielnicy są zdesperowani. Wiele małżeństw z dziećmi decyduje się na wyprowadzkę z obawy o swoje bezpieczeństwo. Problemem jest jednak spadek wartości mieszkań w tych okolicach z powodu narkomanów, którzy upodobali sobie Stalingrad of lat 90.
Policja przeprowadza kontrole, ostatnie były w nocy z wtorku na środę, ale dilerzy i narkomani wracają.
Z Paryża Katarzyna Stańko (PAP)