1 lutego 1944 roku w pochmurny poranek polscy konspiratorzy z Armii Krajowej spotkali się na ul. Mokotowskiej 59. Ten dzień miał dla nich przejść do historii. O godzinie 8:50 znajdowali się już na swoich stanowiskach. Dwunastu śmiałków, z których 1/3 nie przeżyje, a którymi kierował Bronisław Pietraszewicz, ps. „Lot” miało jedno zadanie: odpłacić się dowódcy SS i Policji na dystrykt warszawski Generalnego Gubernatorstwa za wprowadzony terror.
Franz Kutschera był Austriakiem z pochodzenia. W chwili śmierci miał dopiero 40 lat. Pomimo tego wieku w strukturach SS doszedł już bardzo wysoko. SS-Brigadeführer und Generalmajor der Polizei Franz Kutschera spełniał pokładane w nim przez niemieckie dowództwo nadzieje. Znany był z rządów silnej ręki. Oblicza się, że tygodniowo w Warszawie z jego rozkazu było rozstrzeliwanych około 300 osób. Dlatego nie może dziwić, że Armia Krajowa nie mogła obojętnie patrzeć na systematyczne wymordowywanie swoich rodaków. Trzeba było działać. Kutschera skazany został na karę śmierci przez Komendę Główną Armii Krajowej, w porozumieniu z Rządem Polskim na uchodźstwie, za masowe egzekucje Polaków w okupowanej Warszawie. Bezpośredni rozkaz likwidacji znienawidzonego szefa policji wydał August Emil Fieldorf.
Akcja została przeprowadzona szybko i sprawnie. Trwała 1 minutę i 40 sekund. Straty niemieckie wyniosły 5 osób: Franz Kutschera, jego kierowca, dwóch Niemców przed gmachem Dowództwa SS i Policji w Al. Ujazdowskich 23 oraz niemiecki policjant na moście Kierbedzia. Dodatkowo 9 osób zostało rannych. Po stronie polskiej straty, wraz ze zmarłymi w następnych dniach w warszawskich szpitalach „Lotem” i „Cichym”, wyniosły 4 zabitych i 2 rannych.
Niemiecki odwet na polskiej ludności był niemal natychmiastowy. Tylko w pierwszych dwóch dniach lutego Niemcy rozstrzelali kilkuset młodych Polaków. Często mieli oni mniej niż 20 lat. Dodatkowo nałożono na Warszawę i okoliczne gminy kontrybucję w wysokości 100 milionów złotych. Z tej kwoty 85 milionów przypadło na samą Warszawę. Kwotę uzbierano w ciągu kilku miesięcy, a była to już trzecia kontrybucja nałożona na warszawiaków w trakcie trwającej wojny. Polakom zakazano samodzielnego jeżdżenia samochodami, wstrzymano wszelkie polskie przedstawienia a godzinę policyjną przesunięto z godziny 20:00 na 19:00.
Pozytywnym skutkiem akcji było ostatecznie zaprzestanie masowych rozstrzeliwań Polaków, przynajmniej do czasu wybuchu Powstania Warszawskiego.
Najważniejszym pytaniem w takich sytuacjach, gdzie z góry można było założyć, że nastąpi odwet na ludności cywilnej jest pytanie czy warto? Na to pytanie musieli odpowiedzieć sobie wszyscy uczestnicy akcji, ale zwłaszcza rozkazodawcy. Dziś łatwo feruje się wszelkie wyroki, siedząc w wygodnym fotelu i nie musząc każdego dnia walczyć o przeżycie. Z całą pewnością akcja została zarówno przez dowódców Armii krajowej jak i przez samych Niemców uznana za udaną, a wręcz koronkową jak to określił Wilhelm Koppe, który był bezpośrednim przełożonym Kutschery. Był jeden wyjątek. Polskie straty mogły być mniejsze o co najmniej dwóch zabitych. Ich śmierć była pokłosiem błędnej decyzji oraz chęci uratowania jednego z samochodów biorących udział w akcji dla późniejszych działań.
I jeszcze taki rechot historii. Otóż 4 lutego w Deutsches Haus odbył się ślub. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to kim był pan młody. Otóż ciężarna Niemka wzięła ślub ze zwłokami Franza Kutschery. W ten sposób chciała zapewnić dobre nazwisko swojemu dziecku. Zmarła w Norwegii w 1994 roku.