Świat musi szukać lepszego sposobu radzenia sobie z mową w internecie, niż pozwolenie oligopolom technologicznym na przejęcie kontroli nad podstawowymi swobodami – napisał w sobotę brytyjski tygodnik „Economist”.
„Firmy powinny były skupić się na pojedynczych podburzających wpisach. Zamiast tego zablokowały ludzi, w tym prezydenta, odsuwając skrajne głosy dalej od głównego nurtu” – stwierdził tygodnik. Dodał, że infrastruktura internetu, w tym usługi przetwarzania w chmurze, powinny być neutralne.
Tygodnik zauważył, że problemem jest również to, iż decyzje o obecności w mediach społecznościowych podejmuje kilku menedżerów, którzy nie zostali wybrani w wyborach i nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności. „Być może ich intencją naprawdę jest ochrona demokracji, ale mogą mieć też inne, mniej wzniosłe motywy” – skonstatował i dodał, że niektórzy Demokraci, którzy cieszyli się z zawieszenia kont Trumpa, powinni wziąć pod uwagę, iż może się to stać „precedensem dla uciszenia ich w przyszłości”.
Jak przypomniał „Economist”, kanclerz Niemiec Angela Merkel powiedziała, że prywatne firmy nie powinny określać zasad wolności słowa. „Aleksiej Nawalny, rosyjski dysydent, potępił +niedopuszczalny akt cenzury+. Nawet Jack Dorsey, prezes Twittera, nazwał to +niebezpiecznym precedensem+” – napisał tygodnik.
Jego zdaniem rozwiązaniem problemu mogłoby być zwiększenie konkurencyjności branży, dzięki któremu osłabiłaby się pozycja poszczególnych firm. „Ale tak długo, jak branża jest oligopolem, potrzebne jest inne podejście” – wskazał tygodnik i wyjaśnił, że należałoby zdefiniować, co powinno być ocenzurowane. W USA zasady powinny opierać się na konstytucyjnej ochronie wolności słowa. Jeżeli firmy chciałyby posunąć się dalej, powinny działać „przejrzyście i przewidywalnie”. Trudnymi przypadkami powinny się zajmować niezawisłe komisje, które dają ludziom prawo do odwołania od decyzji.
„Ponad 80 proc. użytkowników Twittera i Facebooka mieszka poza Ameryką. W większości krajów firmy technologiczne powinny przestrzegać lokalnych przepisów dotyczących wolności słowa – powiedzmy niemieckich przepisów dotyczących mowy nienawiści. W autokracjach, takich jak Białoruś, powinny domyślnie przestrzegać standardów, których przestrzegają w Ameryce. Znowu – komisje mogłyby oceniać, które standardy mają zastosowanie w danym kraju” – stwierdził tygodnik.
„Ameryka musi rozwiązać swój kryzys konstytucyjny w drodze procesu politycznego, a nie cenzury. A świat musi szukać lepszego sposobu radzenia sobie z mową w internecie niż pozwolenie oligopolom technologicznym na przejęcie kontroli nad podstawowymi swobodami” – podsumował „Economist”. (PAP)