Sąd utrzymał w mocy mandat nałożony na mężczyznę, który nie nosił maseczki. Uzasadnienie decyzji roi się jednak od nieakceptowalnych mankamentów – informuje blog Dogmaty Karnisty.
Orzeczenie opisał blog Dogmaty Karnisty. Istotne jest, że w momencie kiedy było wydawane orzeczeni sądu nie obowiązywała jeszcze nowa ustawa i nowe rozporządzenie, wprowadzające powszechny obowiązek noszenia masek.
W sprawie chodziło o mandat karny za niezasłonięcie ust i nosa w przestrzeni publicznej. Mężczyzna mandat przyjął, ale później skorzystał z prawa do złożenia do sądu wniosku o uchylenie mandatu, na podstawie art. 101 § 1 Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia – informuje blog.
Sąd nie uwzględnił wniosku i utrzymał karę w mocy.
W uzasadnieniu sąd nie miał wątpliwości co do kwestii ewentualnego przekroczenia delegacji ustawowej określonej w art. 46a i art. 46b ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób. – W szczególności art. 46b pkt 4 ustawy stanowi podstawę do nałożenia obowiązku stosowania środków profilaktycznych przez osoby podejrzane o zachorowanie, a w okresie od daty wydania rozporządzenia aż do chwili obecnej ogromny zakres epidemii nakazuje przyjęcie możliwości podejrzenia zachorowania u każdego mieszkańca kraju – uzasadniał sąd.
Zdaniem sądu ukarany nie wykazał przy tym w żaden sposób, iż na datę wykroczenia był faktycznie osobą zdrową. – Wbrew treści wniosku nałożony obowiązek z racji jego minimalnej uciążliwości polegającej jedynie na zakrywaniu ust i nosa chociażby odzieżą, nie sposób uznać przy tym za naruszający wolności i prawa człowieka wyszczególnione w Konstytucji RP. Stąd też brak jest podstawy do uwzględnienia wniosku i uchylenia mandatu – wskazał sąd.
Prowadzący blog, dr hab. Mikołaj Małecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wytyka orzeczeniu wiele mankamentów. Małecki uważa, że jest to modelowy przykład jak należy i jak nie należy interpretować i stosować prawa.
Po pierwsze, sąd przyjął, że osobą podejrzaną o zachorowanie w rozumieniu art. 46b pkt 4 ustawy jest „każdy mieszkaniec kraju”. – Jest to stwierdzenie oczywiście sprzeczne z treścią ustawy o chorobach zakaźnych, ponieważ to, jak rozumieć „podejrzewanie” danej osoby o chorobę lub choćby kontakt z czynnikiem zakaźnym zostało zdefiniowane w ustawie” – czytamy.
– Nie ma tu ani słowa o ogólnikowym „ogromnym zakresie epidemii”, jak bezpodstawnie pisze sąd. Zatem mamy do czynienia z rażącą obrazą przepisów ustawy o chorobach zakaźnych polegającą na tym, że sąd wymyśla sobie własną definicję osoby podejrzanej o zachorowanie, sprzeczną z przepisami ustawy, i na podstawie owej własnej definicji nakłada na obywatela karę – kontynuuje prawnik-bloger.
Małecki zaznacza, że niekwestionowaną zasadą państwa prawa jest konieczność udowodnienia winy oskarżonemu/obwinionemu o popełnienie jakiegoś czynu zabronionego. Sprawca nie musi dowodzić swojej niewinności; do ukarania konieczne jest udowodnienie mu winy.
W tym kontekście absurdalne jest stwierdzenie sądu: “Ukarany nie wykazał przy tym w żaden sposób, iż na datę wykroczenia był faktycznie osobą zdrową”. To policjant nakładający mandat, a później sąd rozpatrujący wniosek ma wykazać, że ukarany nie był osobą zdrową. Że był chory albo podejrzany o zachorowanie.
Autor zwraca uwagę, że ukaranie mężczyzny sąd opiera na domniemaniu, że wszyscy ludzie są podejrzani (sprzecznie z ustawą) oraz że epidemia ma ogromny zasięg. – Sąd nie czyni więc żadnych ustaleń faktycznych relewantnych w kontekście stosowanych przepisów ustawy o chorobach zakaźnych, operuje natomiast domniemaniem, które jest bezprzedmiotowe – nie ma związku z podstawami prawnymi, które należy zastosować w tej konkretnej sprawie – przekonuje.
Całość omówienia orzeczenia można przeczytać w blogu Dogmaty Karnisty.
One comment
MS
13 grudnia, 2020 at 10:01 pm
Nazwisko sędziego?