90 proc. badań patomorfologicznych w przypadku chorób nowotworowych trzeba powtarzać lub poszerzać, a co piąta diagnoza jest błędna. Takie wnioski płyną z raportu Najwyższej Izby Kontroli – czytamy w poniedziałkowym „Dzienniku Gazecie Prawnej”.
„DGP” powołuje się na kontrolę NIK dotyczącą stanu polskiej patomorfologii. Wynika z niej, że nie ma standardów badań, brakuje specjalistów oraz finansowania. W efekcie chorzy są leczeni na czuja – czytamy w dzienniku.
„Brakuje dobrego rozpoznania, więc część terapii, które mogłyby przedłużyć życie lub wyleczyć, w ogóle nie jest stosowana” – powiedział gazecie jeden z onkologów. Jak wskazuje prof. Piotr Rutkowski z warszawskiego Instytutu Onkologii, jednym z przykładów są programy lekowe w raku płuca. W części ośrodków pieniądze są, ale nie ma pacjentów. Nie dlatego, że nie chorują, po prostu nikt ich odpowiednio nie zdiagnozował.
„Przyjeżdżają do nas pacjenci, a w papierach diagnoza: rak piersi albo rak płuca, i tyle. Nie da się w ten sposób rozpocząć dopasowanego leczenia” – stwierdził prof. Rutkowski. Gazeta podkreśla, że badania trzeba powtarzać, co opóźnia diagnozę i generuje dodatkowe koszty. 5 proc. wycinków nie nadawało się już do powtórnej diagnozy. W części zaś badanie tylko poszerzono, ale w 20 proc. przypadków okazało się, że nawet ta wstępna diagnoza była po prostu błędna.
Po kontroli NIK wyliczył główne problemy: brak odrębnego finansowania diagnostyki patomorfologicznej, nierównomierne rozmieszczenie zakładów wykonujących badania oraz powszechny ich outsourcing, deficyt specjalistów.
Gazeta podaje, że resort zdrowia dostrzega problem; przewiduje m.in. prace nad standardem opisu wyniku badania patomorfologicznego.(PAP)