Miliardy euro na rozwój regionów, wsparcie przedsiębiorstw oraz transformację energetyczną w Polsce są stawką rozpoczynającego się w piątek szczytu UE. Środki unijne mają nie tylko pomóc przezwyciężyć kryzys, ale jeszcze bardziej zmniejszać dystans do Zachodu.
Według danych Eurostatu PKB na jednego mieszkańca w Polsce w minionym roku sięgnęło 73 proc. średniej unijnej. To o 10 pkt proc. więcej niż w 2010 r. Dane te potwierdzają to, co widać gołym okiem: Polska stała się bogatsza.
Taka dynamika dotyczy zresztą nie tylko Polski. Podobny poziom PKB na osobę miały w 2019 r. Węgry i Słowacja. Tuż za Polską była Łotwa (69 proc. unijnego PKB), Rumunia (67 proc.) i Grecja (68 proc.). Znacznie wyżej w tabeli znalazły się Czechy (92 proc.), Estonia (84 proc.) i Litwa (82 proc.).
Dane te miały duże znaczenie przy proponowanym przez Komisję Europejską budżecie UE na lata 2021-2027 oraz w środkach na odbudowę po kryzysie wywołanym pandemią koronawirusa. W pierwszym przypadku ważne było wskazanie, że unijne pieniądze pozwalają zmniejszać różnice w rozwoju między tzw. nowymi i starymi krajami Unii, dlatego należy utrzymać poziom finansowania, bo korzystają na tym także bardziej rozwinięte gospodarki w UE.
W drugim przypadku KE wzięła pod uwagę wielkość populacji, gdzie PKB jest najniższy (Polska jest w UE na 6. miejscu od końca), a bezrobocie najwyższe. I choć takie podejście nie ma nic wspólnego z obecnym kryzysem, w ten sposób zaproponowano rozdzielenie 750 mld euro z funduszu odbudowy. Dzięki temu Polska stała się potencjalnie jego trzecim największym beneficjentem – suma pożyczek i grantów, jaka miałaby trafić nad Wisłę, wynosi 63,83 mld euro.
Większe środki miałyby zostać skierowane jedynie do Włoch i Hiszpanii, którym KE w swojej propozycji wstępnie przydzieliła odpowiednio 172,7 mld euro i 140,4 mld euro.
W przypadku Polski 37,7 mld euro miałoby mieć formę grantów, a 26,1 mld niskooprocentowanych pożyczek. W kwocie tej zawierają się m.in. większe środki na politykę spójności, rolnictwo, Fundusz Sprawiedliwej Transformacji czy program finansowania badań i innowacji Horyzont.
Wyraźne obliczenie kopert narodowych możliwe jest tylko w niektórych obszarach, gdzie faktycznie pieniądze są rozdzielane z góry. Tak jest m.in. w polityce spójności, której Polska jest największym beneficjentem w UE, czy we Wspólnej Polityce Rolnej. Unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski informował, że Polska otrzyma ok. 2 mld euro więcej na rolnictwo w porównaniu do poprzedniego projektu.
Korzystnie wygląda też sytuacja, jeśli chodzi o Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, który został w propozycji KE zwiększony do 40 mld euro. Pula przydzielona Polsce jest największa w całej UE i wynosi 8 mld euro.
W programach takich jak Horyzont środki są kierowane na najlepsze projekty, a nie według klucza krajowego – tu Polska radzi sobie słabo.
Sytuację komplikuje jeszcze najnowsza modyfikacja szefa Rady Europejskiej Charles’a Michela. Pod wypływem krytyki części krajów zaproponował on, żeby 70 proc. środków z funduszu odbudowy zostało rozdzielanych tak, jak chciała tego KE – z klucza, który był korzystny dla Polski. 30 proc. miałoby opierać się na kryzysowych danych z 2020 i 2021 r. Środki byłyby przydzielane dopiero w 2023 r.
Największą część środków mechanizmu pokryzysowego będzie liczący 560 mld euro instrument odbudowy i odporności. Środki te mają być wydawane poprzez dział budżetu, w którym jest polityka spójności. Początkowe propozycje KE, jeszcze z 2018 r. dotyczące spójności, były dla Polski mocno niekorzystne. Na lata 2021-2027 nasz kraj miał otrzymać 64 mld euro w tym obszarze. Cięcia wynoszące ponad 23 proc. oznaczały, że do Polski trafiłoby 19,5 mld euro mniej niż w obecnej perspektywie. Dodatkowe środki na walkę z koronakryzysem zmieniają tę sytuację.
Ostateczny kształt wieloletniego budżetu będzie zależał od ustaleń szefów państw i rządów. Wpływ na pozycję Polski w ujęciu netto będą miały też takie kwestie, jak rabaty dla innych krajów (składają się na nie wszystkie państwa członkowskie, dlatego Warszawa jest im przeciwna), a także nowe źródła zasobów własnych. Jedną z propozycji jest opłata od niepoddanego recyklingowi plastiku, która ma zostać wprowadzona szybko i przynieść UE kilka miliardów euro rocznie. Warszawa niechętnie patrzy na ten nowy podatek, bo z recyklingiem nad Wisłą nie jest najlepiej.
Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)