Na rynek wydawniczy trafił właśnie „Smolarz”, szósty tom sagi kryminalnej o komisarzu Igorze Brudnym autorstwa Przemysława Piotrowskiego. Seria ukazuje się nakładem Wydawnictwa Czarna Owca. W miniony wtorek w Centrum Prasowym PAP w Warszawie odbyło się spotkanie z pisarzem.
Przemysław Piotrowski w swojej twórczości ceni autentyzm. „Nie jestem pisarzem kanapowym, który klepie w klawiaturę godzina za godziną, dzień za dniem. Takie historie w efekcie wydają mi się sztuczne. Kiedy człowiek coś przeżyje, nawiąże kontakt z innymi ludźmi, zobaczy przede wszystkim te wszystkie miejsca, poczuje zapachy, usłyszy dźwięki, to potem może to wiarygodnie oddać” – mówi autor m.in. bestsellerowego cyklu powieści kryminalnych o komisarzu Igorze Brudnym.
Przemysław Piotrowski, pytany przez prowadzącą spotkanie red. Anną Piotrowską z PAP o początki serii powieści, których bohaterem jest komisarz Igor Brudny, powiedział, że początkowo chciał wydać inną książkę, ale wydawca zaproponował mu napisanie kryminału. I w drodze z Warszawy do Zielonej Góry, z której Piotrowski pochodzi, w głowie autora wykluł się pomysł na „Piętno” – pierwszą powieść z popularnego później cyklu.
„Nie planowałem zrobić żadnej serii – to był taki typowy one shot. Kiedy napisałem książkę, wysłałem tekst do paru osób, żeby go poczytały. Sam też poczułem, że ta postać ma duży potencjał. Pojawił się pomysł na kolejną książkę o Igorze Brudnym i tak powstała druga z kolei >>Sfora<<” – powiedział pisarz.
Pomysł na umieszczenie akcji tych powieści kryminalnych w rodzinnej Zielonej Górze wziął się z dwóch powodów. Na rynku nie było książek kryminalnych, których akcja rozgrywałaby się w tym mieście, a poza tym taka lokalizacja ułatwiała autorowi pracę – nie musiał robić dodatkowego researchu, jako że doskonale zna każdy zielonogórski zaułek. W książce „Piętno” Igor Brudny powraca do sierocińca w Zielonej Górze (w rzeczywistości takie miejsce nie istnieje), w którym spędził dzieciństwo.
„Chciałem, żeby ten bohater miał taką ciężka, trudną, ponurą przeszłość, bo pragnąłem go zbudować w taki, a nie w inny, sposób – takiego trochę aspołecznego. Gliniarza, który chodzi swoimi ścieżkami, ale jest człowiekiem bardzo prawym. W każdym z tomów są pokazane elementy jego przeszłości – dlatego stał się takim bohaterem z krwi i kości. Wielu autorów tworzy jakąś postać, ale czasami zapomina, żeby wyjaśnić, skąd się bierze jej charakter” – wyjaśniał Piotrowski.
Pytany, czy nie obawiał się, że tworząc postać literacką taką jak Brudny, nie przerysuje jej, powiedział, że właśnie aby tego uniknąć przedstawił jego „bardzo mocną podbudowę z przeszłości”.
„Gdybym stworzył takiego bohatera, ale czytelnicy nie znaliby jego przeszłości i nie wiedzieli, co przeżył w sierocińcu, wtedy mógłby się wydać przerysowany. Kiedy ją poznali, dużo łatwiej jest im zrozumieć jego motywacje, decyzje, które podejmuje. On ma bardzo trudny charakter, ale mimo wszystko ten facet da się lubić” – dodał.
Brudny jest postacią wymyśloną, ale tworzy ją zlepek zaobserwowanych cech różnych postaci, które Piotrowski kiedyś spotkał lub tylko zaobserwował. Natomiast inne postaci w jego książkach są wzorowane na autentycznych osobach.
„Na przykład emerytowany inspektor policji Romuald Czarnecki, druga ważna postać w serii z Igorem Brudnym, był wzorowany na inspektorze Romanie Czarneckim, który bardzo mi pomógł. Spędziliśmy razem wiele godzin, czasem przy kawie, czasem przy czymś mocniejszym i on mi opowiadał, jak wygląda praca dochodzeniowo-śledcza. Jego pomoc była nieoceniona” – podkreślił Piotrowski.
Podobnie było w wypadku postaci książkowego patomorfologa Krzywickiego.
„Prawdopodobnie gdybym nie poznał prawdziwego patomorfologa, na którym wzorowałem fikcyjnego Krzywickiego, to bym stworzył inną postać – mrocznego faceta, który kroi zwłoki. Ale poznałem Roberta, który zapraszał mnie na sekcje, pokazywał, jak to wszystko wygląda. Zdarzało się, że trzymałem w rękach wycięte narządy, a Robert objaśniał mi: >>o, popatrz – tutaj w żołądku coś się wydarzyło<<. Dzięki niemu jestem w stanie naturalnie odtworzyć w książce opis sekcji zwłok, za to jestem Robertowi bardzo wdzięczny” – zaznaczył pisarz.
Piotrowski zapytany, dlaczego zrezygnował z zawodu dziennikarza na rzecz bycia pisarzem, odpowiedział, że jego droga zawodowa była „dużo bardziej pokręcona”. Przez długi czas mieszkał, pracował i studiował za granicą: w Irlandii, Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii i USA.
„Ale przyszedł moment, że musiałem wrócić do Polski, bo zdawałem sobie sprawę, że najlepiej posługuję się słowem i dobrze piszę. Opisując jakieś zdarzenie, można użyć kilkunastu różnych słów, ale tylko jedno czy dwa pasują najlepiej. Wiedziałem, że nigdy nie opanuję języka obcego w takim stopniu, żeby wiedzieć, które z nich wybrać” – wyjaśnia autor „Smolarza”.
Jego droga zawodowa po powrocie do kraju była bardzo różnorodna. „W Polsce popracowałem trochę w >>Gazecie Lubuskiej<<, potem dostałem propozycję z klubu koszykarskiego Zastal Zielona Góra – klub był w Eurolidze, a ja znałem hiszpański. Ponieważ chciałem zarabiać dobre pieniądze, postanowiłem popracować na platformach wiertniczych. Ale żeby tam się dostać, musiałem skończyć różne kursy. I wtedy pojawiło się pół roku wolnego, więc postanowiłem napisać książkę” – opowiadał Piotrowski. Tą pierwszą książką był „Kod Himmlera”.
Także praca na platformie wiertniczej okazała się cennym doświadczeniem, pomocnym przy pisaniu książek.
„Poznałem tam ludzi z półświatka, a nawet ze świata przestępczego, który byli po wyrokach i starali się wrócić na łono społeczeństwa. Kiedy się siedzi z kimś pod dekiem przy minus 15 stopniach, zacina wiatr ze śniegiem, a palce odmarzają po 15 sekundach od ściągnięcia rękawic, to taki człowiek zaczyna drugiemu opowiadać wszystko. To się z niego wylewa, nawet nie trzeba go pytać. Obserwowałem ich sposób postrzegania świata, myślenia, te ich bandyckie kodeksy honorowe. I dzięki temu w książkach tę część o >>złu<< jestem w stanie odtworzyć naturalnie” – relacjonował pisarz.
Jak podkreślił, takie informacje mógł uzyskać jedynie dzięki życiu na co dzień z ludźmi, którzy łamali prawo.
„Nikt nie podejdzie do przestępcy i nie powie: >>chodź, powiedz mi, jak to wszystko wygląda<<. Ja miałem taką okazję pobyć z tymi ludźmi sam na sam przez wiele godzin i oni opowiadali mi to sami z siebie i byli szczerzy. Czytelnicy czują, że to, co potem napisałem, jest wiarygodne i zapewne to jedna z przyczyn, dla których seria z Igorem Brudnym odniosła sukces” – ocenił Przemysław Piotrowski.
Podkreślił, że także doświadczenia zebrane podczas pobytu w innych krajach są ogromnie pomocne w pracy pisarza.
„Uważam, że podróżowanie, studiowanie, mieszkanie za granicą bardzo poszerza horyzonty. Bo wyjazd wakacyjny niczego takiego nie daje. Pracowałem i mieszkałem z ludźmi z bardzo różnych kultur i z każdego szczebla drabiny społecznej: i z Latynosami przez dwa lata, i z muzułmanami. Pojawiały się różnice kulturowe, trzeba było się dostosowywać. Poza tym pisarstwo daje możliwość łączenia pracy z podróżowaniem. Tak było w wypadku książki >>La Bestia<< o najstraszniejszym seryjnym mordercy w dziejach świata – Luisie Garavito. Musiałem pojechać do Kolumbii, spędzić tam trzy tygodnie, objechać ją wzdłuż i wszerz – tam, gdzie funkcjonował Garavito” – podkreślił Piotrowski.
Autor dodał, że w jednej z kolejnych książek będzie chciał wykorzystać obserwacje i doświadczenia z najnowszej podróży – do Kenii i Tanzanii.
Zdaniem Przemysława Piotrowskiego research jest niezwykle istotny dla nadania pisaniu cech autentyzmu. Tak też było w wypadku ostatniej książki „Smolarz”, do której inspiracja pojawiła się znienacka.
„Obejrzałem film o bieszczadzkich smolarzach – to trochę taki zapomniany zawód, ale wciąż żywy. Ciągle jest tam kilkunastu mężczyzn, którzy się zajmują wypalaniem węgla drzewnego w retortach – to są takie piece wolnostojące. Zafascynowało mnie to i pomyślałem, że można to fajnie ograć w kryminale. A że miałem pomysł na połączenie pewnych wątków, to pomyślałem, że wybiorę się w Bieszczady, pochodzę po szlakach, porozmawiam z tymi smolarzami, czyli zrobię research. Kiedy wracałem do domu, to już mi głowa pękała od pomysłów” – powiedział pisarz.
Według niego Bieszczady to ostatnie miejsce w Polsce, gdzie widoczny jest jeszcze prawdziwy folklor.
„Wierzenia, lokalne legendy, szeptuchy, sam klimat Bieszczad – mgliste doliny, trzaskające gałęzie, dymiące retorty, skowyt wilków – jeśli zostanie to dobrze opisane, to zawsze niesamowicie działa na emocje. Można to ograć i wrócić do korzeni – zrobić kryminał – raz, że trzymający w napięciu, a dwa, że czytając, czuje się ciarki i pot spływa po plecach” – zaznaczył.
Źródło informacji: PAP MediaRoom