„Jesteś zbrodniarzem i dlatego zasługujesz na karę śmierci za zbrodnie na ludziach” – po tych słowach lekarz Bartosz Fiałek, reumatolog i „popularyzator wiedzy medycznej na temat COVID-19”, postanowił zgłosić hejt do prokuratury. Po kilku miesiącach umorzono jednak sprawę, ponieważ nie udało się odnaleźć autora wpisu.
Podczas pandemii koronawirusa Bartosz Fiałek był jednym z najbardziej aktywnych lekarzy w mediach społecznościowych, czym zdobył sobie popularność w kręgach zwolenników sanitaryzmu i przymusu szczepień. Lekarz niemal codziennie zamieszczał wpisy dotyczące kwestii związanych z COVID-19 i promował też akcję szczepień.
Prawie każdego, kto działa w mediach społecznościowych, dotyka szeroko zakrojony hejt. Nie ominęło to też Fiałka. Po jednej z hejterskich wiadomości postanowił zgłosić sprawę do prokuratury, ponieważ grożono mu śmiercią. Jednak śledczy umorzyli postępowanie.
– Sprawca wykryty zostanie dopiero, kiedy spełni swoje groźby, czyli mnie zabije – skomentował tę decyzję sam zainteresowany.
Z Fiaskiem skontaktowała się redakcja NaTemat. Lekarz opowiedział im o swoim doświadczeniu z prokuraturą. – Poszedłem do prokuratury, ponieważ grożono mi śmiercią. Liczyłem, że służby znajdą tego człowieka i go stosownie ukażą, żebym nie musiał się bać, że ktoś ostatecznie spełni swoje groźby i mnie zabije – opisuje reumatolog.
– Hejt dotyka ludzi w różnym wymiarze. Ci, którzy nie radzą sobie z nim, po prostu odchodzą i odstępują od publicznej aktywności. Przestają mówić o COVID-19, szczepieniach ochronnych, rezygnują z popularyzowania wiedzy medycznej. Gdy znikają z przestrzeni publicznej, nasilenie hejtu się zmniejsza. Widziałem to również w moim przypadku. Im częściej byłem obecny w środkach masowego przekazu, tym hejt się nasilał. I przeciwnie – kiedy mówiono o czymś innym niż pandemia COVID-19, to hejtu było mniej – podsumowuje lekarz.