Stanisław Pyjas był studentem polonistyki oraz filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wraz z grupą przyjaciół w 1976 r. nawiązał współpracę z Komitetem Obrony Robotników. Angażował się również w zbieranie podpisów po listem w obronie jego przyjaciela, Bronisława Wildsteina, który miał zostać relegowany ze studiów. Odpowiedzią władz były represje wymierzone w studentów. 5 maja 1977 r., kilkadziesiąt godzin przed śmiercią, Pyjas zgłosił w krakowskiej prokuraturze, że otrzymuje listownie liczne groźby.
Rano 7 maja 1977 r. w bramie kamienicy przy ul. Szewskiej 7 w Krakowie znalezione zostały jego zwłoki. Na trzecim piętrze domu mieszkała jego koleżanka. W zeznaniach składanych w kolejnych dniach kategorycznie twierdziła, że Pyjas nie pojawił się w jej mieszkaniu. Inni lokatorzy kamienicy mówili, że nie słyszeli jakichkolwiek odgłosów upadku ze schodów.
Po kilku godzinach od śmierci Pyjasa Bronisław Wildstein przekupiwszy strażnika, dostał się do kostnicy i zobaczył zmasakrowane zwłoki kolegi. Początkowo śledztwo prowadziła sekcja zabójstw Milicji Obywatelskiej w Krakowie, jednak bardzo szybko przejęła je Służba Bezpieczeństwa. Już kilka godzin po śmierci studenta odbyła się w MSW specjalna narada, na której wstępnie ustalono strategię prowadzenia dochodzenia. Nazajutrz po zdarzeniu prokuratura przedstawiła w lokalnej prasie opinię, iż Pyjas będąc pod wpływem alkoholu, spadł ze schodów i na skutek doznanych obrażeń głowy zmarł, zadusiwszy się własną krwią.
Od samego początku oficjalna wersja okoliczności śmierci Pyjasa dla jego przyjaciół i znajomych była niewiarygodna. Niemal natychmiast na murach gmachów krakowskich uczelni pojawiły się klepsydry informujące o zdarzeniu. Wielu księży związanych z duszpasterstwem akademickim odprawiało msze w intencji studenta. Uroczystości żałobne zorganizowane 15 maja stały się wielotysięczną manifestacją. Wieczorem, po mszy świętej w dominikańskim duszpasterstwie akademickim, w stronę Wawelu ruszył wielotysięczny pochód niosący w milczeniu czarne flagi i płonące znicze.
Pod Wawelem odczytano deklarację o utworzeniu Studenckiego Komitetu Solidarności (SKS). Stwierdzano w niej m.in.: „W odpowiedzi na wstrząsający fakt zabójstwa zrodziła się wśród studentów krakowskich spontaniczna inicjatywa zbojkotowania imprez juwenaliowych. Żałoba studentów i mieszkańców Krakowa była wielokrotnie naruszana przez funkcjonariuszy SB i SZSP [Socjalistyczny Związek Studentów Polskich – przyp. PAP]. Między innymi zatrzymano i aresztowano wielu naszych kolegów biorących udział w żałobie, a nawet wielokrotnie dopuszczano się profanacji miejsc żałoby. Tym samym SZSP straciło ostatecznie moralne prawo do reprezentowania środowiska studenckiego. Dlatego z dniem 15 maja br. powołaliśmy Studencki Komitet Solidarności dla zainicjowania prac nad utworzeniem autentycznej i niezależnej organizacji studenckiej”. Pod deklaracją podpisało się dziesięciu studentów: Andrzej Balcerek, Joanna Barczyk, Liliana Batko, Wiesław Bek, Małgorzata Gątkiewicz, Elżbieta Majewska, Lesław Maleszka (tajny współpracownik SB „Ketman”), Józef Ruszar, Bogusław Sonik i Bronisław Wildstein.
Zdaniem Bronisława Wildsteina celem studentów w Krakowie i innych miastach nie było jedynie zamanifestowanie solidarności z zamordowanym kolegą, ale wyrażenie sprzeciwu wobec całego systemu komunistycznego. „Wiedzieliśmy, że ten system jest zły i opresyjny, odbiera nam podmiotowość i podporządkowuje nasze państwo ZSRS. Uważaliśmy, że jako obywatele mamy prawo występować na rzecz spraw naszego środowiska, ale nie wyłącznie. Wysunięty przez nas postulat zbudowania niezależnej organizacji studenckiej był uderzeniem w fundamenty tamtego ustroju. W 1980 r. powstanie NZS było spełnieniem naszego postulatu, który rozsadzał tamten system” – wyjaśnił w rozmowie z PAP Wildstein.
Inicjatywę i postulaty krakowskiego SKS przejęli także studenci z innych miast: Warszawy, Wrocławia, Gdańska i Poznania. W ten sposób powstawał, poza oficjalnymi strukturami, niezależny ruch akademicki. Związane były z nim ukazujące się nielegalnie pisma – „Indeks”, „Sygnał” i „Bratniak”. Poparcie dla studentów potajemnie wyrażali również niektórzy wykładowcy krakowskich uczelni. W rozmowie z PAP Bronisław Wildstein podkreślił ich ostrożność, wynikającą z doświadczeń biograficznych, m.in. stosunkowo świeżej pamięci o terrorze okresu stalinowskiego.
Inicjatywy studenckie wspierali najbardziej doświadczeni działacze opozycji demokratycznej. Przywódca KOR Jacek Kuroń był przekonany, że sprzeciw studentów wzmocni organizacje antyreżimowe, a władze nie będą w stanie zareagować wzmożeniem terroru. „Oni nie mogą nam przeszkodzić, nie mogą nas zamknąć, bo jeśli zamkną siedem osób, to zrobi się wielki krzyk, dwa razy tyle osób będzie działało, wtedy musieliby wprowadzić duży terror” – mówił w rozmowie z innymi członkami KOR.
W rozmowie z PAP Wildstein zwrócił uwagę, że po śmierci Pyjasa środowisko studentów-opozycjonistów zdało sobie sprawę z inwigilacji podjętej wobec nich przez Służbę Bezpieczeństwa, której świadectwem były anonimowe listy, które otrzymywali. Ich treść świadczyła o dużej wiedzy SB o działalności studentów. Wildstein i jego przyjaciele nie zakładali jednak, że agentem bezpieki jest Lesław Maleszka. „Był to człowiek z najściślejszego kręgu tego środowiska. Może to dobrze, że byliśmy łatwowierni, bo gdybyśmy podejrzewali się nawzajem, to niemożliwe byłoby stworzenie środowiska, które odegrało dużą rolę w opozycji przedsierpniowej” – zaznaczył Wildstein.
Maleszka nie był jedynym tajnym współpracownikiem SB, który miał kontakt ze Stanisławem Pyjasem. Z zachowanych dokumentów SB wynika, że w jego inwigilację zaangażowano 8-12 donosicieli. Był to jeden z efektów instrukcji MSW, która wskazywała Pyjasa jako jednego z najważniejszych działaczy opozycji w kręgach akademickich. Zalecano również zastraszanie jego oraz jego przyjaciół poprzez częste zatrzymania.
Sprawa śmierci Pyjasa do dziś nie została w pełni wyjaśniona. Podjęte w 1977 r. śledztwo zostało umorzone. Według oficjalnej wersji, którą potwierdził wówczas Zakład Medycyny Sądowej w Krakowie, przyczyną zgonu miały być obrażenia wywołane upadkiem ze schodów.
W wyjaśnieniu przyczyn zdarzenia mógł pomóc kolega Pyjasa, Stanisław Pietraszko, członek SZSP. Ostatni raz widział go dzień przed jego śmiercią. Według zeznań złożonych w prokuraturze wiele wskazywało na to, że Pyjas był konwojowany przez nieznajomego mężczyznę. Niestety Stanisław Pietraszko nie doczekał zakończenia dochodzenia, 1 lipca 1977 r. jego ciało znaleziono w Zalewie Solińskim. Oficjalną przyczyną śmierci, budzącą wiele wątpliwości, było utopienie.
W październiku 1977 r. zginął również Marian Węclewicz, były bokser, współpracownik milicji i drobny przestępca. Tuż przed śmiercią pijany przechwalał się, że zlecono mu pobicie Pyjasa. Miał za to otrzymać 100 dolarów. Oficjalną przyczyną jego zgonu był upadek ze schodów. Śmierć Węclewicza była jedną z przesłanek na poparcie hipotezy o „wypadku przy pracy”, czyli pobiciu, które miało zastraszyć Pyjasa, ale zakończyło się tragicznie. „Ta wersja, dzisiaj podważana, wydawała się wcześniej wiarygodna, ponieważ SB wielokrotnie wynajmowała kryminalistów do działań, tzw. nieznanych sprawców. Wiele karier ludzi świata przestępczego już po 1989 r. jest dowodem na znaczenie powiązań z bezpieką” – podkreślił w rozmowie z PAP badacz dziejów Studenckich Komitetów Solidarności, historyk prof. Henryk Głębocki.
W czerwcu 1991 r. wznowiono śledztwo i ustalono, że przyczyną śmierci Pyjasa było śmiertelne pobicie. Minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski nie zgodził się jednak na ujawnienie danych o tajnych współpracownikach SB i w październiku 1992 r. śledztwo zostało umorzone z powodu niemożności wykrycia sprawców. Podejmowane w następnych latach dochodzenia nie przynosiły przełomu w sprawie i były umarzane przede wszystkim z przyczyn formalno-prawnych.
Zdaniem prof. Henryka Głębockiego wciąż podnoszone tezy o przypadkowej śmierci Pyjasa należy uznać za całkowicie nieuzasadnione. Przypomniał, że student był inwigilowany przez SB, której współpracownicy śledzili każdy jego krok. „Dlaczego więc Służba Bezpieczeństwa nie udokumentowała, że śmierć Pyjasa była losowym przypadkiem, a tak dokładnie zniszczyła dokumenty dotyczące tej sprawy?” – zwrócił uwagę historyk w rozmowie z PAP. Jego zdaniem o tym, że nie był to przypadkowy zgon, świadczy również wewnętrzne śledztwo prowadzone w MSW w latach siedemdziesiątych. „Badano wówczas, czy śmierć Pyjasa nie była prowokacją. Tak na pewno myślał sam Edward Gierek. Pisze o tym wszak w swoich wspomnieniach. Jeśli byłaby to przypadkowa śmierć, to po co władze, sama SB, podejmowałaby tak wiele działań służących zacieraniu śladów i niszczeniu wszelkiej dokumentacji?” – dodaje prof. Głębocki.
W 2001 r. sąd w Krakowie skazał na dwa lata więzienia w zawieszeniu dwóch byłych funkcjonariuszy MO i SB, oskarżonych o utrudnianie w 1977 r. śledztwa w sprawie śmierci studenta; chodziło o ukrywanie przed prokuraturą informacji dotyczących zaangażowania SB w sprawę. Żadnych rezultatów nie przyniosła też podjęta w 2010 r. ekshumacja zwłok Pyjasa.
W opinii prof. Głębockiego znaczenie wydarzeń sprzed 45 lat jest dziś niedoceniane. Jego zdaniem były one swoistym wstępem do zaangażowania środowisk studenckich w działalność solidarnościową po sierpniu 1980 r. „Wybuch niezadowolenia studentów w maju 1977 r. był dla władz potwierdzeniem ich obaw przed powtórzeniem się buntu młodzieży z marca 1968 r. Młodzież, szczególnie studencka, była traktowana jako potencjalny czynnik rozsadzający system. Maj 1977 r. ujawnił ten potencjał” – powiedział. Dodał, że postać Stanisława Pyjasa była także inspiracją dla najmłodszego pokolenia opozycji, które pod koniec lat osiemdziesiątych było przekonane o konieczności radykalnego zerwania z dziedzictwem komunizmu.
23 września 2006 r. prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Stanisława Pyjasa Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2019 r. w Krakowie odsłonięto pomnik upamiętniający zamordowanego studenta. (PAP)
autor: Michał Szukała