„W czasie pandemii działalność artystyczna Teatru Narodowego przez długie okresy była zawieszona. Gdy tylko sytuacja pozwoliła na stały powrót do działalności artystycznej, odnotowaliśmy frekwencję na bardzo wysokim poziomie; nie odbiegała ona od najlepszych frekwencyjnie miesięcy sprzed pandemii” – powiedziała PAP Marzena Dąbrowska z działu komunikacji Teatru Narodowego.
Przyznała, że „od lutego 2022 r. frekwencja w Teatrze nieznacznie spadła”. „Można jedynie przypuszczać, że wpływ na tę sytuację ma nie tylko okrutna wojna tocząca się obecnie na Ukrainie, ale w równym stopniu także krajowe uwarunkowania ekonomiczno-gospodarcze: wzrost oprocentowania kredytów mieszkaniowych, wzrost cen oraz wysoka inflacja” – wyjaśniła. „Nie można również zapominać o czynnikach natury psychologicznej, takich jak zmęczenie pandemią oraz poczucie niepewności związane z niestabilną sytuacją polityczną” – dodała Dąbrowska.
„Generalnie obserwujemy pewien spadek frekwencji. To, oczywiście, zależy od przedstawienia, bo są takie, które gramy przy kompletach na widowni” – powiedział PAP dyrektor artystyczny Teatru Polskiego im. A. Szyfmana w Warszawie Janusz Majcherek.
Wyjaśnił, że na sztuki Czechowa są komplety widzów i „widać, że publiczność dobrze reaguje, dobrze je przyjmuje”. „Jasne, że czasami też kontekst, jak np. wojna w Ukrainie, zmienia odbiór niektórych przedstawień” – dodał.
„Jeszcze przez jakiś czas nie możemy grać +Wujaszka Wani+ w reż. Iwana Wyrypajewa, ponieważ aktor Maciej Stuhr jest niedysponowany, bo złamał nogę” – mówił. „Natomiast, utrzymujemy w repertuarze +Wiśniowy sad+ w reż. Krystyny Jandy, na którym mamy bardzo dobrą frekwencję. Ten spektakl jest bardzo dobrze przyjmowany” – zaznaczył Majcherek.
Dyrektor artystyczny Teatru Polskiego przyznał, że „cały czas stawiamy sobie pytanie, zwłaszcza wobec ostatnich wypowiedzi ministra kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego, czy powinniśmy to grać, czy nie?”. „Uznaliśmy, że zapytamy o zdanie zespół aktorski +Wiśniowego sadu+. Wkrótce będziemy znali to stanowisko” – powiedział. „Mnie osobiście się wydaje, że nie należy karać Antoniego Czechowa za to, iż Putin prowadzi wojnę z Ukrainą” – podkreślił.
Majcherek zastanawiał się nad powodami „mniejszego napływu widzów”. „Czym to jest spowodowane? Nie wiem. Być może ogólną sytuacją i nastrojami, a może – co bierzemy pod uwagę – ich kondycją finansową, która się niezależnie od wszystkich innych wydarzeń, pogorszyła” – wyjaśnił.
Pytany, czy może widzowie nadal obawiają się chodzić do teatru z uwagi na pandemię, Majcherek powiedział: „nie sądzę”. „Kwestia Covid-19, choć to oczywiście nieprawda, odsunęła się na drugi plan. To trochę tak, jakbyśmy uznali, że już go nie ma” – ocenił.
„Raczej powiedziałbym, że daje się zaobserwować – u nas wszystkich – spadek nastroju psychicznego” – mówił. „Jest tyle złych rzeczy dookoła – niebezpiecznych i strasznych, że być może teatr nie jest najważniejszy w tym momencie” – wyjaśnił dyrektor artystyczny Teatru Polskiego.
„Pandemia koronawirusa była trudnym czasem dla instytucji kultury, również dla Teatru Śląskiego w Katowicach” – ocenił dyrektor Teatru Śląskiego im. St. Wyspiańskiego w Katowicach Robert Talarczyk.
Wyjaśnił, że „dzięki projektom realizowanym w przestrzeni internetu oraz wydarzeniom organizowanym w teatrze z utrzymaniem reżimu sanitarnego”, katowickiemu teatrowi „udało się jednak utrzymać stały kontakt z publicznością”. „To spowodowało, że po zdjęciu obostrzeń nasi widzowie wrócili do teatru, a przedstawienia gramy dla pełnej widowni” – podkreślił.
„Co więcej, w związku z tym, że organizujemy szereg wydarzeń wspierających obywateli Ukrainy, nasza publiczność chętnie włącza się te projekty, uczestniczy w wydarzeniach artystycznych i zbiórkach, za co jesteśmy jej bardzo wdzięczni” – powiedział Robert Talarczyk.
„Pandemia i wojna odbiły się na frekwencji teatralnej. Obecna sytuacja gospodarcza również nie sprzyja bardzo częstym wyjściom do teatru” – powiedziała specjalistka ds. promocji Teatru Wybrzeże w Gdańsku Aleksandra Weber.
Zwróciła uwagę, że „jednakże frekwencja powoli wraca do bardzo dobrej normy sprzed pandemii – w marcu 2022 r. na naszych scenach wyniosła ona około 90 proc., kiedyś wynosiła około 100 proc.”. „Na pewno powrót do wyprzedanych sal będzie długotrwałym procesem, ale jesteśmy dobrej myśli. Wierzymy w siłę i jakość naszych spektakli i w naszą wierną Wybrzeżową widownię” – podkreśliła Weber.
„Od ponad dwóch lat sytuacja prywatnych teatrów nie jest stabilna. W porównaniu z czasami sprzed pandemii możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z nową rzeczywistością” – mówi PAP dyrektor naczelny i artystyczny warszawskiego Teatru Kamienica Emilian Kamiński.
Przypomniał, że „w marcu 2020 r. bilety na spektakle Teatru Kamienica były wyprzedane nawet do 3 miesięcy przed wydarzeniem”. „Teraz obserwujemy tendencje wzrostu sprzedaży na dzień przed lub w dniu przedstawienia” – wyjaśnił.
„Dla teatrów jest to wysoce ryzykowne, bo dla nas nie ma znaczenia czy gramy dla 30 czy 300 osób – koszty aktorskie, obsługi widowni, techniczne są w obu przypadkach tak samo duże” – ocenił Kamiński.
Zwrócił uwagę, że „kultura została mocno dotknięta konsekwencjami, jakie niosła ze sobą pandemia, a teraz stała się swoistym barometrem nastrojów społecznych i politycznych”. „Wojna w Ukrainie oraz jej ekonomiczne skutki odciskają piętno na branży teatralnej. Sztuka jest bowiem ostatnim ogniwem, jeśli chodzi o potrzeby ludzkie. To normalne, że w pierwszej kolejności musimy opłacić rachunki, zjeść, ubrać się, a dopiero później możemy myśleć o rozrywce. Ciągle rosnąca inflacja niestety nie sprzyja rozwojowi kultury” – wyjaśnił.
„Gdy zakładałem mój teatr, przyświecała mi myśl, że ma on +nie odbierać ludziom chęci do życia+, dlatego szczególnie teraz chcę tę siłę i chęć dawać” – mówił. „Wraz z moim zespołem obserwujemy, że gdy już nastąpi ten moment i widzowie zasiadają na widowni, jest to wyjątkowy czas. Jak nigdy wcześniej wszyscy potrzebujemy otuchy, wytchnienia i nadziei, które staramy się w jak największych dawkach, serwować naszej wspaniałej, wiernej widowni” – podkreślił Emilian Kamiński.
„Nie chcę zapeszyć. Na szczęście po zniesieniu większości obostrzeń związanych z koronawirusem do naszego teatru widzowie wrócili bardzo szybko” – powiedział PAP dyrektor artystyczny Wrocławskiego Teatru Lalek (WTL) Jakub Krofta.
„Tak naprawdę cały czas gramy spektakle z kompletami na widowni – jak było przed pandemią. Do WTL powróciły grupy szkolne i bardzo się z tego cieszymy” – mówił. „Oczywiście, tak jest w przypadku WTL, który zawsze miał bardzo dobrą frekwencję, natomiast nie wiem, jak to wygląda w innych teatrach lalkowych” – dodał.
Krofta przypomniał, że nawet w trakcie pandemii, „rok temu, gdy teatry otwarto na miesiąc, bilety w internetowej przedsprzedaży znikały w trakcie godziny”. „Wyprzedawaliśmy bilety na wszystkie przedstawienia” – wyjaśnił. „Widać głód teatru u młodych widzów” – zaznaczył.
„Oczywiście, dostrzec można również wpływ wojny w Ukrainie. Teatry, podobnie jak WTL, starają się udostępnić przedstawienia dla uchodźców z Ukrainy. W naszym teatrze gramy kilka tytułów z napisami w języku ukraińskim” – powiedział. „Zdarzają się kłopoty, bo małe dzieci często nie czytają tak szybko lub nie chcą czytać. Dlatego organizujemy też rodzaj wstępów do przedstawień, bo mamy w zespole ukraińską aktorkę, która przed spektaklami w skrócie opowiada o akcji. Dzięki temu dzieci lepiej się orientują, o co chodzi w przedstawieniu” – wyjaśnił dyrektor artystyczny WTL.
„Na pewno frekwencja nie powróciła w 100 proc. do stanu, jaki mieliśmy w marcu 2020 r. Obecnie, mimo starań, mamy co najmniej 20 proc. mniej widzów” – oceniła specjalistka ds. organizacji widowni w stołecznym Teatrze Lalki Guliwer Anna Miller.
Zwróciła uwagę na „większą ostrożność widzów w przychodzeniu do teatrów”. „Dość często zdarzają się pytania o to, czy klasa szkolna lub grupa przedszkolna będzie sama na widowni. One były częstsze w momencie, kiedy było znacznie więcej zachorowań na koronawirusa, obecnie pojawiają się rzadziej” – wyjaśniła.
„W ciągu ostatnich dwóch lat praca biura obsługi widzów była ogromna, gdyż charakteryzowała się wielką nieprzewidywalnością” – mówiła. „Nigdy nie było pewności, czy grupa do teatru przyjedzie czy nie. Dosyć często zdarzała się sytuacja, gdy miałam potwierdzenie rezerwacji, a za dziesięć minut był telefon, że niestety ktoś nas już zgłosił do sanepidu i nie przyjedziemy” – opowiadała Miller.
Podkreśliła, że „spektakle zdejmowano z dnia na dzień”. „To był prawdziwy rollercoaster. Teraz się oczywiście trochę uspokoiło, bo tych zachorowań jest znacznie mniej i wszyscy są spokojniejsi” – wyjaśniła. „Ale mimo wszystko zdarzają się jeszcze wypadki, że grupa nie przyjeżdża” – dodała.
Zwróciła uwagę, że „chyba weszła w nawyk taka możliwość szybkiego odwołania rezerwacji”. „W weekendy widzów też jest mniej i wolniej się zapełnia widownia” – mówiła. „Decyzja o przyjściu do teatru zapada nie w czwartek-piątek, ale w ostatniej chwili – w piątek lub w sobotę po południu” – podkreśliła.
„Wojna w Ukrainie również ma duży wpływ na frekwencję. Doszło do placówek edukacyjnych bardzo dużo dzieci ukraińskich” – powiedziała. „Dzieci uchodźcze z Ukrainy są gośćmi w Teatrze Lalek Guliwer. Mają bilety gościnne, czyli darmowe. W zasadzie w każdej grupie, która do nas przychodzi, jest dwoje, troje, sześcioro dzieci ukraińskich. Przynajmniej tyle możemy im dać, że mogą obejrzeć spektakl za darmo” – wyjaśniła Anna Miller. (PAP)
autor: Grzegorz Janikowski