Chcemy pokazać, że społeczność LGBT już dawno zerwała z wizerunkiem chłopaków, którzy – jak mówiła Krystyna Pawłowicz – nie potrafią wbić gwoździa w ścianę. Mamy siłę i niczego się nie boimy. Stąd nazwa Homokomando – mówi dr Tomasz Sarosiek dla Newsweek Polska.
„Uroczyście przysięgam wejść na drogę samodoskonalenia, by poświęcić moje ciało i umysł obronie praw człowieka oraz innych istot czujących, solidarnie z moimi współkompankami i współkompanami z Homokomando. Ramię – w ramię! Myśl – w myśl! Od dziś – do zawsze! Przysięgam!” – Linus Lewandowski, aktywista LGBT, recytuje treść przyrzeczenia, jakie składają nowi członkowie Homokomanda. Są przyjmowani, jeśli swoim działaniem udowodnią, że bliskie są im ideały organizacji – czytamy w Newsweeku.
– Historia Homokomanda zaczęła się wiosną 2020 roku. Był początek pandemii, ludzie uwięzieni w domach, szukałem kogoś, z kim mógłbym czasem pobiegać. Pomysł był taki, by stworzyć grupę gejów uprawiających biegi przeszkodowe. Początkowo szło nam ciężko. Zainteresowanie było mizerne. Rozgłos zyskaliśmy po 7 sierpnia, po „Tęczowej nocy”, czyli starciach społeczności LGBT z policją na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Ludzie zaczęli wchodzić na mój profil i widzieli, że istnieje coś takiego, jak Homokomando. Wtedy na poważnie zaczęliśmy się rozwijać. Pierwszy trening paintballowy Homokomando nazwaliśmy treningiem bojowym. W tekście napisaliśmy, że kule świszczały. W TVP zacytował to później Michał Rachoń. Tak, Homokomando jest bardzo prowokacyjne – mówi dla Newsweeka Linus Lewandowski, z zawodu programista.
– Przy czym postępujemy dokładnie odwrotnie, niż sugeruje nasza nazwa. Jesteśmy organizacją pokojową, wyzbyliśmy się przemocy. Staramy się nikogo nie obrażać, a w naszych postach nie ma ataków ani na Kościół, ani na religię – dodaje dr Tomasz Sarosiek, lekarz onkolog i aktywista LGBT.
Żródło: Newsweek
Zdjęcie ilustracyjne