Po tym czego doświadczył w ciągu dwóch lat pobytu w położonym nieopodal Gdańska obozie koncentracyjnym Stutthof, Witold Napiórkowski był wrakiem człowieka. Kiedy specjalny zespół złożony z przedstawicieli m.in. Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, Ministerstwa Zdrowia, ZBoWiDu i środowiska więźniów w 1973 roku pochylił się nad sprawą Napiórkowskiego, żeby przyznać mu pomoc finansową ze względu na jego obozowe przeżycia, ten już od czterech lat nie żył. Co zrobili mu niemieccy lekarze na zlecenie niemieckich koncernów farmaceutycznych?
Witold Napiórkowski miał raptem 17 lat, kiedy został aresztowany latem 1943 roku. Po kilkumiesięcznym pobycie w areszcie w Łomży, gdzie był przesłuchiwany i torturowany, w grudniu tego samego roku został osadzony w obozie koncentracyjnym Stutthof i stał się numerem: 27158. Po wojnie jego obozowy kolega Antoni Rydzewski zezna przez sędzią sądu wojewódzkiego w Białymstoku Henrykiem Góralem, że Napiórkowski trafił do obozu w relatywnie dobrym stanie. – Był zdrów – wspominał Rydzewski.
Sędzia Góral chciał przesłuchać Napiórkowskiego w listopadzie 1969 roku. Spojrzał mu w oczy. 43-letni mężczyzna wyglądał wówczas na starca. „Sam nie jest w stanie swobodnie się poruszać. Na skutek utraty mowy i słuchu nie mógłby odnaleźć miejsca, do którego miał się stawić na wezwanie jako świadek (…) Obraz jego jest wprost żałosny. Ręce stanowią jedne kikuty, cały organizm wycieńczony, twarz zniekształcona. Na lewej ręce są wyraźne blizny po przestrzałach i cała dłoń zniekształcona. Z uwagi na to, że jest on głuchoniemy powołany został do przesłuchania biegły tłumacz” – czytamy w notatce sędziego Górala.
Zeznania Napiórkowskiego można by potraktować jako koszmarne majaki, gdyby nie fakt, że przed sędzią pojawił się jeszcze żywy dowód ogromnego, niewyobrażalnego i kompletnie niepotrzebnego okrucieństwa niemieckich, obozowych lekarzy. „Opisując jak poddawany był eksperymentom ze złamaniem ręki jednej oraz kilkakrotnym przestrzałem drugiej oraz przyjmowanymi zastrzykami nie może się opanować, płacze, bierze się za głowę i potakuje nią jak można było nad nim w ten sposób się znęcać” – pisze sędzia Góral ubolewając, że niewiele szczegółów udało mu się wydobyć z przesłuchiwanego z uwagi na „ogólne upośledzenie, wycieńczenie, głuchoniemość oraz załamanie i rozczulenie się wspomnieniami z obozu”.
Trudno się dziwić, że Napiórkowski nie był w stanie racjonalnie, na zimno opowiedzieć swoich przeżyć z obozu. Eksperyment jakiemu został poddany musiał się urodzić w jakiejś naprawdę chorej głowie. Musiał też być zatwierdzony przez szefostwo nie tylko służb sanitarnych SS, ale też przez decydentów z koncernu farmaceutycznego testującego w ten sposób swoje produkty i przez obozowego lekarza hauptsturmfuhrera SS Otto Heidla. Ten doktor medycyny, członek NSDAP i SS od kwietnia 1942 do kwietnia 1945 był naczelnym lekarzem obozu. Świadkowie opisują go jako okrutnego sadystę. Stosował osławione zastrzyki z fenolu i inne koszmarne sposoby uśmiercania więźniów, włącznie z komorą gazową będącą na wyposażeniu tamtejszego obozu. Był też bezwzględnym wykonawcą eksperymentów pseudomedycznych zlecanych przez niemieckie koncerny farmaceutyczne będące częścią przemysłowego molocha IG Farben.
Eksperyment jakiemu został poddany Witold Napiórkowski polegał na tym, że jakimś twardym przedmiotem został uderzony w rękę tak mocno, że nastąpiło złamanie kości. Stracił przytomność, a kiedy się obudził, dostał „jakieś proszki i zastrzyki”. Rękę miał zabandażowaną. Pewien czas był pod obserwacją, a kiedy ręka się zagoiła został wezwany do rewiru – obozowego szpitala. Tam kazano mu podnieść tę rękę do góry i… kilkukrotnie strzelono w nią z pistoletu. Napiórkowski stracił przytomność. Kiedy się ocknął, rękę miał zabandażowaną. Znów dostał zastrzyki i tabletki. Po wojnie nie pamiętał ani nazwisk lekarzy, którzy mu to zrobili, ani jak wyglądały leki, które mu podawano.
Trudno dzisiaj być pewnym, który koncern farmaceutyczny był zleceniodawcą zbrodniczego eksperymentu, jakiemu poddano Witolda Napiórkowskiego. Z ogromnym prawdopodobieństwem chodziło o zbadanie skuteczności preparatów któregoś z koncernów farmaceutycznych wchodzących w skład IG Farben. Były więzień obozu Auschwitz, Władysław Fejkiel, w artykule „Eksperymenty sanitariatu SS w Oświęcimiu” (Okupacja i medycyna, Książka i wiedza, 1971, str. 40 i dalej) pisze: „Na uwagę zasługują przede wszystkim eksperymenty z preparatami sulfonamidowymi. Stosowano je pod różnymi kryptonimami, jak np. „B 1012”, „B 1034”. Ponadto stosowano jeszcze wiele innych preparatów, jak np. różne związki akrydynowe, oznaczone kryptonimem „3582” bądź nazwą „Rutenol” i inne. Wszystkie te preparaty pochodziły z firmy Bayer należącej, jak wiadomo, do IG Farbenindustrie. Akcją wypróbowywania preparatów, prowadzoną mniej więcej w latach 1942-1944, kierował przedstawiciel IG Farbenindustrie, wzmiankowany już dr H. Vetter”. Opis eksperymentu przeprowadzonego na Napiórkowskim wskazuje na to, że badano na nim skuteczność sulfonamidów, a dokładniej ich działanie antybakteryjne, ale pewności w tej sprawie nie będziemy mieli już nigdy.
Doktor Otto Heidl powiesił się w celi oczekując na proces w październiku 1955 roku. Witold Napiórkowski zmarł niedługo po tym, jak zobaczył się z sędzią Góralem w ostatnich tygodniach 1969 roku. Niemieckie koncerny farmaceutyczne, których produkty testowano także w obozie koncentracyjnym Stutthof do dzisiaj mają się świetnie i nie odpowiedziały za ogrom zbrodni, jakich były pośrednim sprawcą.
Paweł Skutecki