Niemieckie obozy koncentracyjne dotykały podczas II wojny światowej liczne epidemie, z których najwięcej ofiar zabrały czerwonka, gruźlica i tyfus, zarówno plamisty, jak i brzuszny. Za drutami obozów niemieckie koncerny farmaceutyczne testowały nie tylko leki, ale także szczepionki. O ile w miarę dobrze wiemy, co się działo w Dachau czy Auschwitz, to obóz w Stutthofie jest wciąż owiany tajemnicą. Tym bardziej, że w marcu 1945 roku niemiecka załoga obozu zniszczyła wszystkie dokumenty dotyczące kwestii zdrowia i organizacji szpitala.
Obóz w Stutthofie był jednym z pierwszych tego typu miejsc w okupowanej przez Niemców Polsce. Już 2 września 1939 roku przywieziono tam około dwustu aresztowanych mieszkańców Wolnego Miasta Gdańska. Miał różny status, od obozu dla „cywilnych jeńcow wojennych”, przez obóz koncentracyjny, „aby wreszcie w 1944 roku być, podobnie jak Oświęcim czy Majdanek, obozem stojącym na pograniczu obozu koncentracyjnego i ośrodka masowej zagłady” – jak pisze o nim były więzień, profesor Dunin-Wąsowicz. Został wyzwolony jako ostatni obóz koncentracyjny na okupowanych przez Niemców polskich ziemiach. Był więc najdłużej działającym obozem położonym między Odrą a Bugiem.
W części obozu, który nazywano „Obozem Żydowskim” pod koniec 1944 roku wybuchła epidemia tyfusu. Blok 30 wymarł całkowicie. Władze obozowe odseparowały część żydowską od pozostałej, chcąc ograniczyć rozprzestrzenianie się epidemii. Próbowano przeprowadzać odwszawianie wszystkich bloków po kolei, ale ze względu na potworne przepełnienie obozu kończyło się to na działaniach pozorowanych i… prawdziwych przypadkach zapalenia płuc w wyniku koczowanie przez dobę pod gołym niebem, podczas gdy w barakach rozpylony gaz miał wytruć wszy.
Niemcy mieli doświadczenie w opanowywaniu epidemii tyfusu. Opisał go jeden z więźniów, Wacław Mitura: „Pewnego dnia, po świętach wielkanocnych, jeden z więźniów, Polak, poważnie zachorował. Lekarz stwierdził ciężki przypadek tyfusu plamistego. Chory leżał w bloku „C”, gdzie go od innych łóżek odizolowano. Natychmiast meldunek poszedł do Stutthofu. Nazajutrz przyjechało dwóch oficerów SS, niby to lekarzy. Zaprowadzono ich do chorego. Drzwi od bloku „C” były na oścież otwarte, tak że z okna kuchni mogłem doskonale obserwować, co się dzieje wewnątrz. Gdy esesmani zbliżyli się do łóżka chorego, jeden z nich wyjął z teczki gumowe rękawiczki i włożył je na ręce. Następnie wziął strzykawkę, przyłożył do obnażonej piersi chorego i silnym pchnięciem wbił w serce. Strzykawka była napełniona najprawdopodobniej fenolem. Śmierć nastąpiła natychmiast. W taki barbarzyński sposób tyfus zlikwidowano. Nikt więcej na tyfus tu nie zachorował”.
Można zaryzykować tezę, że w obozie chorowali wszyscy więźniowie. Przy wyniszczającej, niewolniczej pracy, jedzeniu pozbawionym wartości odżywczych i kalorycznych, mieszkając w warunkach higienicznych niespełniających żadnych norm, więźniowie musieli chorować. Przez obóz przetaczały się regularnie epidemie. Pierwszą była epidemia krwawej biegunki w styczniu 1940 roku. Władze wówczas po prostu odizolowały chorych i pozostawiły ich na pastwę losu – bez opieki lekarskiej, jedni umarli, drudzy – nieliczni – doszli do zdrowia. W kwietniu 1942 roku w obozie szalała epidemia tyfusa brzusznego. Zmarł wówczas m.in. dr Stefan Mirau, pełniący funkcję lekarza, zmarł także jeden z esesmanów. Z epidemią w obozie zmagano się do końca roku. Kolejny wybuch epidemii tyfusu nastąpił w połowie roku 1943. Pod koniec tego roku – 3 grudnia – zarządzono dla komendantury obozowej szczepienia przeciwko tyfusowi, a na przełomie maja i czerwca kolejnego roku zaszczepiono 49 więźniów funkcyjnych. W drugiej połowie 1944 roku w obozie wybuchła kolejna epidemia – tym razem tyfusu plamistego. W obozie przebywało wówczas około 33 tysięcy więźniów. Szczyt zachorowań przypadł na grudzień. Władze zaszczepiły wówczas 342 więźniów funkcyjnych oraz odizolowały obóz żydowski od pozostałych części obozu.
W 1945 roku, w czasie szalejącej epidemii tyfusa plamistego, w obozie podjęto próbę szczepień kobiet. Jak wspomina Aldo Coradello, szczepionki były wybrakowane i przeterminowane, co spowodowało u około 20 procent szczepionych osób powstanie ropowicy. Śmiertelność w szpitalu zawsze była bardzo duża, dochodziła do połowy stanu chorych, ale podczas epidemii tyfusu osiągnęła 90 procent chorych. „Tyfus plamisty w obozie zasadniczo nie wygasał. Znaczniejsze epidemie panowały zimą 1942/43 i w 1944 roku. Mimo panowania epidemii nie zastosowano izolacji i więźniowie chodzili w dalszym ciągu do pracy” – pisze sędzia Z. Łukaszkiewicz.
Prof. Srouga w swoich wspomnieniach pisze o radzieckich żołnierzach-kobietach. „Władze obozu najbardziej tępiły radzieckie spadochroniarki i w ogóle Rosjanki w wojskowych mundurach. Starano się uśmiercać je jak najprędzej. Spadochroniarki najczęściej rozstrzeliwano, czasami uśmiercano szczepionkami”. Czy były to przeterminowane szczepionki? Czy wstrzykiwano fenol, zamiast szczepionki? Tego dzisiaj się nie dowiemy, ale autor z całą pewnością miał na myśli właśnie szczepionki, bo w innych miejscach pisze wprost o szpilowaniu i fenolu.
W grudniu 1944 roku, podczas epidemii tyfusu, powstała w obozie ciekawa teoria spiskowa, której nikt nie obalił, a której jednym z autorów był radziecki lekarz, Teodor Soprunow. Epidemia praktycznie całkowicie wymordowała kilka żydowskich baraków. Niemcy zarządzili wówczas obowiązkowe szczepienia przeciwko tyfusowi wszystkich, którzy mieli jakikolwiek bezpośredni kontakt z esesmanami. Jak pisał profesor Dunin-Wąsowicz, były więzień obozu: „Kilku relacjonistów, i to bardzo poważnych i dobrze poinformowanych, twierdzi wyraźnie, że w zimie 1944 roku komendantura obozu zaczęła w ten sposób zaszczepiać podstępnie zarazki tyfusu plamistego, który, znacznie niebezpieczniejszy od tyfusu brzusznego, doprowadziłby zapewne do kompletnego wyniszczenia obozu. Jeden z relacjonistów, radziecki lekarz Teodor Soprunow, twierdzi, że widział już pierwsze wypadki tyfusu plamistego wśród więźniów w lecie 1944 roku, a w styczniu 1945 roku wypadków było już około 50. Drugim relacjonistą jest Paul Kussauer, który był w styczniu i lutym 1945 roku „starszym” Żydowskiego Obozu. Twierdzi on w swojej relacji, że wiadomość o sztucznym zaszczepieniu tyfusu przez komendanturę esesowską obozu przekazał mu Selonke, więzień kryminalista dopuszczany przez esesmanów do wielu tajemnic”.
Zamiast szczepionki uodparniającej przeciwko tyfusowi, niemieccy lekarze mieli więźniom wstrzykiwać zarazki powodujące chorobę. Czy to możliwe? Technicznie: tak. W obliczu zbliżającego się frontu i coraz bardziej oczywistej nawet dla zagorzałych nazistów porażki narodowego socjalizmu, Niemcy lubowali się w takich formach mordowania więźniów, które wyglądały na „naturalne”. A przecież nie ma nic dziwnego w tym, że w przepełnionym obozie, omdlewający z głodu i pracy ponad siły więźniowie chorują i umierają na tyfus.
W marcu 1945 roku Niemcy spalili ogromną część dokumentacji obozowej, w tym przede wszystkim dokumenty dotyczące obozu, w związku z tym trudno dzisiaj jednoznacznie stwierdzić, jakiego rodzaju eksperymenty pseudomedyczne były prowadzone na więźniach. Wiele pytań prowokują regularne epidemie, ale dzisiaj nie sposób ocenić, czy miały one jakikolwiek związek z doświadczeniami nad szczepionkami, czy też wynikały z innych – opisanych wyżej – powodów.
Naczelny lekarz Stutthofu, Hauptsturmfuhrer dr Otto Heidl w 1955 roku został aresztowany przez niemieckie władze i osadzony w więzieniu. Śledztwo prowadziła prokuratura w Bochum, ale do procesu nie doszło. 11 października 1955 roku doktor Heidl powiesił się w więziennej celi.
Paweł Skutecki
Możesz wesprzeć projekt badawczy i pomóc w powstaniu książki dotyczącej szczepień za drutami obozów i eksperymentów pseudomedycznych ze szczepionkami prowadzonych na więźniach obozów koncentracyjnych. Zapraszam tutaj: https://zrzutka.pl/t4gv5w
One comment
Jerzy
10 listopada, 2021 at 12:34 pm
Od naocznych świadków słyszałem o stosowaniu przez okupanta podczas II w . św. szczepionki przeciw tyfusowi.
Jej podanie powodowało śmierć.
Taką śmiercią zmarł dr. Batycki ratujący chorych na tyfus.
O tym, że musi umrzeć zorientował się wkrótce po podaniu sobie tego zastrzyku.
Podobno Niemcy produkowali to w jakimś zakładzie na terenie okupowanej Holandii
Czy znacie koledzy jakieś źródła uzupełniające .
Ja może w przyszłym tygodniu napiszę coś więcej, jak porozmawiam ze świadkiem tego wydarzenia.
To , że plan depopulacji istniał to wiemy. Jakie były jego szczegóły dotyczące realizacji , to do dziś tajemnica.
Coś na ten temat można znależć np w tym dokumencie:
„Podstawowe założenia polityki władz okupacyjnych niemieckich wobec ludności polskiej, zostały zawarte w opracowanym na zlecenie Urzędu dla Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP, przez doktora E. Wetzla, kierownika Centrali Doradczej Urzędu dla Spraw Rasowo-Politycznych, oraz doktora G. Hechta, kierownika Oddziału dla Volksdeutschów i mniejszości w Urzędzie dla Spraw Rasowo-Politycznych, dokumencie zatytułowanym
Sprawa traktowania ludności byłych polskich obszarów z rasowo-politycznego punktu widzenia,
noszącym datę 25 listopada 1939 roku. Czytamy w nim m. in.:
Opieka lekarska z naszej strony ma się ograniczyć wyłącznie do zapobieżenia przeniesieniu chorób zakaźnych na teren Rzeszy. ….”
W świetle powyższego szybka likwidacja nosicieli tyfusu za pomocą „szczepionki” trucizny byłaby logiczna