TK stwierdził, że unormowania unijne nie mogą podważać konstytucyjnych zasad, które obowiązywały w polskim systemie prawnym od zawsze, a od których niektórzy chcą odstąpić w obecnej sytuacji – mówiła w rozmowie z poniedziałkowym „DGP” I prezes SN Małgorzata Manowska.
I prezes SN Małgorzata Manowska była pytana m.in., co wynika z zeszłotygodniowego orzeczenia TK. „Rzeczpospolita Polska przekazała Unii swoje kompetencje do stanowienia norm obowiązujących na jej terytorium jedynie w bardzo określonym zakresie. Mówi o tym wyraźnie art. 5 TUE, który wskazuje, że UE ma tylko te kompetencje, które zostały jej wyraźnie przyznane. I w tym kontekście TK stwierdził, że kompetencje dotyczące organizacji wymiaru sprawiedliwości nie zostały przyznane Unii” – wyjaśniła prezes I SN.
Jak przypomniała, TK stwierdził, że unormowania unijne nie mogą podważać konstytucyjnych zasad, które obowiązywały w polskim systemie prawnym od zawsze, a od których niektórzy chcą odstąpić w obecnej sytuacji. „Chodzi o to, że sądy polskie, poza kompetencjami ustawowo przyznanymi SN, nie mogą kontrolować legalności procedury powołania sędziego, a zwłaszcza aktu powołania sędziego przez prezydenta, i nie mogą odmawiać uznania za sędziego osoby powołanej tym aktem. To są podstawy niezależności i niezawisłości sądów oraz konsekwencja obowiązywania zasady trójpodziału władz. O tym, kto sprawuje władzę sądowniczą, decyduje demokratycznie legitymowany prezydent z pewnym udziałem środowiska sędziowskiego, które ma większość w KRS, ale nie same sądy” – wyjaśniła.
Na uwagę, że konsekwencją będzie nakręcenie sporu z Brukselą i czy zatem sprawy nie zaszły za daleko, odparła, że „sprawa zaszła stanowczo za daleko, ale nie wydaje mi się, by była to wina TK”. „Jesteśmy świadkami prób poszerzania zakresu wpływów instytucji unijnych kosztem państw członkowskich. Główny problem dotyczy interpretacji traktatów i określonego nimi zakresu kompetencji instytucji unijnych. Sam TSUE niejednokrotnie wydawał orzeczenia, wskazując, kiedy ustawa zasadnicza państwa członkowskiego bierze prymat nad prawem unijnym. Ale to nie znaczy, że TSUE samodzielnie może rewidować zakres, w jakim państwa przyznały kompetencje Unii. Coraz częściej obserwujemy kwestionowanie wyroków TSUE przez państwa członkowskie. W ostatnim czasie stało się to w Hiszpanii i we Francji. To nie jest ani przypadek, ani zjawisko występujące tylko w Polsce” – zauważyła.
Pytana jakie przełożenie na sytuację w Sądzie Najwyższym ma orzeczenie TK, stwierdziła, że „trudno to ocenić”. „Sędziowie są niezawiśli i podlegają tylko konstytucji i ustawom. Wierzę jednak, że wszyscy sędziowie, a przede wszystkim sądów powszechnych, zachowają się odpowiedzialnie” – oceniła. Dopytana, czy orzeczenie TK wpłynie na decyzję w sprawie zatrzymania wpływu spraw do Izby Dyscyplinarnej do 15 listopada, odpowiedziała, że „nie wpłynie, bo ja nie wydałam tego zarządzenia w wykonaniu orzeczeń TSUE”. „Wydałam je po to, żeby dać podmiotom, którym przysługuje inicjatywa legislacyjna, czas na podjęcie decyzji w kwestii ewentualnych zmian w przepisach kwestionowanych przez TSUE i ETPCz. Ta decyzja nie powinna być podjęta pod groźbą kar finansowych” – wskazała.
Manowska została zapytana także o odpowiedzi TSUE na pytanie prejudycjalne Izby Cywilnej SN oraz to, czy środowa decyzja oznacza, że orzeczenia nowych sędziów są do zakwestionowania. „Luksemburski Trybunał stwierdził możliwość nieprzestrzegania konstytucyjnych zasad regulujących ustrój wymiaru sprawiedliwości, po czym umył ręce, pozostawiając czarną robotę do wykonania tym sędziom krajowym, którzy będą gotowi zignorować konstytucję. To oczywiście jeszcze bardziej pogłębia chaos w wymiarze sprawiedliwości. Wyrok jest skonstruowany w skomplikowany sposób, a jako prawnicy wiemy, że kluczowa jest interpretacja i przepisów traktatowych, i granic, w ramach których Polska przekazała swoje kompetencje organom UE. Badanie tych granic musi podlegać kontroli nie tylko organów UE, ale także krajowych” – mówiła.
Jak dodała, „z niektórych fragmentów wyroku wynika, że TSUE zwolnił polskie organy konstytucyjne z obowiązku przestrzegania ustawy zasadniczej”. „Tam wprost jest napisane, że przepisy konstytucji nie mogą stanąć na drodze realizacji prawa unijnego. Ale musimy pamiętać o przedmiocie tego rozstrzygnięcia. Dlatego mówiłam, że TSUE umył ręce. Z jednej strony stwierdził, że nie wychodzi poza swoją sferę kompetencji, ale jednocześnie wskazał, jak oceniać, czy sąd powołany w Polsce jest należycie obsadzony. Ten wyrok jest próbą naruszenia podstawowych konstytucyjnych struktur Rzeczypospolitej, do ochrony których zobowiązana jest na mocy art. 4 Traktatu o UE. TSUE podszedł dosyć swobodnie do istnienia tych granic. Niby stwierdził, że istnieją, ale jednak wkroczył głęboko i sformułował bardzo szczegółowe normy w zakresie organizacji wymiaru sprawiedliwości, łącznie z próbą podkreślenia de facto prezydenckiej prerogatywy, której możliwość wykonania uzależnił od postanowienia sądu wydanego na podstawie kodeksu postępowania cywilnego. Czyli zwykła ustawa miałaby stać na przeszkodzie konstytucyjnej prerogatywie prezydenta? To w praktyce likwiduje prerogatywę” – tłumaczyła. (PAP)