Od początku lat 90. było dla nas wszystkich oczywiste, że nie ma dla Polski przyszłości poza Unią Europejską. Na ile była to opinia oparta na doświadczeniach zimnej wojny, a na ile jej faktycznymi autorami byli sowicie opłacani przez różne międzynarodowe, acz konkretnie zakorzenione w Berlinie think tanki, trudno dzisiaj ocenić. Na pewno zabrakło zimnego, absolutnie pozbawionego ideologii policzenia ewentualnych korzyści i hipotetycznych strat. Dzisiaj, po blisko dwudziestu latach można i trzeba pokusić się o prawdziwy bilans naszego członkostwa w Unii, które w odróżnieniu choćby od uczestnictwa Polski w Pakcie Północnoatlantyckim (NATO) wciąż budzi różne opinie i skrajne emocje.
Faktem jest niezbitym, że polska obecność w strukturach NATO daje nam poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście módlmy się, żeby przyszłość nie zweryfikowała wiarygodności naszych partnerów i gwarantów tak, jak to zrobił wrzesień 1939 roku, ale na razie czujemy się spokojnie, bezpiecznie. Rzecz jasna kosztuje nas to fortunę, którą ochoczo, z własnej inicjatywy i nieprzymuszonej niczym woli wydajemy u wskazanych przez Wielkiego Brata producentów sprzętu służącego do przyspieszonego wysyłania na tamten świat złych ludzi. Tyle jednak jesteśmy skłonni zapłacić za mniej czy bardziej wiarygodne poczucie bezpieczeństwa. Dzisiaj nikt o zdrowych zmysłach nie kwestionuje sensu naszego członkostwa w NATO. A Unia Europejska?
Tutaj już mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Wstępowaliśmy w 2004 roku do zrzeszenia, związku niepodległych państw, które postanowiły wspólnie rozwiązać problemy krępujące rozwój gospodarczy poszczególnych krajów. Oczywiście nieco inne były i są dzisiaj interesy wielkich i bogatych państw, a inne małych i biednych. Z czasem zaczęły dochodzić do głosu dwa potężne problemy toczące Unię niczym nowotwór: hegemonia, dominacja i nieliczenie się z mniejszymi krajami unijnych potęg, czyli Niemców i Francuzów oraz powolna, acz systematyczna zmiana kierunku rozwoju UE w stronę superpaństwa, zamiast związku niepodległych krajów.
To jeśli chodzi o kwestie praktyczne, ale nie mniej istotna jest sprawa fundamentów Unii. Kiedyś, na początku wieku, uważano, że jest ona oparta na wolności człowieka, wolnym rynku, wolnych mediach, wolnym przepływie towarów, idei i usług. Dzisiaj już wiemy doskonale, że Unia ma konkretny cel polegający na wychowaniu obywateli według własnego wzorca ideowego.
Ten docelowy obywatel Europy jest człowiekiem pozbawionym staroświeckich zasad moralnych i etycznych, wykorzeniony z tradycji narodowych i kulturowych, nieodróżniający Mozarta od Lennona i Marksa od Moliera. To człowiek posłusznie płacący podatki, trzymany na krótkiej smyczy kredytem studenckim i hipotecznym. Homo sovieticus poszukujący rozpaczliwie uzasadnienia dla własnego konformizmu. Kwestie ideowe są jednak sprawami dyskusyjnymi. Ktoś może powiedzieć, że tak, taki jest dzisiaj dominujący w dobrych domach i na kulturalnych kontynentach paradygmat, a Polacy mniej czy bardziej świadomie podjęli decyzję w referendum. Vox populi, vox dei – mówią ci, którzy jak ognia boją się zapytać Polaków co sądzą o karze śmierci, ordynacji wyborczej czy finansowaniu kościoła i partii politycznych.
Zresztą kwestie poglądów są trudne do weryfikacji w dyskursie publicznym. Co innego sprawy finansów. I tutaj na scenę wyszedł poseł Solidarnej Polski w Parlamencie Europejskim, Patryk Jaki w towarzystwie zamykającym ewentualne dyskusje na temat wiarygodności przedstawianych wyliczeń profesora Zbigniewa Krysiaka ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i profesora Tomasza Grosse z Uniwersytetu Warszawskiego. Wyliczenia dotyczyły naszego całego uczestnictwa w europejskim projekcie. Panowie odłożyli na bok ideologię, marzenia, wierzenia, a wzięli do ręki kalkulatory. Wyszło im ni mniej niż więcej, tylko 535 miliardów złotych na minusie. Ależ rozległo się wycie…
Odezwali się eksperci z lewa do prawa mówiący, że to co prawda nie jest żaden fałsz, błąd i lipa, ale przecież… nie wypada tak mówić. Bo jak to, że Unia nam się nie opłaca? A te wszystkie tabliczki, że sfinansowano z UE? To pic na wodę fotomontaż?
Patryk Jaki uczciwie pokazał wyliczenia. Bezpośrednio dostaliśmy do polskiego budżetu 593 miliardy złotych. Problem w tym, że w tym samym czasie zachodnie – czytaj głównie niemieckie i francuskie – firmy wytransferowały z Polski zyski w wysokości 981 miliardów. Dodając do tego inne wyliczenia zarówno po stronie zysków, jak i strat, wyszło, że jesteśmy na potwornym minusie 535 miliardów złotych. I to powinien być moment rozpoczęcia poważnej dyskusji, bo być może istnieją inne – pozafinansowe – argumenty dla których warto finansować Unię Europejską i godzić się na to, żeby ktoś z zewnątrz próbował przebudowywać nasz narodowy kręgosłup. Jeśli zaś takich argumentów nie będzie, to trzeba będzie porozmawiać poważnie o przyszłości…
Paweł Skutecki
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie Redakcji
2 comments
Wlodzimierz
4 października, 2021 at 9:07 am
Jesteśmy Kolonia IV Rzeszy już nic nie mamy polskiego, a i coraz więcej jest folksdojczow i zdrajców. Urodziłem się w środkowej Europie i byłem jestem i będę europeiczykiem, a nie europejsem i unijczykiem. I tyle do przekazania mam eurokolchozowi!
Jerzy
4 października, 2021 at 10:20 am
„Faktem jest niezbitym, że polska obecność w strukturach NATO daje nam poczucie bezpieczeństwa. ” zażartował autor