Czwartkowa debata nad wnioskiem o wydłużenie stanu wyjątkowego osiągnęła poziom emocji rzadko spotykany w polskim Sejmie. Katarzyna Piekarska (KO) tak mocno uderzyła w pulpit, że uszkodziła sobie rękę, rzucano zdjęciami dzieci migrantów, twarde słowa padały z ust zwykle powściągliwych posłów PiS.
Parlamentarzyści dziś uważają jednak, że ich zachowanie było całkowicie uzasadnione.
Czwartkowej wieczornej debacie nad wnioskiem prezydenta o wydłużenie o 60 dni stanu wyjątkowego na wschodniej granicy towarzyszyły rzadko spotykane w Sejmie emocje. Ujawniły się zwłaszcza podczas zadawanych przez posłów pytań, które przejęły rolę debaty wobec skromnego czasu przeznaczonego na wystąpienia klubowe w oficjalnej debacie.
Posłowie opozycji najczęściej powtarzali pytanie o los dzieci imigrantów, którzy zostali zatrzymani przez Straż Graniczną w Michałowie. Gdy nie uzyskiwali odpowiedzi, ich reakcje stawały się coraz bardziej gwałtowne. Na poziom emocji miał zresztą wpływ także sam szef MSWiA Mariusz Kamiński, który podczas swojego wystąpienia zwrócił się wprost do posła KO Franciszka Sterczewskiego ze słowami „ty niemądry człowieku”.
Ostre słowa padały z ust także niektórych posłów PiS. „No lewactwo, ręka w górę, kto przyjmie pod swój dach zboczeńca, który gwałcił krowę albo kobyłę?” – zwrócił się do lewej strony sali poseł Piotr Kaleta (PiS).
Kaleta w rozmowie z PAP przyznał, że rzeczywiście czasem w parlamencie pojawiają się emocje, co jest ludzkie. „Z przerażeniem stwierdzam, że ja w tym co twierdzi opozycja nie dopatruję się żadnej logiki” – stwierdził.
Zaznaczył, że był jako wiceszef komisji administracji i spraw wewnętrznych na spotkaniu ze Strażą Graniczną, od której cała delegacja komisji uzyskała przekonujące informacje, czysto merytoryczne, nie polityczne. „Posłowie Lewicy przecierali oczy. Jednak jak wyszliśmy ze spotkania wystarczyła godzina, by znów wrócili to tego, co zawsze. Stwierdziłem więc, że ci ludzie są głusi na jakiekolwiek merytoryczne argumenty” – powiedział Kaleta PAP.
„Co do dzieci, to przecież od początku wszystko było jasne, był komunikat Straży Granicznej. Zostały nakarmione, napojone, umyte, przekazane z powrotem rodzicom” – mówił Kaleta. „Rodzice tych dzieci nie chcieli zostać w Polsce, tylko chcieli dostać się do Niemiec. Zostali więc odesłani” – wyjaśniał Kaleta.
Zdjęcie dzieci z Michałowa posłanka KO Magdalena Filiks trzymała przed mównicą podczas części wystąpienia ministra Kamińskiego. Dopiero, gdy wicemarszałek Ryszard Terlecki (PiS) zagroził jej wykluczeniem z obrad, postawiła zdjęcie przed mównicą. Inne podobne zdjęcie poseł Artur Łącki (KO) po zadaniu pytania wrzucił do ław, gdzie siedział przedstawiciel prezydenta Paweł Soloch. Ten mu wtedy to zdjęcie odrzucił.
„Moim celem w żadnym wypadku nie było przeszkadzanie w prowadzeniu obrad. Zresztą miałem tylko po to tamto zdjęcie, by po zakończeniu obrad wygłosić oświadczenie i apelować do sumień Polek i Polaków. Nie byłam jednak w stanie wytrzymać tego, co mówił minister Mariusz Kamiński, dlatego że kłamał we wszystkim i po prostu zrejterował” – powiedziała PAP Magdalena Filiks.
„Jeżeli mamy w Polsce służby specjalne na czele których stoi człowiek, który nie jest w stanie zweryfikować zdjęcia z internetu i sprawdzić wiarygodności filmików, to znaczy, że służby w naszym kraju nie działają. Jak mam ufać ministrowi, który na konferencji puszcza jakieś stare filmiki z internetu, fejkowe zdjęcia i straszy nas mordercą, który dawno nie żyje?” – dodała.
Posłanka KO podkreśliła, że nie zna nikogo, kto „nie chciałby mieć szczelnych i bezpiecznych granic”. „Dzisiaj jednak sytuacja wygląda tak, że służby są bezbronne i przez naszą granicę przechodzi kto chce i kiedy chce. Nie wiemy, kto wchodzi na teren Polski, natomiast ofiarą nieudolności władz są te dzieci” – powiedziała.
Zaznaczyła, że nie wiadomo, co się stało z dziećmi z Michałowa, natomiast rzeczniczka Straży Granicznej potwierdziła dziennikarzom, że te dzieci zostały cofnięte na granicę. „Nie wiem co to znaczy, ale dla mnie to znaczy tyle, że gdzieś zostały zostawione gdzieś w lesie czy na łące. Jeżeli tak było, to jest to nie tylko nieludzkie, ale łamie wszystkie konwencje międzynarodowe, wręcz bestialskie” – przekonywała.
„Bardzo dotknęło mnie to, że legła w gruzach opinia o Polakach jako narodzie solidarnym, który radzi sobie w trudnych sytuacjach. Teraz przyprawia nam się gębę tchórzy, którzy odsyłają dzieci do lasu. Stąd taka moje gwałtowna reakcja na słowa ministra” – podkreśliła Filiks.
Bardzo emocjonalnie swoje pytania zadała też Katarzyna Piekarska (KO), która zaczęła pytać o los dzieci, ale w pewnym momencie silnie uderzyła ręką w pulpit mównicy i krzyknęła: „To nie jest śmieszne, proszę pana! Zamilcz człowieku!”.
Piekarska, która w wyniku uderzenia o pulpit lekko uszkodziła sobie rękę, tłumaczyła PAP, że emocje wywołało już zachowanie wicemarszałka Terleckiego, który czas każdego pytania skracał do 30 sekund.
Poza tym naprawdę przejęła się losem dzieci, które były już pod opieką państwa polskiego i zgodnie z międzynarodowymi konwencjami powinny być potraktowane inaczej, niż, jak wszystko na to wskazuje, potraktowała je Straż Graniczna. „Przecież można było te rodziny z dziećmi nakarmić, napoić, umieścić w jakimś ośrodku, a potem samolotem odesłać do Białorusi, jeżeli rzeczywiście mają tam uregulowaną kwestię pobytu” – powiedziała. „Gdyby strona białoruska w takiej sytuacji odmówiła przyjęcia tych osób, jasno by pokazała swoje prawdziwe intencje” – dodała.
Zaznaczyła, że uniosła się, bo w momencie gdy zadawała pytanie o dzieci, ktoś „po prawej stronie sali zareagował rechotem”. To ją wytrąciło z równowagi. „Jeżeli dzieci zostały rzeczywiście odesłane do lasu, to mogą tego nie przeżyć. Ja tego nie mogę zaakceptować, tak jak tego, że ktoś na pytania o to reaguje rechotem. Tym bardziej, że jestem osobą, która przez wiele lat zajmowała się zawodowo pomocą dla uchodźców” – powiedziała Piekarska.
Posłanka KO w poniedziałek ma zamiar skierować oficjalne pismo do MSWiA z pytaniem o los dzieci z Michałowa. (PAP)
autor: Piotr Śmiłowicz