Kryzys w Afganistanie znacząco osłabił wiarygodność i spójność Zachodu, za co zapłacą Afgańczycy, a choć Zachód nadal ma pewne środki nacisku na talibów, to jednak oni teraz trzymają karty w ręku – pisze w środę brytyjska prasa po spotkaniu przywódców grupy G7.
Dziennik wskazuje, że głównym celem zwołania przez brytyjskiego premiera Borisa Johnsona wideokonferencji przywódców G7 było przekonanie prezydenta Joe Bidena, by kontynuował operację wojskową dopóki wszyscy obywatele państw zachodnich i mający do tego podstawy Afgańczycy nie wyjadą. „Zamiast tego, czołowe militarnie narody świata ponownie musiały poddać się żądaniom szmacianej milicji” – zauważa.
„The Times” pisze, że perspektywa pozostawienia tak wielu Afgańczyków, którzy pracowali u boku zachodnich sił i agencji, a także aktywistów, dziennikarzy i innych obywateli, którzy są teraz narażeni na odwet ze strony talibów, „budzi obrzydzenie”, choć wskazuje, że Zachód nadal dysponuje środkami nacisku, bo talibowie desperacko potrzebują uznania międzynarodowego oraz pomocy finansowej i humanitarnej.
„Pomimo tego nie można postrzegać G7 inaczej niż jako znacznie osłabionej wydarzeniami w Afganistanie. Priorytetem na najbliższe dni i tygodnie jest zapobieżenie szerszemu kryzysowi humanitarnemu w regionie. W dłuższej perspektywie wyzwaniem dla zachodnich rządów będzie ożywienie sojuszy przy jednoczesnym dostosowaniu polityki bezpieczeństwa do rzeczywistości rosnącego izolacjonizmu Ameryki” – podsumowuje „The Times”.
„Wiele mówi o dzisiejszym świecie, że prezydent USA bardziej martwił się słabością talibów niż o swoich zachodnich sojuszników. Wielka Brytania, Francja i Niemcy poprosiły Joe Bidena o kontynuowanie ewakuacji cywilów z Kabulu po wyznaczonym przez niego terminie 31 sierpnia. Ale Stany Zjednoczone odrzuciły te prośby. Pan Biden chciał zakończyć chaotyczne sceny telewizyjne z Afganistanu, które negatywnie wpłynęły na jego notowania w krajowych sondażach. Ale też uznał, że nowi władcy Kabulu nie mogą sobie pozwolić na to, by wyglądać na słabych wobec swoich rywali z ISIS (Państwa islamskiego – PAP), które szuka okazji, by zawstydzić swoich talibskich kompanów” – ocenia w komentarzu redakcyjnym „The Guardian”.
Gazeta pisze, że to Afgańczycy zapłacą za niespełnione ambicje Zachodu w stosunku do swojego kraju i wskazuje na całą serię kryzysów, które go czekają – od zdrowotnego w związku z pandemią Covid-19 po ekonomiczny, a prawdopodobne jest, że główną gałęzią gospodarki stanie się znowu produkcja opium. „The Guardian” również uważa, że Zachód może to wykorzystać jako środek nacisku na talibów, ale na próbę zmodernizowania Afganistanu nie ma szans.
„G7 może być w stanie zastosować wobec talibów metodę kija i marchewki. Mogłaby zaoferować gotówkę w zamian za przestrzeganie przez grupę praw człowieka lub zagrozić sankcjami, jeśli Kabul złamie obietnice. Ostatecznie świat będzie musiał dostosować się do tego, że amerykańskie zainteresowanie Afganistanem przybierze bardziej konwencjonalne proporcje. Waszyngton będzie w przyszłości monitorował z daleka zagrożenia dżihadystyczne i starał się zachować polityczną równowagę w Kabulu. To, co zniknęło, to ostatnia próba narzucenia nowego afgańskiego społeczeństwa na miejsce starego” – wskazuje.
„Daily Telegraph” pisze z kolei o tym, że kryzys w Afganistanie stawia pytania o rolę i wiarygodność Ameryki, ale zaznacza też, iż nie wszystko jest jej winą.
„Na arenie międzynarodowej pojawia się pytanie o globalną rolę Ameryki i o to, czy kraje europejskie mogą ją dłużej uważać za wiarygodnego sojusznika, biorąc pod uwagę izolacjonizm trzech ostatnich prezydentów, począwszy od Baracka Obamy. Ten ostatni był o wiele bardziej zainteresowany pan-pacyficzną polityką zagraniczną i, zgodnie z podejściem +America First+ przyjętym przez jego dwóch następców, (Ameryka) uważa, że Europa nie spełnia swojej roli, finansowej ani militarnej, w ramach NATO. (…) Europejczycy zbyt długo polegali na oczekiwaniu stałego amerykańskiego wsparcia. To jednak nie było usprawiedliwieniem dla USA, by skrócić i wychodzić zgodnie z własnym harmonogramem” – podkreśla.
Dziennik zauważa też, że nie za wszystko należy obwiniać Amerykanów, bo pozostałe państwa NATO powinny były być lepiej przygotowane do przejęcia Afganistanu przez talibów – w tym także do ewakuacji stamtąd ludzi.
„Po zakończeniu rozmów G7 talibowie nadal trzymają w ręku wszystkie karty. Duża część zachodniej wiarygodności i bezpieczeństwo tysięcy Afgańczyków zależy teraz od tego, czy przywództwo grupy przyjmie bardziej pragmatyczne spojrzenie na świat niż to, które widzieliśmy wcześniej” – podsumowuje „Daily Telegraph”.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)