Kalina Jędrusik – kolorowy ptak, któremu komunistyczna klatka połamała skrzydła

Karol Kwiatkowski7 sierpnia, 2021118 min

Kalina Jędrusik zmarła 30 lat temu, 7 sierpnia 1991 r. W jednej z licznych książek o artystce Urszula Sipińska nazwała ją kolorowym ptakiem, któremu komunistyczna klatka połamała skrzydła. „Kiedy kolorowy ptak wyleci z klatki, zostanie natychmiast zadziobany przez szare” – mówiła o sobie Jędrusik.

Urodziła się 5 lutego 1930 r. w Gnaszynie, który jest obecnie dzielnicą Często­chowy. Jej ojciec, Henryk Jędrusik, był pedagogiem, nauczycielem, senatorem II Rzeczypospolitej. Mała Kalina dostawała od niego wiele książek. W każdej z nich wpisywał dedykację: „staraj się robić w życiu to, na co masz ochotę, ale tak, aby nikt z twojego powodu, nie płakał”.

Po stu­diach aktorskich w Krakowie Kalina Jędrusik trafiła, w 1953 r., do Teatru Wybrzeże w Gdańsku, gdzie już pierwszymi rolami zwróciła na siebie uwagę, m.in. Stanisława Dygata, cenionego pisarza – autora „Jeziora Bodeńskiego” i „Pożegnań”. Dygat był wówczas żonaty z aktorką Władysławą Nawrocką, którą zostawił dla Kaliny. Wkrótce Jędrusik i Dygat zostali małżeństwem. Tworzyli w Polsce jedną z najbarwniejszych artystycznych par tamtych czasów.

„W życiu uczuciowym Kaliny dużo było teatralności. Nigdy nie chodziło o sam poryw serca, ale też o niezwykłe okoliczności, które temu towarzyszyły. A zwłaszcza o emocje. Ona lubiła rozmach i dużą skalę. Jak coś robiła, to angażowała się w to na całego. Kiedy np. robiła kolację, to zamieniała proces gotowania w spektakl: zdobywała wyszukane produkty, które specjalnie na tę okazję kupowała, robiła prawdziwą ceremonię z wnoszeniem, ustawianiem, zachęcaniem do próbowania” – powiedziała w jednym z wywiadów PAP Ula Ryciak, autorka biografii „Niemoralna. Kalina”.

Kariera teatralna Jędrusik objęła później występy na scenach warszawskich – w Teatrze Narodowym (1955–1957), Teatrze Współczesnym (1957–1963), Teatrze Komedia (1964–1967), Studenckim Teatrze Satyryków (1969–1972), Teatrze Rozmaitości (1972–1985) oraz Teatrze Polskim (1985–1991). Wielką popularność przyniosły jej występy w telewizyjnym Kabarecie Starszych Panów (1958-1966), gdzie wykonywała piosenki Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, m.in. niezapomniane „S.O.S.”, „Bo we mnie jest seks”, „Zmierzch”.

W swojej książce „Z kim tak ci będzie źle jak ze mną? Historia Kaliny Jędrusik i Stanisława Dygata” Remigiusz Grzela przytacza wspomnienie Agnieszki Osieckiej, która w „Polityce” opowiadała, jak w 1964 r. przyjechał z Berlina Konrad Swinarski. „Śmiał się strasznie, leżąc na podłodze na plecach, patrząc, jak Kalina śpiewa swoją piosenkę +Bo we mnie jest seks+. Robiła różne wyzywające gesty, oblizywała się. A Konrad chichotał dziko i mówił: +Przecież to jest największa polska aktorka komediowa+”. Sama Jędrusik skarżyła się na to, że jest odbierana zupełnie niezgodnie ze swoimi intencjami.

W jednym z niewielu sfilmowanych wywiadów z Jędrusik, jaki można znaleźć w internecie, opowiada ona Jeremiemu Przyborze, że chociaż w Kabarecie Starszych Panów śpiewała wiele piosenek o zabarwieniu „sentymentalno-refleksyjno-dramatyczno-lirycznym”, w pamięci widzów i słuchaczy pozostała jako „pierwsza wampirzyca”. Opowiadała, że słuchacze uważają, że śpiewa „bardzo drapieżnie i seksi”. Co ciekawe, mówiła, że inaczej odbierają ją niewidomi.

W tekście opublikowanym w 36. numerze „Przekroju” w 1988 r. Jędrusik skarżyła się Piotrowi Gackowi, że zgubne dla niej okazało się utożsamianie się z kreowanymi postaciami (chociaż uważała to za warunek dobrego aktorstwa). „Mówiono: +Ona jest taka…+ zepsuta, bo grałam kobietę zdradzającą męża. Narkomanka i alkoholiczka! Ci wszyscy ludzie w kinie i teatrze wiedzieli lepiej ode mnie, kim jestem. Koszmar… Roztrząsa się moją rolę Lucy Zuckerowej w +Ziemi Obiecanej+ [1974] Andrzeja Wajdy, urosła ona do mojej sztandarowej roli. Ale dlaczego? Ta kreacja była po prostu efektowna, żeby nie powiedzieć +efekciarska+. Takie było nasze z reżyserem założenie. Minęło dziesięć lat i nie takie role się kręci. Może moją ekspresją drażnię ludzi? A ja proszę o odrobinę obojętności. To nie kokieteria” – twierdziła.

Po pierwszych pokazach serialu „Hotel Polanów”, w którym zagrała Józefinę Polanową, apodyktyczną matkę, mówiono z kolei, że nikt inny nie zagrałby tej roli lepiej od niej, ale jednocześnie oskarżano, że Żydzi z całego świata zasypali ją po premierze biżuterią i złotem. „Jak ja mam walczyć z tymi bzdurami? Grałam morderczynię. I co? Należy mnie zamknąć w więzieniu albo zakładzie psychiatrycznym? Znam swój zawód, potrafię zagrać psa i kota, starą babę i dziwkę…”.

Z drugiej strony Kalina sama wywoływała niektóre kontrowersje. Słynny w Warszawie był jej niewyparzony język. „Klęła jak szewc. Ale słuchało się tego z przyjemnością, nie było w tym chamstwa. Gdyby mówił tak ktoś inny, byłoby to żałosne” – opowiadał Jerzy Gruza w książce „Życie artystek w PRL” Sławomira Kopra. Często zachowywała się prowokacyjnie: zapamiętano, że w Chałupach wchodziła rano do sklepu spożywczego, gdzie po bułki tłoczyła się kolejka Kaszubek z koszykami. Wciskała się przed nie w rozchylonym szlafroku i mówiła do sprzedawczyni: „Cztery butelki szampana, bo się będę w nim kąpać”.

Taki sposób bycia, a także wygląd Kaliny Jędrusik nieustannie bulwersowały PRL-owskie władze. Cytowany w tej samej książce Przybora wspominał: „od momentu, kiedy ona w jakimś koncercie telewizyjnym [w 1963 r. podczas transmitowanego w TVP katowickiego występu na barbórce – przyp. red.] na tym swoim wspaniałym biuście, a właściwie w międzybiuściu, zawiesiła krzyżyk, przez kilka lat na Kalinę było embargo w telewizji. To zaważyło na karierze Kaliny. Przez pewien czas mogła pokazywać się na wizji tylko w +Kabarecie Starszych Panów+, i to skromnie ubrana. Ale pewnego dnia (a programy szły na żywo) skończyła swój numer w skromnej sukni i kiedy realizatorzy odetchnęli z ulgą, odwróciła się: miała dekolt prawie odsłaniający pośladki”.

Sama Jędrusik doszukiwała się powodu embarga na swoje telewizyjne występy w tym, że przełamywała obowiązujący w mediach PRL stereotyp kobiety społecznicy, traktorzystki, szwaczki, „babo-chłopa”. W 1988 r. Piotrowi Gackowi wyznała, że jako aktorka miała ciężkie życie, zagrała niewiele ról, większość z nich jako dziewczyna z marginesu społecznego. Mówiła, że nigdy na ekranie nie była naga, że ludzie to wymyślali i że przez jej sposób mówienia, głos, mimikę uważali ją za wulgarną. „Proszę pamiętać, że to były +przyzwoite+ lata 60.” – dodała. „Wówczas zostałam przez naszych decydentów kultury, a właściwie ich żony, wyrzucona z radia, telewizji, kina. […] Właśnie, kiedy byłam pełna energii, urody, młodości, zdolności i należało grać – nie zagrałam prawie nic. Grałam tzw. znaczące epizody, żeby coś zarobić, żeby z czegoś żyć. Nie skarżę się, ale tak bardzo szkoda mi tego zmarnowanego czasu bezrobocia nie z mojej winy”.

Wcześniej, w 1957 r., zaczęła pracę w Teatrze Współczesnym w Warszawie, którego dyrektorem był Erwin Axer. Tam współpracowała m.in. z wybitnym reżyserem Konradem Swinarskim. Zagrała u niego Polly w „Operze za trzy grosze” Bertolta Brechta. Wcieliła się też w Luzzi w „Pierwszym dniu wolności” Leona Kruczkowskiego w reżyserii Axera. Krytyk Roman Szydłowski, tłumacz i znawca Brechta, cytowany w książce Grzeli, pisał że Kalina: „w +Operze za trzy grosze+ stworzyła w roli Polly dojrzałą kreację, wytrzymującą porównania z najświetniejszymi odtwórczyniami tej postaci. Jest bardzo mieszczańska (jak tego chciał Brecht) i bardzo satyrycznie traktuje swą postać. Ale zarazem jest pełna dyskretnego liryzmu i po swojemu sympatyczna.[…] A jak świetnie śpiewa songi. Jest muzykalna i nie fałszuje […], a zarazem śpiewa w sposób teatralny, podaje tekst piosenek, zachowując ich dowcip, interpretując ich tekst, nie usiłując wcale naśladować śpiewaczek operowych czy operetkowych. Tą rolą wchodzi Kalina Jędrusik w krąg najciekawszych młodych aktorek stolicy”

„Podobnie jak u Marilyn Monroe w jej DNA było coś, co z miejsca uwodziło mężczyzn i publiczność. Była świetną aktorką. Ale gdzieś głęboko pod skórą czuła się jak ptak, któremu komunistyczna klatka połamała skrzydła – tłumaczyła Urszula Sipińska w książce Grzeli. I trafiła w sedno, bo we wspomnianej już rozmowie z Piotrem Gackiem Jędrusik mówiła, że „indywidualność, szukanie własnej osobowości, jest u nas wciąż jeszcze oryginalnością”.

„Tak, trzeba mieć odwagę, żeby robić to, na co ma się ochotę. Ta chęć bycia sobą w naszych warunkach jawi się jako dziwactwo. Tak było, kiedy zaczynałam, tak jest i teraz. Po latach pracy w tym zawodzie okazało się, że byłam zbyt otwarta na ludzi. Dziś wiem, że należy właśnie zakrywać się, chować w ślimaczą skorupę. Nie potrafiłam zasłonić się na ringu i dlatego często uderzano mnie. Rozwierałam ramiona, szłam ulicą wesoła, roześmiana, w krótkiej spódnicy. Byłam przecież młoda. Taki +kolorowy ptak+, ale wokół mnie fruwały szare, jednakowe ptaki. Takie same jak ja, ale jednak inne. Kiedy kolorowy ptak wyleci z klatki, zostanie natychmiast zadziobany przez szare. Jak w przyrodzie! Nie postępowałam tak, aby kogokolwiek szokować. Chciałam czuć się swobodnie, chciałam być sobą”.

Dariusz Michalski, autor biografii Kaliny Jędrusik, powiedział PAP, że Kalina, „za przewodnika swego intelektu (i charakteru) mając najpierw nietuzinkowego ojca, przedwojennego senatora, a potem niezwyczajnego męża, wybitnego pisarza – kochała intelektualną przygodę”. „Spotkania, w których śmiało i dosadnie żartowała, prowokowała sytuacje i komentarze, niebezpiecznie wychodziła przed szereg – w ten sposób egzaminowała otaczający ją świat: da się nabrać? Odetnie się i odwinie? Będzie z kim i o czym rozmawiać? Sytuacja potoczy się dalej?” – wyjaśniał. Zdaniem Michalskiego „taką też była aktorką: śmiałą (słynny monolog golaski w wannie w filmie +Lekarstwo na miłość+, 1966), bywało, że straceńczo odważną (ikoniczna scena w wagonie i powozie w ekranowej +Ziemi obiecanej+). Z czasem zaczęło być jej z tym niewygodnie, bo też nawet prawdziwie Jej życzliwi nie wszystko w jej zachowaniu akceptowali. Może też – bo ja wiem? – nie do końca rozumieli zasady Kalinowej reżyserii rozmów, spotkań, pogaduszek, zachowań. Dla mnie autokreowana Jędrusik zawsze była prawdziwa, zawsze… po prostu Kalinowa”. (PAP)

Autor: Olga Łozińska

Udostępnij:

Karol Kwiatkowski

Wiceprezes Zarządu Fundacji "Będziem Polakami" - wydawcy Naszej Polski. Dziennikarz, działacz społeczny i polityczny.

One comment

  • krycha

    18 sierpnia, 2021 at 3:22 pm

    Ojejku jejku… a to nie ona sama wlazła do tej klatki dając ..py temu staremu ssynowi, Dygatowi?

Leave a Reply

Koszyk