„Reakcjonista” – pod takim tytułem ukazuje się antologia przemyśleń na tematy polityczne, kulturalne, ekonomiczne oraz filozoficzne Stefana Kisielewskiego. 7 marca minie 110 lat od urodzin Kisiela, który „wadził się z całym światem” – jak piszą redaktorzy książki.
Stefan Kisielewski był pisarzem, kompozytorem, krytykiem muzycznym, felietonistą m.in. „Tygodnika Powszechnego”, ale przede wszystkim jedną z najbarwniejszych powojennych osobistości w Polsce. Był też autorytetem moralnym – udało mu się przejść przez czasy PRL-u z twarzą, honorem i czystym sumieniem. Leopold Tyrmand, jeden z najlepszych przyjaciół Kisiela, tak go charakteryzował: „Ma mózg wyekwipowany w zdolność jasnego, prostego, łatwego przedstawiania własnej prawdy, choćby najtrudniejszej, czasem uparty i pieniacki (zwłaszcza, gdy nie ma racji), ale zakorzeniony w zdrowym i prawidłowym odczuciu moralnych odpowiedzialności, wahań, rzetelności”.
Redaktorzy tomu „Reakcjonista” wybrali z całego obszernego dorobku Kisiela fragmenty ilustrujące jego poglądy. „Fragmenty tekstów pieczołowicie wybrane z całego pracowitego życia Kisielewskiego mogą, wierzę, stać się podstawą nowych interpretacji historycznych tego intelektualisty i epoki, którą naznaczył swą obecnością. Antologia to najlepszy sposób, by przypomnieć tego, który wadził się z całym niemalże światem, zabierał głos w sprawach wszelakich, a zwłaszcza tych dotyczących pewnego średniej wielkości narodu rzuconego przez los między Odrę i Bug, i między nie zawsze przyjaznych sąsiadów. By pokazać osobowość i umysłowość tego, który zaliczał siebie do grona +biednych maniaków polskości+” – pisze w posłowiu Bartosz Kaliski z Instytutu Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN.
„Kisiel brzmi jak Wawel” – tak mawiał Jerzy Waldorff, dając wyraz przekonaniu, że Kisielewski cieszył się rozgłosem jak dzwon króla Zygmunta. „Aż dziw bierze, w jak wielu sprawach zabierał głos, z jak wieloma wybitnymi postaciami polskiego życia kulturalnego XX wieku miał osobiście do czynienia. I wreszcie – jak wielu zaszedł za skórę, czynił wstręty, zarzucał coś prosto z mostu (ekonomista Edward Lipiński, krytyk literacki Artur Sandauer, filozof marksistowski Adam Schaff). Rzadziej natomiast – chwalił, dziękował, obdarzał uznaniem (prozaik Jerzy Andrzejewski, filozof Władysław Tatarkiewicz)” – przypomina Kaliski.
Kisiel przyszedł na świat w rodzinie literacko utalentowanej. Jego ojciec Zygmunt od młodości działał w ruchu socjalistycznym, niepodległościowym, był piłsudczykiem, felietonistą „Robotnika” – pisma PPS. Matka – Salomea z domu Szapiro – była współtwórczynią Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ich syn Stefan urodził się 7 marca 1911 roku. Ze studiów w Konserwatorium Warszawskim i UW wyszedł z trzema dyplomami: z teorii muzyki, kompozycji i fortepianu, słuchał też wykładów na polonistyce i filozofii. „Pod wpływem rodzinnych tradycji Stefan wstąpił do bojowego sanacyjnego Legionu Młodych, ale nie zasklepił się w poglądach, zainteresował się myślą narodowej demokracji, która była w rodzinnym domu wyklęta. Chciał wiedzieć, w co wierzą inni w tej tak pełnej napięcia politycznego epoce” – przypomina Kaliski. Ostatecznie poglądy polityczne Kisiela krystalizowały się we współpracy z warszawskim „Buntem Młodych” (który z czasem zmienił tytuł na „Polityka”). Redaktorem naczelnym był urzędnik ministerialny Jerzy Giedroyc, pismo promowało „polską doktrynę imperialną”: na bazie chrześcijańskich wartości chciano zbudować silne państwo, przychylnie oceniano emigrację Żydów do Palestyny, skrajną nacjonalistyczną prawicę zwalczano.
Jako dyplomowany muzyk Kisiel kilka miesięcy na przełomie 1938 i 1939 roku spędził w Paryżu. Gdy wrócił wiosną 1939 do Warszawy, dostał posadę w redakcji muzycznej Polskiego Radia, jego programy miały być emitowane od 1 września 1939, na 6 września zaplanowane było prawykonanie I Symfonii Kisielewskiego pod batutą Grzegorza Fitelberga w Filharmonii Warszawskiej. Nic z tego nie wyszło. Po zajęciu stolicy przez Niemców Kisiel utrzymywał się dzięki swym muzycznym talentom, grywał w lokalach rozrywkowych. W 1943 roku przystąpił do pracy konspiracyjnej w sekcji „RA” Departamentu Informacji i Prasy Delegatury Rządu na Kraj. Zespół działał w ukryciu, nagrywając pieśni patriotyczne na czas wyzwolenia. W 1942 roku Stefan ożenił się z Lidią z domu Hintz, z którą doczekał się trojga dzieci: Wacława, Krystyny i Jerzego.
„W literaturze przedmiotu można znaleźć bezrefleksyjnie powtarzane stwierdzenie, że Stefan brał udział w powstaniu. Brał, owszem, ale jako konspirator bez broni, ranny cywil, widz i tylko przez pierwsze dni sierpnia” – przypomina Kaliski. Kisielewski pozostał krytykiem decyzji o wybuchu powstania do końca życia. „Zburzyłeś mi miasto” – tak żartobliwie witał się z Władysławem Bartoszewskim. W „Reakcjoniście” można trafić na wiele fragmentów ilustrujących przekonanie autora, że powstanie było wielkim błędem oraz ilustracją najgorszych wad narodowych.
„Społeczeństwo warszawskie było w roku 1944 społeczeństwem o ambicjach i upodobaniach realistycznych. Pozbawione jednak informacji z zewnątrz, pozbawione możliwości trzeźwej oceny sytuacji ogólnej, uległo +psychologicznej konieczności+ narzuconej przez młodzież. Tu tkwi właśnie tragiczny paradoks Powstania – mniejszość narzuciła swoje kompleksy, swoje urazy psychiczne, swoją niecierpliwość i swój temperament – większości. Dziś, gdy młodzież warszawska zapłaciła za swój czyn hekatombą krwi, wszyscy mieszkańcy Warszawy ruiną całego życia, zaś Polska – utratą stolicy, a wraz z nią wielkiej części swych sił żywotnych i intelektualnych – warto by poddać pewnej rewizji sprawę wyłącznego i jednostronnego kultu bohaterstwa, jaki propaguje młodzież polska wzrosła w okresie okupacji” – pisał Kisiel, apelując o rewizję narodowych wartości. „Można połączyć patriotyzm z umiarkowaniem i cierpliwością, pragnienie czynu z rozsądkiem, miłość ojczyzny ze zdolnością do trzeźwego politycznego myślenia, odwagę z ostrożnością..” – podkreślał Kisielewski w pod koniec lat 60.
Po wojnie próbował pisywać w „Odrodzeniu” i „Przekroju”, jednak swoje miejsce znalazł w nowo założonym „Tygodniku Powszechnym”. Miał pisać o muzyce, ale szybko zajął się publicystyką. Już pierwszy jego felieton opatrzono notatką „Redakcja nie podziela wszystkich poglądów autora”. W 1947 r. ukazała się pierwsza powieść Kisiela „Sprzysiężenie” pisana jeszcze za okupacji. Jej wątki homoseksualne wywołały skandal, a zbulwersowany ksiądz redaktor Piwowarczyk zawiesił autorowi felieton w „Tygodniku Powszechnym”. Po latach Kisiel tak wspominał to wydarzenie: „Pamiętam, że kiedy +Sprzysiężenie+ wydałem i podniósł się krzyk, że to pornografia, to ksiądz Piwowarczyk powiedział: +No, panie Kisiel, że pan pisze pornografię, to rozumiem, ale że taką nudną, to już jest niewybaczalne+”.
W numerze 19 „TP” Kisiel ogłosił swój „Kodeks człowieka pobłażliwego”, którego pierwszy punkt stanowił, że człowiek pobłażliwy dobrze się czuje wśród rozmaitości zjawisk, form, koncepcji i poglądów. „Dziesięciopunktowy kodeks jest w istocie dekalogiem przychylnego światu i ludziom liberała” – podsumowuje Kaliski. Tymczasem rzeczywistość w Polsce rozwijała się w zupełnie przeciwnym kierunku, a w kulturze zaprowadzano socrealizm. Gdy zespół „TP” przeciwstawiał się naciskom władz, by złożyć hołd zmarłemu 5 marca 1953 Stalinowi, tygodnik zawieszono, redaktorzy znaleźli się na marginesie życia, pozbawieni stałych dochodów. Żyli w swoim kręgu, nie tracąc jednak humoru: założyli nieformalny Ka-Ka-Du, Katolicki Klub Dyskusyjny, Kisielewski był spiritus movens salonowego bytu o nazwie Partia Wariatów Liberałów (Tyrmand też do niej wstąpił).
Tyrmand zadedykował „Dziennik 1954” Kisielewskiemu i unieśmiertelnił przyjaciela w literaturze. Rok 1954 to właśnie ten okres, po zamknięciu „TP”, gdy niedawni redaktorzy ledwie wiążą koniec z końcem, a Kisiel „kręci się po Warszawie jak wesz na grzebieniu i co chwila wpada do mnie” – jak z czułością ujął to Tyrmand. „Kisiel składa się z duszy i akcesoriów, przy czym obydwa czynniki są równie interesujące, acz niezmiernie różne, razem zaś składają się na jedyną w swoim rodzaju całość” – pisał o przyjacielu kilka stron dalej. Z drugiej strony, jak zauważa dandys Tyrmand, Kisiel jest absolutnym abnegatem („Ubiera się jak pracownik poczty w Kłaju, o którego dba żona, żeby się nie przeziębił”), oraz zdarza mu się dłubać w nosie. To lekceważenie norm Tyrmandowi bardzo imponowało do czasu, gdy Kisiel wyrył cegłówką słowo „DUPA” na słynnym wartburgu, na którego Tyrmand dostał talon od premiera Cyrankiewicza po wielkim sukcesie „Złego”. Podobno po tym wydarzeniu panowie nie odzywali się do siebie przez rok.
Kiedy Stefan Kisielewski zdecydował się kandydować do Sejmu złośliwcy stwierdzili, iż zrobił tak, aby było śmieszniej. W istocie jednak Kisiel uległ złudzeniu, że rządy Gomułki przyniosą realne zmiany. W latach 1957-65 był posłem na Sejm PRL, członkiem katolickiego koła poselskiego „Znak” i zasłynął jako jeden z najbardziej niesfornych parlamentarzystów. Jan Józef Lipski zapisał słowa Kisielewskiego z 3 stycznia 1957, streszczające jego model działania: „Mięknę, kiedy rząd mięknie – twardnieję, kiedy rząd twardnieje, inaczej niż wielu innych”. Kisiel lansował „neopozytywizm” definiowany przez niego u schyłku 1956 roku jako dbanie o najważniejsze potrzeby narodu – istnienie biologiczne, autentyzm życia kulturalno-duchowego, tworzenie form ustrojowych pasujących do struktury polskiego społeczeństwa. Na końcu wymieniał suwerenność państwową i przestrzegał przed odrywaniem kraju od Związku Sowieckiego. Ten ostatni postulat mógł być rezultatem wydarzeń powstania węgierskiego.
Jako poseł na sejm Kisielewski z pozorną naiwnością domagał się logicznego i rzeczowego uzasadnienia przyjmowanych ustaw. W kuluarach sejmowych prowadził sokratejskie dialogi z posłami PZPR, interweniował w drobnych sprawach swych wyborców, składał interpelacje, podróżował, Kisel jawnie odwiedzał paryską „Kulturę”, gdzie w 1963 roku opublikował pod własnym nazwiskiem tekst „Mój testament”, wcale nie najważniejszy ani też najbardziej krytyczny wobec PRL w dorobku Kisiela. Tak się jednak złożyło, że to on właśnie rozwścieczył władze. W dodatku rok później złożył podpis pod listem protestacyjnym przeciwko polityce kulturalnej państwa i cenzurze, który przeszedł do historii jako List 34. Kisielewski znalazł się znowu na cenzurowanym i wycofał się z czynnej polityki. Swoje obserwacje tego świata Zawarł w powieści z kluczem – „Widziane z góry”, wydanej po raz pierwszy w Instytucie Literackim Giedroycia w 1967 roku pod pseudonimem Tomasz Staliński.
Stopniowo Kisielewski powracał do publicystyki. Jerzy Turowicz pisał o jego felietonach: „literacko znakomite, pisane niesłychanie potocznym, prostym, jasnym językiem, bez żadnych, wydawałoby się, zawiłości, metafor mówiły o konkretach w sposób dla cenzury bardzo niemiły. I na pozór nie było się, do czego przyczepić, mimo że żądło tkwiło gdzieś ukryte. Cenzor dosyć był bezradny, jeśli nie chciał konfiskować całości”. Słynne były potyczki Kisiela z cenzorami. Gdy pewnego razu zatrzymano mu felieton, dopatrując się w nim niebezpiecznych dla władzy aluzji, napisał następny, który również zdjęto. Trzeci z kolei felieton Kisiel napisał więc o pogodzie. Cenzorzy długo próbowali znaleźć w nim jakieś aluzje i doszli do wniosku, że zostały one bardzo sprytnie ukryte. Zatrzymano więc felieton o pogodzie, a zamiast niego puszczono do druku pierwszy, uprzednio zatrzymany.
29 lutego 1968 roku, w przeddzień wydarzeń marcowych odbyło się zebranie Oddziału Warszawskiego ZLP zwołanego po zdjęciu z afisza „Dziadów” Dejmka. Grupa opozycyjnych pisarzy przedstawiła rezolucję przeciwko arbitralności, niejawności działań cenzury, zagrażającej kulturze narodowej. Kisielewski poparł w dłuższym przemówieniu projekt, kończąc słowami o „tej skandalicznej dyktaturze ciemniaków w polskim życiu kulturalnym”. Kilka dni później został pobity przez nieznanych sprawców na Starym Mieście w Warszawie, gdy zmierzał do mieszkania Stanisława Stommy. „Stało się to wieczorem na ulicy Kanonii, a dokładnie – w zaułku za katedrą św. Jana. Niczym spod ziemi wyrosło przed ojcem trzech drabów. Jak później opowiadał: – Najpierw wygłosili do mnie przemówienie ideologiczne, a potem powiedzieli: +A teraz, sku….nu, za to dostaniesz+. I zaczęli bardzo fachowo tłuc – pałkami po nerkach i plecach, oszczędzając głowę. Dwóch biło, trzeci patrzył” – wspominał w „Siódmej wodzie po Kisielu” Jerzy Kisielewski.
Po pobiciu Kisiel stracił pracę, miał zakaz druku; to trudny dla niego czas, kiedy wielu znajomych bało się podać mu rękę na powitanie, a „ubeki łażą przed domem jak psy” – jak napisał w dziennikach, które wtedy zaczął prowadzić. Kiedy powstał KOR nie został jego członkiem. Powtarzał, że uważa za błąd, aby inteligenci stawali na czele robotników. Do „Solidarności” także się nie zapisał, ponieważ, jak tłumaczył, „jej robotniczy rodowód mnie trochę odstręcza. Od Solidarności zalatuje marksizmem, bo jej członkowie są wychowani na takim myśleniu”. Jako liberalny konserwatysta Kisiel został w 1987 r. współzałożycielem, obok Janusza Korwin-Mikkego, Ruchu Polityki Realnej, który w 1989 roku przekształcił się w Unię Polityki Realnej.
Kiedy w 1989 roku nastąpiła zmiana ustroju Kisielowi marzyła się „antysocjalistyczna dyktatura”. Dlatego w wyborach 1990 roku poparł Lecha Wałęsę, widząc w nim materiał na dyktatora. Po pół roku prezydentury wycofał się jednak i w artykule „Mój powrót wariacki” wyrzucił Wałęsie, że zmarnował szansę na zmianę Polski w kraj kapitalistyczny. W tym okresie Kisiel rozstał się też z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie często skracano mu artykuły. Felietony Kisiela zaczęły ukazywać się we „Wprost”.
Stefan Kisielewski zmarł 27 września 1991 roku. Przed odejściem opanowały go myśli, że zmarnował życie, napisał mało muzyki, którą kochał, że nie skończył jeszcze paru książek i że strwonił czas na mało ważne felietony. Sam Kisielewski napisał o sobie: „Czy miałem wpływ na bieg wydarzeń? Nie wiem, ale na psychikę wielu ludzi wpłynąłem”.
Jak podsumowuje Kaliski Kisiel w szeroko cytowanej w „Reakcjoniście” publicystyce, „był popularyzatorem idei liberalno-konserwatywnych. Kładł nacisk na wolność, indywidualizm, swobodę budowania kapitalizmu, nawiązywania więzi gospodarczych na wolnym rynku”. Andrzej Szczypiorski, pisarz, członek PEN Clubu, w 1986 roku w laudacji na cześć Kisiela opisywał jego pisanie bardziej poetycko: „Jest to publicysta samotny, smutny i przegrany. Ale nie może być inaczej, bo w gruncie rzeczy mamy tu do czynienia z anachronizmem. Donkiszoci w każdej epoce są samotni, smutni i przegrani. […] Mówimy dzisiaj o Hiobie polskiej publicystyki politycznej ostatniego półwiecza. Na pisarstwo Kisiela spadają same klęski. Jest to pasmo rozczarowań, udręk i cierpienia. Dlaczego? Bo Kisiel dochowuje wierności i wciąż jeszcze wierzy. Kisiel mianowicie wierzy w rozum i jest wierny rozumowi. (…) Jego tragiczna, nieskuteczna publicystyka czyni z rozsądku i rozumnego myślenia kategorię moralną”.
Jak podkreśla Kaliski, Kisiel „wymykał się jednoznacznym ocenom. Można o nim rzec niemal wszystko i na wszystko znajdziemy stosowny cytat. Także w powyższej antologii wypisów z jego dzieł. Że to człowiek wszechstronny, ale niekiedy dyletant; omnibus, ale zarazem besserwisser (kompetencje i niepodważalną wiedzę muzyczną zostawiam na boku). Że to ktoś, kto chadzał samotnie własnymi ścieżkami, ale zarazem ktoś czujący silne więzi ze wspólnotą ludzi wierzących, piszących, komponujących (więzi, które go nie krępowały, gdy czuł potrzebę wyrażenia swego odmiennego zdania). Niemcy nazywają takich – Querdenker: myślący twórczo, śmiało i niestandardowo. Na przekór” – podsumowuje autor posłowia do „Reakcjonisty”.
Książka ukazuje się nakładem wydawnictwa Karta. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz