Dzisiaj media prywatne w proteście przeciwko podatkowi od reklamy, powiesiły na swoich ekranach klepsydrę następującej treści: „Tu miał być twój ulubiony program”. Zero dźwięku, zero ruchomego obrazu. Martwota. Jak protest, to protest.
Nie wiedząc o tym zasiadłem do telewizora, żeby obejrzeć w Eurosporcie pojedynek Igi Świątek z Camilą Giorgi w turnieju Australia Open. Pojedynek ważny, bo przegrana eliminowała jedną z uczestniczek z dalszych gier. Rozsiadam się wygodnie, kawa w ręku, włączam, a tu cisza.
I byłby mnie zapewne strzelił szlag, albo coś bardziej dosadnego, gdyby nie to, że Eurosport mam także wykupiony w ramach streamingu. Obejrzałem więc zwycięski mecz Igi komfortowo i bez problemów. Mając smart TV, możesz sobie na to pozwolić. Ale co mają zrobić ci, którzy go nie mają?
Ja rozumiem, że można przeciwko PiS-owi protestować. Ba, uważam wręcz, że należy to robić, bo dawno do władzy nie dorwała się tak odjechana ekipa. Co więcej, protest mediów prywatnych jest jak najbardziej słuszny. Tyle, że walcząc z PiS-em należy to robić z głową, a nie stadnie i bez głowy.
Nic by się nie stało, gdyby Cyfrowy Polsat w przypadku meczu Igi Świątek, na który czekała cała tenisowa Polska, zrobił swój protest bardziej finezyjnie. Każdy by zrozumiał, gdyby na czas meczu na dole ekranu nadawca przyczepił czarny pasek, na którym przedstawiłby swoje stanowisko, zamiast w całości pozbawiać abonentów wykupionej usługi. Byłby i wilk syty i owca cała. W efekcie wyszło, jak wyszło, czyli kiepsko.
Tymczasem oczami wyobraźni widzę ten osobiście nadzorowany przez Jacka Kurskiego materiał w dzienniku telewizyjnym – „Media prywatne przeciwko Idze Świątek”, albo „Iga Świątek wygrywa wbrew bojkotowi prywatnych mediów”. Że niemożliwe? Zapraszam do Jedynki na godzinę 19.30.
Maciej Eckardt
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.