Polskie podziemie „taneczne”

Od początku pandemii w Warszawie i innych większych miastach regularnie odbywają się sekretne imprezy taneczne. Późnym wieczorem otwierają się piwnice klubów, a taksówki zatrzymują się pod wielkimi willami – donosi Gazeta Wyborcza.

– Polacy zaczęli więcej tańczyć i leczyć swoją duszę – mówi cytowany przez Wyborczą warszawski didżej i. dodaje, że oficjalnie te imprezy nazywane są często „kursami tanecznymi” lub „terapiami grupowymi”.

Żeby zdobyć zaproszenie na jedną z takich imprez, dziennikarz GW próbuje dostać się do zamkniętych grup na Facebooku, na których organizatorzy ogłaszają kolejne wydarzenia.

– To jest totalna profeska – opowiada Michał uczestnik podziemnych imprez cytowany przez GW – Zero amatorszczyzny. Fantastyczne nagłośnienie i światła, alkohol, piękna przestrzeń. Organizatorami są ci, którzy przed pandemią robili najlepsze imprezy w Warszawie, więc wszystko jest z najwyższej półki. W magazynach i tak sprzęt się kurzy, wypożyczenie kosztuje grosze. Ile biorę za granie? Teraz za set nie dostaje się więcej niż kilka stówek, ale dla mnie to okej, pracy na legalu i tak nie ma – tłumaczy Michał.

Michał mówi Gazecie, że imprezy są jak urodziny bogatego amerykańskiego nastolatka. Wyselekcjonowani goście w pięknych strojach, kolorowe drinki, gwiazdy muzyki klubowej. – Imprezujący potrzebują emocji, a organizatorzy i grający – pieniędzy – tłumaczy. – Imprezy są i będą. Żadna ustawa ani policja temu nie przeszkodzi. A im większe restrykcje, tym imprezy bardziej atrakcyjne i unikalne.

Michał jednak nie zaprosił dziennikarza do prywatnej grupy w mediach społecznościowych, twierdząc, że jego dziennikarski profil mógłby wzbudzić podejrzenia, ale zabrał go do znajomego, Szymona z Saskiej Kępy.

Szymon, związany ze sceną techno, według relacji Wyborczej, mieszka niedaleko słynnej willi na Saskiej Kępie. Słynnej, gdyż na wielu tajnych grupach ta lokalizacja znana jest z regularnych nocnych wydarzeń na sto osób.

– Był tam spory sylwester, w listopadzie duża impreza. Wejściówka jest, jak na obecny rynek, tania. Pięć dyszek – relacjonuje Szymon i dodaje zapytany o problemy ze stróżami porządku – Policja? Byli raz, pokręcili się. Nie mogą wejść bez nakazu, bo to prywatny dom. Zresztą o czym my mówimy, policjanci po godzinach pracy w niektórych klubach stoją na bramce. Od lat 90. w pewnych aspektach nie zmieniło się zbyt wiele – podsumowuje.

Pytany przez dziennikarza, kim są organizatorzy odpowiada – Wszyscy wiedzą, każdy milczy. Żaden klub nie przyzna się, że organizatorzy są z nim związani. Często to rezydenci danego miejsca, przed pandemią grali tam co tydzień. Nawet jak ktoś jest przeciwny, nic nie powie, bo wkopie kolegów i straci szanse na granie po pandemii. Do własnego gniazda pewnych rzeczy się nie robi, prawda? – dodaje.

– Sama urodziny zrobiłam na 60 osób w wynajętej przestrzeni restauracji, od 17 do 22, bo teoretycznie było tam szkolenie. Przyszli rodzice, ciocie. Nie zachorowali. To nie jest ewenement – mówi cytowana przez GW Magda, która na secret parties była kilkanaście razy. – Wrocławski Boogie Club 9 stycznia zorganizował wielki melanż pod pretekstem powstania „Partii Strajku Przedsiębiorców”. A ile w Warszawie było firmowych „śledzików” przed świętami! Właściciele lokali próbują zarobić choć na czynsz i pensje pracowników. Pracuję w gastro i wciąż słyszę okropne historie. Znajomy chciał się powiesić, rozumiesz? Ma dług na kilkadziesiąt tysięcy i brak perspektyw na pracę. Zamykanie wszystkiego jest nieludzkie. Ludzie chcą zarabiać, pracować i – tak, to też ważna potrzeba – bawić się.

Kinga, didżejka i uczestniczka klubowych secret parties, opowiada: – Zasady często narzucane są w trakcie imprezy, gdy np. ktoś da cynk, że policja stoi niedaleko klubu. Wtedy musimy wychodzić po kilka osób, nie wszyscy jednocześnie. Niektóre kluby mają zasadę, że wpuszczają o dwudziestej drugiej, a wypuszczają o piątej rano. Nie podoba ci się muzyka? Nie ma zmiłuj, zostajesz do końca.

Więcej przeczytasz w Gazecie Wyborczej

 

Udostępnij:

Karol Kwiatkowski

Wiceprezes Zarządu Fundacji "Będziem Polakami" - wydawcy Naszej Polski. Dziennikarz, działacz społeczny i polityczny.

One comment

  • zdzicho

    2 lutego, 2021 at 11:44 pm

    Niby mamy prohibitio ale skutek sukcesywnie staje się odwrotny. Całkiem jak za tamtej prohibicji. I może się skończyć tym, że za gastronomię i rozrywkę „państwo” kaski nie dostanie, bo będą działać konspiracyjnie lub uwolnią się od podatku prowadząc działalność np. edukacyjną lub religijną pod wezwaniem np. św. Makarona. Sam też już brałem udział w testach produktów spożywczych dla jakiejś autentycznej sondażowni.

Leave a Reply to zdzicho Cancel Reply

Koszyk