Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi śledztwo dot. oszustów „na komornika”. Na podstawie sfałszowanych dokumentów dwóch sprawców wyłudzało pieniądze od spółek. Jak ustaliła PAP, głównym poszkodowanym jest Jacek P., najlepszy przyjaciel Sławomira Nowaka. Pieniądze „zniknęły”, gdy siedział w areszcie.
O Jacku P. zrobiło się głośno w lipcu, gdy został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, b. ministrem transportu Sławomirem Nowakiem. Z ustaleń PAP wynika, że to wyjaśnienia złożone przez P. szczególnie obciążyły podejrzanego o korupcję Nowaka i pozwoliły prokuraturze na rozszerzenie mu zarzutów oraz zatrzymanie kolejnych osób. Jacek P. miał też w ramach współpracy z prokuraturą ujawnić w swoim domu „skrytki”, w których trzymał pieniądze z łapówek przyjętych rzekomo przez Nowaka.
Jacek P. na początku listopada 2020 r. P. został zwolniony przez prokuratora z aresztu. Jak ustaliła PAP, 6 listopada miał zeznać, że w lipcu, nim trafił do aresztu, na koncie jego spółki zajmującej się budową dróg, było ponad 400 tys. zł, a gdy wyszedł na wolność w listopadzie, tych pieniędzy już nie było. Ustalono, że pieniądze zajął komornik i przekazał je rzekomemu wierzycielowi. Z materiałów śledztwa wynika, że z rachunku P. „zniknęło” dokładnie 414 tys. zł.
Sprawą zajęli się policjanci z wydziału kryminalnego Komendy Rejonowej Policji Warszawa-Mokotów. O procederze, w wyniku którego były przyjaciel Nowaka stracił pieniądze opowiedział PAP w środę rzecznik mokotowskiej policji, Robert Koniuszy.
„Podejrzani zdobyli wiedzę dotyczącą komorniczych postępowań egzekucyjnych oraz dokumentów, które są konieczne do uzyskania tytułów wykonawczych. Postarali się o tzw. słupów i na ich dane preparowali dokumentację, z której wynikało, że to te osoby są wierzycielami i to one żądają wypłacenia im konkretnych kwot pieniędzy tytułem zaciągniętych w przeszłości zobowiązań. Ze sfałszowanej dokumentacji przygotowanej dla kancelarii komorniczej wynikało, że spółka, którą mieli zamiar pozbawić pieniędzy, w świetle prawa jest ich dłużnikiem” – wyjaśnił kom. Koniuszy.
Policjant podał, że podejrzani mieli wiedzę, że jedynym dokumentem koniecznym do rozpoczęcia procedury egzekucyjnej jest tytuł wykonawczy z sądu. Nakazy, którymi się posługiwali, były opatrzone pieczęciami XVII Wydziału Gospodarczego Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy. Oprócz pieczęci, na pismach znajdowały się także dane sędziów i pracowników sądu, którzy faktycznie w tym wydziale pracują. Jak przekazał PAP jeden ze śledczych, dokumenty były tak dobrze podrobione, że odróżnienie ich od oryginału było praktycznie niemożliwe.
„Dokument uprawniał komornika do zajęcia majątku dłużnika i przekazania konkretnych kwot pieniężnych na konto wierzyciela. Podejrzani przesłali takie dokumenty do kilku wybranych kancelarii” – powiedział Koniuszy.
Podejrzani Robert W. i Piotr W. zostali zatrzymani 20 listopada, na ulicy Patriotów w Warszawie. Zabezpieczono przy nich telefony i dokumenty, na podstawie których zamierzali ubiegać się o kolejną nienależną im zapłatę. Posiadali także kartę płatniczą na nazwisko „słupa”, na którego konto przelewane były pieniądze należące do firmy Jacka P.
Podczas przeszukania mieszkania Roberta W. policja znalazła komputer, na którego dysku znajdowały się kolejne sfałszowane dokumenty. W. miał także w domu ukryte ponad 25 tysięcy złotych w gotówce.
Prok. Aleksandra Skrzyniarz z Prokuratury Okręgowej w Warszawie nie odniosła się do ustaleń PAP dotyczących osoby Jacka P. Prokurator przekazała jedynie, że po przedstawieniu podejrzanym zarzutów oszustwa i posługiwania się fałszywymi dokumentami, a także zarzutów usiłowania dokonania dwóch kolejnych oszustw na kwoty 90 i 93 tysiące złotych, prokurator prowadzący skierował do sądu wnioski o tymczasowe aresztowanie podejrzanych.
„Sąd przychylił się do wniosku prokuratury i aresztował podejrzanych do dnia 18 lutego 2021 roku. Sprawa jest rozwojowa, podejmowane są działania które mają na celu do ustalenia skali działalności podejrzanych” – powiedziała prok. Skrzyniarz.
Z ustaleń PAP wynika, że podejrzani nie przyznali się do winy. Piotr W. – z zawodu prawnik – miał powiedzieć śledczym, że „nie jest przestępcą”, a we współpracę z Robertem W. wszedł – w jego mniemaniu – legalnie. W. twierdził, że jego znajomy poprosił go o opinię prawną dokumentów, na podstawie których będzie ubiegał się o wszczęcie egzekucji komorniczej. (PAP)
Autorka: Hanna Dobrowolska