Sprawy zaszły za daleko – przekonywał RPO Adam Bodnar podczas piątkowej debaty w Senacie ws. działań policji wobec uczestników protestów, które wybuchły po ogłoszeniu wyroku TK. Głos zabrali też senatorzy i posłowie opozycji. Nieobecni byli z kolei przedstawiciele MSWiA.
Zgodnie z informacjami przekazanymi PAP przez wiceszefa MSWiA Błażeja Pobożego zaproszenie marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego do uczestnictwa w posiedzeniu Senatu trafiło do resortu dopiero w ten poniedziałek. Minister Mariusz Kamiński odmówił uczestnictwa, tłumacząc się „licznymi obowiązkami służbowymi”, w tym zaplanowanym posiedzenie Sejmu.
Informacja, z którą w piątek miał zapoznać się Senat, początkowo figurowała na stronie jako: „Informacja MSWiA o działaniach policji wobec uczestniczek i uczestników (protestów – PAP) po ogłoszeniu decyzji Trybunału Julii Przyłębskiej”. Tak też została przedstawiona w zaproszeniu. „Pragnę zauważyć, że w swoim oficjalnym piśmie, posługując się sformułowaniem +Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej+, deprecjonuje Pan inny organ państwowy jakim jest Trybunał Konstytucyjny, używając na jego określenie innej niż prawidłowa nazwy” – zaznaczył minister w odpowiedzi skierowanej do Grodzkiego.
Podkreślił ponadto, że to Sejm, a nie Senat sprawuje funkcję kontrolną nad rządem i ministrami. „Informację nt. działań Policji podczas demonstracji ulicznych organizowanych po 22 października przedstawiłem na forum Sejmu w ubiegłym tygodniu” – czytamy w piśmie szefa MSWiA.
Podczas piątkowego posiedzenia Senatu jako pierwszy głos zabrał Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, który podkreślał, że temat zachowania policji wobec protestujących jest jednym z tych, które mają „kluczowe znaczenie dla Biura Rzecznika Praw Obywatelskich”. „Jeśli zgromadzenie jest pokojowe, a być może nie dopełnia pewnych wymogów regulacyjnych, to wszelkie działania zmierzające do jego rozwiązania też powinny być pokojowe (…) To jest moim zdaniem wymiar demokracji, jak podchodzimy do tego typu sytuacji” – podkreślał.
Jego zdaniem w ostatnim czasie mamy do czynienia z intensyfikacją działań policji. „Od 22 października łącznie zatrzymano 96 osób. Jakby doliczyć do tego osoby zatrzymane w kontekście Marszu Niepodległości, to byłyby to łącznie 132 osoby” – wskazał Bodnar. Jak dodał, „absolutnie rekordowy” pod tym względem był 16 maja tego roku, kiedy w czasie strajku przedsiębiorców zatrzymano 386 osób.
Według RPO policja „nierównomiernie” podchodzi do demonstrantów w zależności do tego, w jakiej demonstracji uczestniczą. „W kontekście Strajku Kobiet to, co widać, to to, że relacja między policją a obywatelami zmieniła się w trakcie. Na początku wyraźnie było widać (…), że policja w pewnym sensie rozumie, na czym polega korzystanie z wolności organizowania pokojowych zgromadzeń w tym trudnym czasie. Zmiana strategii nastąpiła w zasadzie 9 listopada. Wówczas w prasie pojawiły się informacje o tym, że został przyjęty dokument, którego treść sprowadza się do hasła +działamy, nie negocjujemy” – mówił.
Jak wskazywał, jednym z efektów takiego działania jest tworzenie przez policję tzw. kotłów, do czego doszło m.in. na placu Powstańców Warszawy. „Powstaje pytanie, czy chodzi o zakończenie demonstracji, czy zatrzymanie lub wylegitymowanie jak największej liczby osób” – mówił Bodnar. Inną z niepokojących RPO praktyk jest nadmierne stosowanie środków przymusu bezpośredniego takich jak gaz łzawiący, także przez policjantów „w cywilu”. „Wśród demonstrujących pojawia się naturalna obawa, czy to są faktycznie policjanci czy ktoś, kto po prostu jest napastnikiem” – powiedział.
Bodnar podkreślał jednocześnie, ze szczególnie chronieni powinni być dziennikarze oraz parlamentarzyści. Jak mówił, warto byłoby zastanowić się, jak zwiększyć rozpoznawalność tych pierwszych. Zaznaczał również, że nie przypomina sobie, by w poprzednich latach Biuro RPO musiało w takim kontekście dopytywać się o prawa tych drugich.
Zdaniem RPO policja nie wyciąga wniosków z popełnianych wcześniej naruszeń. „Moim zdaniem to, co się stało, co się wciąż dzieje na ulicach polskich miast – nie tylko od 22 października, ale także wcześniej – musi budzić największy niepokój (…) Mam wrażenie, że sprawy zaszły za daleko” – powiedział.
W czasie posiedzenia senator Bogdan Klich (KO) odtworzył kilkanaście filmów, na których widać było interwencje policji z ostatnich protestów. W czasie jednej z nich wobec posłanki Lewicy Magdaleny Biejat zastosowano gaz łzawiący mimo tego, że pokazywała funkcjonariuszowi legitymację poselską. Kolejna interwencja dotyczyła akcji protestacyjnej przed MEN, w czasie której policja zatrzymała fotoreporterkę.
Odtworzony został również wywiad z jednym z demonstrantów, który mówił o brutalnym zachowaniu funkcjonariuszy. „Od 22 października policja po prostu oszalała, w sposób zupełnie nieuzasadniony – od strony prawnej i praktycznej – prześladują nas” – mówiła z kolei inna demonstrująca Katarzyna Augustynek, znana jako „Polska Babcia”, która w Senacie pojawiła się osobiście.
Posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska przekonywała, że działania policji w stosunku do protestujących mieszczą się w „szarej strefie”. Jej zdaniem nadużywa ona swoich uprawnień m.in. do zatrzymywania obywateli. Posłanka KO Monika Wielichowska podkreślała, że na proteście w ubiegłą środę nie było „żadnej agresji protestujących”. „Niestety w wielu sytuacjach policja próbowała eskalować emocje, zupełnie niepotrzebnie” – powiedział. Jej zdaniem nie dziwi dzisiaj „olbrzymi, miażdżący kryzys zaufania społecznego do policji”.
Na nieobecność przedstawicieli MSWiA i policji zwracał uwagę m.in. poseł Lewicy Andrzej Rozenek. „To znamienne, bo z chęcią usłyszelibyśmy jakąkolwiek odpowiedź, jakiekolwiek wytłumaczenie” – mówił. Zwracał też uwagę, że antyterroryści byli uważani do tej pory za „elitę policji”. „Dzisiaj antyterroryści mają twarz zwykłego bandyty” – ocenił.
Poseł Cezary Tomczyk (KO) wskazywał z kolei, że list szefa MSWiA do marszałka Senatu zawiera „wiele kłamstw”. „Dlatego, że w Sejmie nie było żadnej informacji, było tylko zabranie głosu przez ministra w obronie Jarosław Kaczyńskiego” – stwierdził.
Wśród senatorów głos zabrał m.in. Marcin Bosacki (KO). Jego zdaniem podczas Marszu Niepodległości – organizowanego przez środowiska, „które w poprzednich latach atakowały innych współobywateli” – policja reagowała „niezwykle wolno”. „Po półtorej godzinie zamieszek policja nadal nie potrafiła tłumu ogarnąć i z tego tłumu strzelano racami, które podpalały prywatne mieszkania. Tydzień później, podczas pokojowej demonstracji 18 listopada policja praktycznie cały czas miała takie siły i środki, aby otaczać kilkutysięczny tłum. Skąd ta dysproporcja?” – pytał. (PAP)
Autorka: Sonia Otfinowska