Sąd Najwyższy Pensylwanii odrzucił we wtorek skargę wyborczą kampanii prezydenta Donalda Trumpa, orzekając że urzędnicy w Filadelfii nie złamali prawa stanowego, zachowując co najmniej 4,5-metrowy odstęp między obserwatorami a liczącymi głosy.
Sprawa obserwatorów w Filadelfii jest jedną z najgłośniejszych podnoszonych przez prezydenta i jego otoczenie.
Przedstawiciele Republikanów utrzymują, że z powodu wymaganego od nich zachowania odległości nie widzieli szczegółów na kopertach i w związku z tym nie mogli oceniać, czy procedura liczenia głosów odbywa się prawidłowo. Kampania Trumpa złożyła w tej sprawie skargę, a stanowy sąd apelacyjny przychylił się do niej.
Sąd Najwyższy Pensylwanii we wtorek stosunkiem głosów 5 do 2 uchylił wyrok niższej instancji. Orzekł, że prawo stanowe wymaga jedynie, by obserwatorzy byli w pomieszczeniu, gdzie zliczane są głosy i nie mówi nic o odległości. O niej – zgodnie z wyrokiem SN – decydować mogą władze danego hrabstwa.
Rudy Giuliani, prawnik reprezentujący Trumpa w Pensylwanii, argumentował wcześniej, że w Filadelfii obserwatorom przeszkadzała „maszyna Partii Demokratycznej”. Jego zdaniem był to przykład na „powszechne ogólnokrajowe wyborcze oszustwo”.
W kluczowych wyborczo stanach obóz prezydenta lub Republikanie złożyli łącznie od 3 listopada kilkadziesiąt wyborczych skarg. Dotyczyły one m.in. poszerzenia możliwości głosowania korespondencyjnego czy procesu obserwacji liczenia. „Kampania Trumpa odniosła sukcesy tylko w kilku niewielkich sprawach” – pisze portal The Hill.
„Do tej pory spory sądowe przyniosły niewiele zwycięstw i nie ujawniły żadnych wiarygodnych dowodów, że systematyczne oszustwa lub fałszowanie kart do głosowania wpłynęły na wybory, jak bezpodstawnie twierdzi prezydent Trump” – ocenia The Hill. Skargi wyborcze ekipy Republikanina są przez sądy często odrzucane, tak było m.in. w Michigan. W niektórych przypadkach sam sztab wycofywał się z nich lub jak w Nevadzie zmieniał ich treść i skalę zarzutów.
Czas nie gra na korzyść obecnego gospodarza Białego Domu. W części kluczowych stanów certyfikowania wyborczych wyników odbędzie się jeszcze w listopadzie. Do głosowania Kolegium Elektorów dojdzie natomiast już za niecały miesiąc – 14 grudnia.
W pierwszych dniach po wyborach sympatycy Trumpa głośno mówili, że nadzieje wiążą z procedurami ponownego przeliczenia głosów. Wiele wskazuje, że ta w Georgii nie wykaże wielkich zmian i nie pozbawi wygranej w tym stanie Demokraty Joe Bidena. Co prawda, wykryto tu ponad 5 tys. nieuwzględnionych wcześniej głosów, ale władze stanowe zaprzeczają, by doszło do powszechnych nieprawidłowości.
Do ponownego przeliczenia głosów może także dojść w Wisconsin, gdzie po spłynięciu wszystkich danych końcowy wynik wykazuje, że Biden ma przewagę ok. 0,6 punktu procentowego, nieco ponad 20 tys. głosów. Różnica jest na tyle niewielka, że na wniosek jednego z kandydatów można przeprowadzić drugie liczenie.
Kampania Trumpa deklarowała, że złoży wniosek w tej sprawie. Ma na to czas do godz. 17 czasu lokalnego w środę (północ w Polsce). Punktualnie, gdyż stanowa komisja czas odmierza co do sekundy zegarem atomowym. Wiąże się to jednak z kosztami – uruchomienie tej procedury to ok. 8 mln dolarów. To m.in. z tego powodu sztab Trumpa w mailach i SMS-ach prosi sympatyków o finansowe wsparcie.
Obóz Republikanina w Wisconsin nie wykazał żadnych powszechnych przypadków oszustw czy nieprawidłowości i wątpliwe jest, by ponowne przeliczenie głosów znacząco zmieniło rezultat – twierdzi The Hill. Były gubernator tego stanu, Republikanin Scott Walker uważa, że 20 tys. głosów to „spora przeszkoda” przy nadrabianiu straty.
„Przy przytłaczającej liczbie przegranych i wycofywanych spraw kampania Trumpa nie jest w stanie podważyć wyników w ani jednym ze stanów, a tym bardziej w kilku stanach, które dają razem 36 głosów elektorskich” – twierdzi Rick Hasen, profesor prawa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Oakland. Przy utrzymującym się na korzyść Bidena podziale głosów elektorskich 306-232 prezydent, by uzyskać reelekcję, musiałby odwrócić wyniki w co najmniej trzech kluczowych wyborczo stanach.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)