Uważamy, że cyfrowi giganci powinni się podzielić zyskami ze społeczeństwem; płaciliby 7 proc. od działalności na terenie Polski – mówi o projekcie Lewicy poseł Adrian Zandberg. Jak dodał pieniądze trafiłyby na budowę sieci światłowodowej dla szkół.
PAP: Lewica złożyła projekt ustawy, który pozwoli wprowadzić podatek cyfrowy dla gigantów, a pan ten projekt firmuje. Jakie będą kryteria i jaką stawkę dla tych firm proponujecie?
Adrian Zandberg: To podatek dla gigantów, którzy mają roczny przychód przekraczający 750 mln euro. 7 procent płacone od działalności na terenie Polski. Wielkie firmy są bardzo sprawne w omijaniu klasycznego podatku dochodowego. Dlatego skonstruowaliśmy go tak, żeby uniknięcie go było praktycznie niemożliwe.
PAP: Wasze kryteria spełni Amazon, Google, Facebook i Uber. Polskie firmy łapią się na ten próg?
A.Z.: Nasza propozycja to podatek dla +grubych ryb+. W tę sieć mają wpadać rekiny, a nie płotki. Dziś niestety jest tak, że giganci odprowadzają śmiesznie niskie podatki, a małe firmy płacą więcej niż najwięksi gracze. Lewica uważa, że to niesprawiedliwe. Chcemy, żeby ci, którzy mają olbrzymie zyski, uczciwie płacili więcej. Podatek cyfrowy wprowadziłby elementarną sprawiedliwość. Objąłby międzynarodowe korporacje, które mają dominującą pozycję w polskiej gospodarce.
Pandemia to dla większości z nas ciężkie miesiące. Dla gigantów cyfrowych – wręcz przeciwnie. Te firmy zarobią na kolejnym lockdownie olbrzymie pieniądze. Życie przenosi się do sieci, a to oznacza dla nich dodatkowe zyski. Uważamy, że powinny podzielić się tymi zyskami ze społeczeństwem.
PAP: Macie policzone, jakie przychody generowałby ten podatek i na co miałyby zostać one skierowane?
A.Z.: Nasze szacunki sprzed pandemii mówiły o 2 mld zł rocznie. Teraz, kiedy cyfryzacja gospodarki i życia społecznego przyspiesza, dochody korporacji cyfrowych oczywiście rosną.
Chcemy z tych pieniędzy finansować ważny cel społeczny: gigabitową sieć światłowodową dla szkół i bibliotek. Pieniądze trafiłyby także na badania naukowe. Jeśli chcemy, żeby Polska wyrwała się z pozycji gospodarki zależnej, musimy zwiększyć publiczne wydatki na naukę. To inwestycje, których prywatny biznes nigdy nie zrobi. Możemy je sfinansować z podatku cyfrowego.
PAP: Nie boicie się, że ten projekt zostanie zamrożony? Może być ciężko w Sejmie o większość dla niego. Będziecie rozmawiać z PiS o poparciu dla tego projektu?
A.Z.: Czy część posłów PiS będzie gotowa poprzeć tę ustawę? Zobaczymy. Moim zdaniem powinien ją poprzeć każdy, komu zależy na suwerenności i sprawiedliwych podatkach. Partii Razem udało się parę razy przekonać rządzącą większość do zmiany zdania. Tak było choćby z moją poprawką, która ograniczyła wynagrodzenia prezesów korzystających z publicznej kasy na restrukturyzację firm. Poprawka przeszła, bo udało się dla niej zdobyć poparcie części posłów PiS. Przekonaliśmy też w końcu rząd, żeby ułatwić dostęp do postojowego dla pracowników na śmieciówkach. Po to jesteśmy w Sejmie, żeby walczyć o prospołeczne rozwiązania i szukać dla nich większości.
To oczywiście nie tajemnica, że w sprawie podatku cyfrowego premier Mateusz Morawiecki stchórzył przez panią ambasador Georgette Mosbacher. Moja ocena tamtej rejterady jest znana: suwerenne państwo nie powinno zachowywać się jak lokaj. Ale mniejsza z historią. Teraz zmienia się właśnie konstelacja międzynarodowa. Jest przestrzeń na zmianę stanowiska Polski. Do tej zmiany namawiam.
W Europie mamy wielu sojuszników – nad podobnymi rozwiązaniami pracuje się dziś od Madrytu po Wiedeń. Pandemia powoduje, że potrzeba wprowadzenia podatku dla cyfrowych gigantów rośnie. Powinniśmy wdrożyć go jak najszybciej. To byłby realny krok w stronę cyfrowej suwerenności.
Podatek dla cyfrowych gigantów to prezent, który Polska może sama sobie zrobić na Narodowe Święto Niepodległości. Projekt jest gotowy i policzony. Mamy wsparcie związków zawodowych i ekspertów. Teraz wystarczy go przegłosować.
Rozmawiał: Grzegorz Bruszewski