Ponad 100 osób wzięło w czwartek udział w proteście branży gastronomicznej w Toruniu. Demonstrujący domagają się m.in. utworzenia specjalnego funduszu celowego, który byłby wsparciem dla lokali zamkniętych przez epidemię. Przedstawiciele gastronomii chcą także pomocy od władz samorządowych.
Protestujący mieli ze sobą transparenty m.in. z takimi hasłami jak „pobite gary”, „Jarek oddaj fartucha”, „Nie tylko ośmiorniczki, zjem też kaszankę”, „Panie premierze, pan zostawi nam ziemniaczki, a sam zje mięso (wersja wegetariańska)”.
Pod pomnikiem Mikołaja Kopernika zapalono znicz. Później kontynuowano przemarsz, który dotarł przed Urząd Marszałkowski. Tam przemawiające osoby zwracały uwagę na bardzo trudną sytuację branży gastronomicznej w związku z obostrzeniami epidemicznymi. Wśród postulatów przedstawicieli branży jest utworzenie funduszu celowego, z którego udzielana byłaby pomoc dla przedstawicieli branży. Zwracano uwagę, że dotychczasowe mechanizmy wsparcia są niewystarczające.
Manifestanci tłumaczyli, że Toruń jest miastem turystycznym, a upadek czy ogromne kłopoty branży gastronomicznej, wpłyną ich zdaniem na zdecydowanie mniejszą atrakcyjność miasta — tak dla turystów, jak również wybierających ośrodki akademickie studentów. Ci bardzo często dorabiają w restauracjach czy klubach.
Przemawiający zwracali uwagę, że konieczne jest także wsparcie lokalne. Zadeklarowali chęć spotkania z marszałkiem województwa i prezydentem Torunia celem uzgodnienia i przedyskutowania swoich postulatów.
Protest przebiegł bardzo spokojnie. Policja zwracała uwagę na nielegalność zgromadzeń powyżej 5 osób na tym etapie epidemii. Apelowano o przestrzeganie obowiązku zasłaniania ust i nosa, do czego zdecydowana większość uczestników protestu się dostosowała. Manifestacji nie towarzyszyło wznoszenie wulgarnych haseł. (PAP)