Powróciło pytanie, kiedy właściwie został zamordowany ks. Jerzy Popiełuszko? Według komunistycznej wersji, przedstawionej podczas procesu toruńskiego i powtarzanej następnie przez lata – nastąpiło to 19 października 1984 r. Tymczasem zwłoki niezłomnego kapłana oprawcy mieli wrzucić do Wisły sześć dni później – 25 października. W tym czasie Piotrowski, Pękala i Chmielewski – wskazani przez Kiszczaka i później przez Sąd Wojewódzki w Toruniu, jako sprawcy zabójstwa – już od dwóch dni przebywali w areszcie.
Prokurator Andrzej Witkowski mówi, że w sprawie pobicia ze skutkiem śmiertelnym Grzegorza Przemyka rzeczywistymi sprawcami też okazały się inne osoby, niż te, które wskazał komunistyczny resort spraw wewnętrznych. Przypomina, że już w trakcie procesu toruńskiego niemal powszechnie było wiadomo, że ława oskarżonych jest „za krótka”. Że to nie tylko funkcjonariusze Departamentu IV MSW, którzy zajmowali się zwalczaniem Kościoła (w tym najbardziej „zasłużona” w tym dziele komórka D – od słowa „dezintegracja”).
Wykonawców zbrodniczego planu było – zdaniem Witkowskiego – więcej: kto inny porwał księdza, a kto inny go zamordował. Do dziś nie zostali również ujawnieni i osądzeni inspiratorzy zabójstwa. A kto w październiku 1984 r. trzymał ster rządów w państwie? Dwaj towarzysze generałowie – Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak.
Już w 1991 r. Witkowski chciał objąć zarzutami obu czerwonych „gentelmanów” i… został nagle odsunięty od sprawy. Do śledztwa wrócił po 10 latach, w 2002 r. jako prokurator lubelskiego IPN. W wywiadzie zamieszczonym w „Biuletynie IPN” (styczeń 2003 r.) ujawnił notatkę znalezioną w dokumentach Urzędu ds. Wyznań z sierpnia 1984 r., w której Jaruzelski polecił „wzmóc działania wobec ks. Popiełuszki”. Witkowskiego ponownie odsunięto.
Odpowiedzialność Jaruzelskiego i Kiszczaka ma podważać inna notatka, którą lata temu upublicznił historyk, prof. Andrzej Paczkowski, wskazująca jako inspiratora porwania i zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki innego „generała” – Mirosława Milewskiego.
Na krótko przed śmiercią w lutym 2008 r. Milewski „wyjaśniał”, że „nie wie, dlaczego na niego wskazano”, „gdyby były jakieś dowody, to wcześniej postawiono by mu zarzuty”, że „nigdy nikt z kierownictw partii ani resortu spraw wewnętrznych w żadnej rozmowie nie sugerował mu, że mógł by być sprawcą politycznym tego mordu”. Radiu ZET wyznał: „Mogę absolutnie powiedzieć, bez cienia wątpliwości, że nigdy nikogo nie zabiłem, tym bardziej księdza jakiegoś. Mówię uczciwie i szczerze – ja nigdy nikogo nie zabiłem, nigdy. Mimo że były nawet ciężkie sytuacje, że trzeba było strzelać”.
Wierzymy Milewskiemu? A czy można ufać komuniście?
Ustalenia prok. Andrzeja Witkowskiego uzupełnia ks. Stanisław Małkowski, współpracownik i przyjaciel księdza Jerzego Popiełuszki, w PRL-u kapelan „Solidarności”, uczestnik strajku w Stoczni Gdańskiej: – Wersję przedstawioną na procesie toruńskim odbieram jako próbę obrony ze strony Kiszczaka i Jaruzelskiego – chcieli odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia, że są odpowiedzialni za zamordowanie księdza Jerzego, zrzucając winę na Mirosława Milewskiego. Nie mam wątpliwości, że winni śmierci ks. Popiełuszki są właśnie Kiszczak i Jaruzelski. Wiem, że ekipa esbeków, która porwała księdza, była śledzona przez inną ekipę. Mieliśmy zatem do czynienia ze zbrodnią wielopiętrową. Poza tym ciekawa, symboliczna jest zbieżność dat. 19 października Kiszczak obchodził urodziny i być może Piotrowski porywając księdza Jerzego, chciał zrobić swojemu przełożonemu prezent.
Mecenas Jan Olszewski, który także zgłębił sprawę, nie miał wątpliwości, że mocodawców mordu trzeba szukać jeszcze gdzie indziej: w Moskwie, co ujął kiedyś słowami: „W moim przekonaniu nikt tutaj, zwłaszcza w MSW, nie odważyłby się zrobić czegokolwiek w sprawie ks. Jerzego co najmniej bez konsultacji, jak nie bez zaleceń stamtąd”.
Tadeusz Płużański