Angelika Kocuniak opisała w mediach społecznościowych tragedię, która dotknęła jej rodzinę a konkretnie wujka. Mężczyzna, po wielokrotnym ataku padaczki, nie uzyskał w porę specjalistycznej pomocy lekarskiej. Gdy koniec końców trafił do szpitala klinicznego w Gdańsku, na ratunek było już dla niego niestety za późno. Zmarł.
Angelika Kocuniak opisała na Facebooku sytuację, która niestety skończyła się śmiercią pana Dariusza – wujka internautki.
Oto cały post krewnej zmarłego pana Dariusza, Angeliki Kocuniak (pisownia oryginalna).
„Przypadek człowieka potrzebującego pomocy i znieczulicy ludzkiej oraz nieudzielenia pomocy przez lekarzy.
11.09.2020 koło godziny 12 moja mama dostała telefon, mój wujek (alkoholik) dostał ataku padaczki po odstawieniu alkoholu.
Pojechała więc do niego do domu, żeby zabrać go na pogotowie aby dostać skierowanie na detoks. Po oczekiwaniu na dworze( bo przecież koronawirus i nikogo do środka nie wpuszczają) dowiedziała się , że nie zostaną przyjęci i mają jechać od razu na Srebrzysko w Gdańsku, po telefonie do tego szpitala została poinformowana że bez skierowania nie zostaną tam przyjęci, załatwili więc wizytę prywatna w Gdyni, udało się uzyskać skierowanie ( pomijam to że wujkowi nie zostało nawet zmierzone ciśnienie, 150 zł za kawałek papierka, który mógł wystawić lekarz z SORu ale Państwowa służba zdrowia boi się koronawirusa więc nie przyjmuje pacjentów na fundusz.
Koło godziny 16 mama z wujkiem przyjechali na Srebrzysko, po opisaniu sytuacji jaka miała miejsce rano (padaczka odstawienna) tam również nie zostali wpuszczeni do środka, kazano im czekać przed szpitalem ( bo przecież alkoholików nie traktuje się jak ludzi) , po godzinie oczekiwania wujek zaczął się gorzej czuć, nagle zesztywniał i upadł na ziemię, uderzając głową w beton (kolejny atak padaczki), mama zawołała po pomoc, podbiegł ratownik ze szpitala, atak trwał dobre kilka minut… Mama pokazała ratownikowi krwiaka który powstał po upadku wujka, „ratownik” (w cudzysłowie bo według mnie nie zasługuje na ten tytuł) spojrzał na głowę wujka i nie powiedział nic, po odzyskaniu przez wujka przytomności i skarżeniu się na duży ból głowy, „ratownik medyczny” zapytał wujka jak się nazywa i gdzie jest, wujek podał swoje imię i nazwisko ale twierdził że jest w Niemczech ( tam pracuje) , medyk zaprowadził go na najbliższą ławkę i kazał dalej czekać na zewnątrz na przyjęcie na oddział, po czym odszedł i zostawił mamę samą z wujkiem. Wujek był bardzo niespokojny i splątany, mówił że boli go głowa, ewidentnie coś się działo. Kilka minut później nastąpił trzeci atak padaczki, mama zdążyła złapać wujka żeby nie spadł z ławki, zsunęła go na ziemię i wolała o pomoc, przyleciało dwóch „ratowników” , trzymali go , żeby nie uderzał głową o ziemię. Po tym ataku, zostawili wujka na betonie, kazali czekać… Po czasie ktoś się zjawił żeby łaskawie podać 10 mg relanium domięśniowo. Wujek był nieprzytomny, został przez ratowników przeciągnięty po betonie do środka izby przyjęć i położony na ziemi. Mama krzyczała żeby zmierzyli mu chociaz ciśnienie, przecież uderzył się w głowę, na pewno coś mu się stało, wezwijcie karetkę albo mu pomóżcie… Ciśnienie 240/120 , podano relanium dożylnie, po prośbie mamy aby podać coś na zbicie ciśnienia, „lekarka” z izby przyjęć na Srebrzysku powiedziała że pacjent jest nieprzytomny a oni mają tylko tabletki na ciśnienie więc nic nie podadzą. Mama podeszła do wujka i zobaczyła że jego powieki zaczęły sinieć, zgłosiła to lekarce, która stała i rozkładała ręce, zadzwoniła po pogotowie, pogotowie ratunkowe odmówiło przyjazdu tłumacząc się że Srebrzysko ma swój transport i to ich pacjent więc oni mają wujka „dostarczyć” do szpitala. Personel srebrzyska twierdził że nie mają transportu. Człowiek po ciężkim urazie głowy, 3 atakach padaczki odstawiennej , z bardzo wysokim ciśnieniem, leży na ziemi, pozostawiony sam sobie, przyjechał po pomoc… Niestety jej nie otrzymał… Po dwóch godzinach od uderzenia w głowę, łaskawie pojawiło się pogotowie, w bardzo ciężkim stanie wujek został przyjęty w klinicznym oddziale ratunkowym w Gdańsku.
Godzina 20:30 moja mama dostaje telefon od lekarza, że pacjent jest reanimowany i proszę natychmiast przyjechać do szpitala.
Po przyjechaniu na miejsce zostaliśmy poinformowani że wujek ma krwiaka przymózgowego, bardzo duży obrzęk mózgu, i niewielkie szanse na przeżycie, zbyt długo czekał na pomoc…
Dzisiaj 12/09/2020 dostaliśmy informację, że obrzęk mózgu powiększył się i wujek nie przeżyje, przyczyną śmierci będzie uraz głowy… A przecież przyjechał po pomoc, po upadku był w rękach lekarzy, którzy powinni wiedzieć co robić w takich sytuacjach. Niestety w tamtym momencie ważniejsze były przepychanki między szpitalami do kogo należy pacjent.
Pisząc to wszystko jestem w dużych emocjach więc przepraszam jeśli jest to nieskładne, ale nie mogę tego tak zostawić.
Chcę żeby jak najwięcej ludzi się o tym dowiedziało, ktoś musi odpowiedzieć za nieudzielenie pomocy mojemu wujkowi…
Ciekawe ile osób straciło życie przez idiotyczne koronawirusowe procedury… Pomijając już przerzucanie odpowiedzialności za pacjenta od szpitala do szpitala…”
13 września, również na portalu społecznościowym, pani Angelika poinformowała o śmierci wuja.
„Edit: 13/09/2020 15:00 u wujka stwierdzono całkowitą śmierć mózgu, wywołaną urazami.”
Rodzinie i najbliższym pana Dariusza składam szczere wyrazy współczucia w imieniu redakcji Naszej Polski.
Ten temat jako pierwszy poruszył portal nwk24.pl w artykule autorstwa Renaty Zalewskiej-Ociepy.