Zapewne trzy razy zastanowiłby się pan Prezydent, gdyby wiedział, co wyniknie z jego ułaskawienia pedofila, który przez lata molestował córkę oraz stosował przemoc wobec swojej najbliższej rodziny. Nie da się bowiem ukryć, że kancelaria głowy państwa popełniła polityczny błąd nie dostrzegając w porę niebezpieczeństwa. W polityce jak wiadomo, błąd to coś więcej niż zbrodnia. Stąd bezprecedensowa akcja pijarowców, którzy za wszelką cenę starają się zminimalizować straty, jakie na ostatniej prostej kampanii wyborczej może ponieść prezydent.
Spróbujmy sprawę uporządkować. Rzecz dotyczy ułaskawienia części wyroku obejmującego zakaz zbliżania się sprawcy do ofiary przestępstwa. W przypadku czynów pedofilskich i przemocy w rodzinie jest to powszechnie stosowana w orzecznictwie procedura ochrony ofiar. Pedofil, którego dotyczy ułaskawienie odbył całość kary pozbawienia wolności i jedyną dolegliwością jaka mu pozostała, był zakaz zbliżania się do córki na odległość mniejszą niż dwa metry. O ułaskawienie wnioskowała do prezydenta rodzina, w tym właśnie córka, która się ze sprawcą pojednała.
Prezydent podjął decyzję, kierując się interesem rodziny, uwzględniając fakt, że sprawca z nią zamieszkuje, a sankcja w obecnej sytuacji godzi w jej dobro i jest najzwyczajniej w świecie nieżyciowa. Węszące przy sprawie media zauważyły jednak, że prośba kobiet skierowana do prezydenta, mogła mieć przede wszystkim motyw bytowo-finansowy. Okazało się bowiem, że krzywdzone przez lata matka i córka znalazły się w wyjątkowo trudnej sytuacji materialnej. Mieszkanie, w którym żyją należy do sprawcy, który ponadto utrzymuje rodzinę i służy jej pomocą. Ot, życie kreśli różne scenariusze.
Biorąc pod uwagę pozytywne opinie, jakie wydały w tej sprawie wszystkie instytucje włączone w procedurę ułaskawienia oraz kierując się dobrem rodziny, prezydent podjął znaną już wszystkim decyzję. Skąd zatem karczemna awantura? Ano stąd, że dokonując ułaskawienia Andrzej Duda spowodował dysonans w odbiorze wizerunku prezydenta bezwzględnie i surowo walczącego z pedofilią. Taka sytuacja w czasie kampanii wyborczej może okazać się zabójcza dla kandydata, stawiającego na surowość prawa w oparciu o schemat zero-jedynkowy, zwłaszcza w przypadku ochrony praw rodziny i przestępstw seksualnych na dzieciach.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie zarzuca prezydentowi, że sprzyja pedofilom. Nikt też nie kwestionuje jego zaangażowania w ochronę rodziny przed takimi zagrożeniami. Problem Andrzeja Dudy polega jednak na tym, że nie docenił znaczenia społecznych skutków swojej decyzji i najzwyczajniej w świecie rozminął się z oczekiwaniami obywateli w tej sprawie. A ci, zupełnie słusznie zresztą, uznają pedofilię za zbrodnię na tyle obrzydliwą i odrażającą (przypomnę, że słowo „zbrodnia pedofilii” zostało wprowadzone do dyskursu publicznego właśnie przez obóz polityczny prezydenta), że jakakolwiek niejednoznaczność czy „miękkość” władzy w tym zakresie, traktowana jest przez nich wyjątkowo nieprzychylnie.
Stąd nerwowa ofensywa sztabu prezydenta i jego „ucieczka do przodu” poprzez zapowiedź złożenia projektu zmian do konstytucji, zakazującego adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Widać, że kancelaria odrobiła w tym zakresie lekcję wychodząc naprzeciw społecznym oczekiwaniom, choć gwoli ścisłości warto zauważyć, że polskie prawo takich adopcji nie przewiduje. Ale skoro propozycja pojawiła się na stole, to aż dziwne, że konkurent Andrzeja Dudy nie wykorzystał tej sytuacji i nie wyszedł naprzeciw prezydenckiej propozycji, proponując rozszerzenie katalogu „prorodzinnych” zmian w konstytucji, poprzez dodanie zapisu o braku możliwości ułaskawienia dla sprawców „zbrodni pedofilii”. Być może jeszcze to zrobi.
Trudno przewidzieć na ile ta cała sytuacja zaszkodzi prezydentowi w jego reelekcji. Z pewnością punktów mu nie przyniesie, pomimo skwapliwych tłumaczeń. Dla zatwardziałych zwolenników „wpadka” Andrzeja nie ma szczególnego znaczenia, ot pomyłka urzędników prezydenta. Ale w sytuacji, kiedy o losie prezydentury zdecydować mogą promile głosów, sprawa robi się poważna.
Dlatego właśnie obserwujemy tak energiczne polerowanie wizerunku Andrzeja Dudy, na którym powstały rysy i to w obszarze wyjątkowo dla niego ważnym. I jakkolwiek możemy się zżymać, że w tym wszystkim ginie dobro kobiet dotkniętych przemocą domową i pedofilią, że obracany jest w gruzy kruchy spokój ich życia, to taka jest niestety polityka. Brutalna, bezwzględna, cyniczna. I do samego końca kampanii, nic się nie zmieni.