Jerzy Pilch, pisarz, publicysta, dramaturg i scenarzysta filmowy, autor „Bezpowrotnie utraconej leworęczności”, „Pod Mocnym Aniołem”, kolejnych tomów „Dziennika”, zmarł w piątek w Kielcach. Jego frazy, z tą najważniejszą „w sensie ścisłym”, stały się nieodłącznym elementem najwspanialszej współczesnej polszczyzny.
„Nie chciałbym mieć innego życia. Luterstwo dało mi siłę; przy wszystkich moich słabościach jest to myślę siła znaczna. Np. zawsze byłem i jestem święcie przekonany, że żeby coś osiągnąć w sztuce, trzeba mieć tryb pracy księgowego i najlepiej, żeby to był księgowy o ewangelickich korzeniach. Żadnej cyganerii, żadnego natchnienia, żadnych upojeń. Moją tragedią i moim paradoksem jest oczywiście to, że przy takich przeświadczeniach, przy takim głodzie ascezy i dyscypliny, przy tak wielkiej niechęci, jaką mam np. do pijaków – okoliczności życiowe, jakby to powiedział Konwicki, zmusiły mnie do wypicia kilku cystern spirytusu. Niezbadane są wyroki pańskie…” – mówił Pilch.
Autor „Bezpowrotnie utraconej leworęczności” uważany jest za jednego z najciekawszych językowo polskich autorów i sam przyznaje, że wielki wpływ na jego język wywarła pierwsza lektura – Biblia w starym przekładzie tzw. Biblia Gdańska, a także ewangelickie pieśni.
Pilch w Wiśle mieszkał do 10. roku życia, potem wraz z rodzicami przeniósł się do Krakowa, gdzie ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim, pracę nad doktoratem pod kierunkiem prof. Jana Błońskiego przerwał w okresie stanu wojennego. Wtedy Pilch na serio zajął się publicystyką i literaturą. Wierną publiczność zdobył sobie jako autor satyrycznych felietonów literackich czytanych na spotkaniach krakowskiego czasopisma mówionego „Na Głos”.
„Moje pisarstwo rozpoczęło się od ogromnego głodu zostania pisarzem, pragnienia wstąpienia do tego cechu, noszenia niewidzialnego munduru. Nosiłem wtedy, w okolicach 30. roku życia swoje próbki literackie do Kornela Filipowicza i fascynował mnie jego sposób życia, nieodnawiane mieszkanie, rytuały pisarskie. W sensie zewnętrznym – moje marzenia się spełniły, jestem pisarzem, nawet nie bez pewnych sukcesów. Natomiast szczęśliwszy byłem jako tamten 30-latek, marzący o profesji pisarza” – wspominał na jednym ze spotkań z czytelnikami w Warszawie.
Na początku lat 80. Pilch zaczął publikować felietony w „Tygodniku Powszechnym”. Ukazywały się one przez niemal dekadę i zyskały autorowi opinię jednego z najwybitniejszych polskich felietonistów. Pilch traktował „Tygodnik” jako swoją macierzystą redakcję, podziwiał ludzi, z którymi zetknął się w krakowskiej redakcji na Wiślnej. Jednak w marcu 1999 roku przeniósł się ze swoimi felietonami na łamy „Polityki”, w latach 2006-2009 ukazywały się one w „Dzienniku”, a ostatnich latach – w „Przekroju”.
Pierwszą książkę Pilcha, „Wyznania twórcy pokątnej literatury erotycznej” (Londyn 1988) uhonorowano nagrodą Fundacji im. Kościelskich. Powieść „Spis cudzołożnic” (1993) doczekała się ekranizacji z brawurową rolą Jerzego Stuhra i w jego reżyserii, a film został nagrodzony na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych za scenariusz i dialogi. Aż siedem razy książki Pilcha były nominowane do Literackiej Nagrody NIKE, którą otrzymał za „Pod Mocnym Aniołem” w 2001 roku.
„Pod Mocnym Aniołem” to opowieść o piciu, zakochaniu i otrzeźwieniu pisarza-alkoholika Jurusia. Autor, gorąco zaprzeczając autobiograficznemu charakterowi powieści, deklarował jednocześnie, że zawarł w niej „całą prawdę o chlaniu”. Pod Mocnym Aniołem – to knajpa, do której bohater zachodzi po wizytach na oddziale deliryków doktora Granady, „w celu uporządkowania doznań” przy pomocy kilku setek. Ostatecznie życie Jurusia porządkuje jednak miłość. Autobiograficzne interpretacje „Pod Mocnym Aniołem” nasuwały się same: jak pisała Wisława Szymborska w swojej „Galerii” postaci krakowskiego życia kulturalnego: „Tu Pilch z kieliszkiem pustym w ręce/ malarz dał wyraz jego męce”, a do kanonu popularnych powiedzeń przeszła fraza Pana Trąby, bohatera pilchowskich „Tysiąca spokojnych miast”, który mawia: „Ja nie dla smaku piję, ale dla wzmożenia egzystencji”.
Już w warszawskiej epoce życia Pilcha ukazała się powieść „Miasto utrapienia” (2004), jeden z jej wątków został rozbudowany w dramacie „Narty Ojca Świętego”(2004). Potem ukazał się zbiór opowiadań „Moje pierwsze samobójstwo” ( 2006) i kolejna powieść – „Marsz Polonia” (2008). W większości książek Pilcha pojawiają się motywy alkoholu i miłości, a także opowieści o dzieciństwie w ewangelickiej Wiśle. „Wiem, że jestem autorem jednej książki, piszę cały czas to samo i cały czas obracam się wewnątrz jednego gatunku literackiego” – powiedział Pilch o swojej twórczości w rozmowie z „Res Publicą Nową” w 2002 roku.
Pilch deklarował, że jego ulubionym pisarzem, do którego stale wraca, jest Bruno Schulz: „Należę do tych, co Brunona Schulza wielbią bezgranicznie; nie tyle doń nieustannie wracam, ile praktycznie od dziesięcioleci się z nim nie rozstaję. Tak jest: zabrałbym go na bezludną wyspę, tak jest: chciałbym z nim w zaświatach pogadać, tak jest: chciałbym się z nim … – napić” – pisze w „Dzienniku”. Uważał się też za ucznia Tadeusza Konwickiego.
Jerzy Pilch był jednym z niewielu tak zagorzałych wielbicieli piłki nożnej wśród pisarzy. Kibicował Cracovii, choć dostrzegał, że to – mimo ostatnich sukcesów klubu – fatalna pasja. Podkreślał, że od finałów wielkich turniejów zdecydowanie bardziej woli mecze ćwierćfinałowe i półfinały. Przez lata rozpamiętywał przestrzeloną jedenastkę Kazimierza Deyny w meczu z Argentyną na mundialu w 1978 roku.
Od 2013 roku ukazywały się kolejne tomy „Dziennika”. „Felieton wymaga pewnej jadowitości, z założenia jest komentarzem do spraw doraźnych. Wybierając formę dziennika zakładam, że wolno mi epatować własnymi bebechami i prywatnością, choć ta wolność jest też wyzwaniem wewnętrznej dyscypliny. W tym sensie dziennik jest bardziej wymagającą formą od felietonu, bo autor sam sobie musi ustalić reguły” – mówił Pilch w rozmowie z PAP. Pisarz tłumaczył też, dlaczego sceptyczny i nieprzyjazny wyraz twarzy uchodzi za jego znak firmowy. „Ja zdjęć pozytywnych nie mam, bo od dziecka mój wyraz twarzy jest w powszechnym odbiorze nieprzychylny światu i nie chcę tego zmieniać. To chroni, powstrzymuje uliczne +da pan kierowniku na pół litra+, jak też erupcje serdeczności wielbicieli, nie do końca pewnych, czy jestem posłem, czy komentatorem TVN. Nie narzekam więc na swoją minę, która jest z natury nieprzychylną”.
Już w pierwszym tomie „Dziennika” (Wielka Litera, 2013) Jerzy Pilch pisał o swojej chorobie, ale w drugim tomie zapisków, obejmującym okres od czerwca 2012 do czerwca 2013 roku, stan zdrowia (pisarz cierpiał na chorobę Parkinsona) staje się jednym z najważniejszych tematów. Do kin wchodzi właśnie ekranizacja „Pod Mocnym Aniołem” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego, powieści, która ugruntowała jego sławę pisarza, który „dla wzmożenia egzystencji” wypił w życiu „cysternę alkoholu”, jak sam wielokrotnie wyznawał przy różnych okazjach. Ważnym tematem „Drugiego dziennika” jest natomiast całkowita, wymuszona chorobą abstynencja autora, który w dodatku rozstał się też z papierosami. W ostatnim roku Jerzy Pilch postanowił rozpocząć nowy etap życia – zamieszkał w Kielcach, myślał o założeniu wydawnictwa.
„Lepiej mi się tu oddycha. A na starość to są rozstrzygające rzeczy. Więc bez dalszego certolenia postanowiliśmy wybrać Kielce. Przyznam szczerze, wybrałem miasto, w którym wcześniej byłem raz, może dwa razy (…). Już komuś powiedziałem, że Kielce – jak na razie wynika z moich doświadczeń – to fantastyczne, depresyjne miasto. W moim przekonaniu to komplement, chociaż jakoś bardzo niechętnie przyjęty” – mówił pisarz w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” w lutym tego roku. Pisarz w ostatnim tygodniu miał problemy z ciśnieniem. Zmarł w swoim kieleckim domu. Miał 67 lat. (PAP)
One comment
PI Grembowicz
29 maja, 2020 at 10:13 pm
„Pod mocnym aniołem” /+ film/ ok!
Odjazd, czad, klimat, Kraków, Polska!
RIP