Z Iloną Lachowicz, która miała nie narodzić się, towarzyszących jej przez całe życie lękach i aborcji, rozmawia Lena Ostrowska.
Towarzyszy Pani w życiu uczucie ocaleńca?
Cały czas. Obecnie przechodzę terapię „12 kroków”, ponieważ jestem dorosłym dysfunkcyjnym dzieckiem alkoholika. O tym, że miałam się nie narodzić dowiedziałam się, gdy byłam już dorosła. Powiedziała mi mama i starsze siostry. Przez całe życie nie znałam prawdy o samej sobie. Miałam lęki egzystencjalne, doświadczałam ciągłej samokrytyki i lęku przed odrzuceniem. Do tej pory mam obawy przed wykonaniem jakiegoś telefonu, nad czym staram się pracować. Przyszłam na świat w niezamożnej rodzinie razem z moją siostrą bliźniaczką jako siódme i ósme niechciane dziecko. Ojciec był alkoholikiem, nie brakowało też przemocy. Nie poczęłyśmy z miłości. Mama zaszła z nami w ciążę po dwunastu latach od narodzin mojego najmłodszego rodzeństwa. Było jej bardzo ciężko, bliscy namawiali ją do aborcji. Próbowali jej wmówić, że na pewno urodzimy się z Zespołem Downa. Pytali, po co mamie kolejne dzieci w ubogiej rodzinie.
Dowiedziała się Pani w dorosłym życiu, że została ocalona jako nienarodzone dziecko. Wspomniane lęki miały miejsce już w dzieciństwie?
Tak. Nienarodzone dziecko już na etapie prenatalnym odczuwa wszystkie emocje, które towarzyszą matce. Tak było też w moim przypadku i dawało się we znaki przez resztę życia.
Co pomogło mamie podjąć decyzję, aby donosić ciążę?
Całe życie była wierzącą osobą. To wierność Bogu i szacunek do poczętego życia, które nosiła pod swoim sercem pomogły mamie donosić tę ciążę, mimo licznych obaw. Robiła wszystko, aby dzieciom niczego nie brakowało, mimo że żyliśmy w ubogiej rodzinie. Nauczyła nas wiary i miłości do ojczyzny. Bliskość Boga i zaufanie do Niego dodawały jej siły, gdy zaszła w wieku 43 lat w ciążę bliźniaczą. Gdy wybrała się do lekarza, zapytała czy rzeczywiście jest to „tylko zlepek komórek” jak próbowała wmówić jej rodzina. Doktor powiedział jej, aby poczekała dziewięć miesięcy i wtedy zobaczy czy to „tylko zlepek komórek”, jak określali mnie i moją siostrę najbliżsi. Mimo, że miała wiele lęków, czuła się odrzucona i zaszczuta przez rodzinę, postanowiła nas urodzić. Była przekonana, że skoro Pan Bóg daje dziecko, to da i na to dziecko.
Gdyby trafiła na lekarza, który sugerowałby aborcję… dziś nie było Was na świecie.
Mama nie zdecydowałaby się na zabicie swoich córek, które nosiła pod swoim sercem, mimo że czuła się osamotniona i jak już wspomniałam było jej bardzo trudno. Dziś kobiety często są pod presją lekarzy, którzy sugerują aborcję w przypadku dzieci z różnymi wadami lub prawdopodobieństwem ich wystąpienia. Kiedy kobieta idzie do lekarza, aby potwierdzić ciążę, otrzymuje gratulacje i słyszy, że pod jej sercem jest „dzidziuś”, natomiast gdy zostaje stwierdzona jakaś choroba dziecka, słyszy, że to „płód”, „zlepek komórek” oraz że ma możliwość przerwania ciąży, często wręcz namawiana do aborcji przez lekarza. Kobieta jest zostawiona sama sobie, często czuje się odrzucona, jeśli nie zgodzi się na zabicie własnego dziecka.
Jak zareagowało Pani rodzeństwo, gdy urodziłyście się?
Jeśli pojawia się nowe życie w rodzinie, bliscy jednoczą się, zaczynają sobie pomagać. Tak było też w naszej rodzinie, gdy urodziłyśmy się. Mama mogła liczyć na nasze starsze rodzeństwo, które starało się dbać o nią i być posłuszne. Dzieci, które przychodzą na świat, zwłaszcza te chore czy niechciane, sprawiają, że ludzie wokół nas stają się lepsi. Stają się wrażliwi na potrzeby i krzywdę drugiego człowieka. Cierpienie innych nas przemienia, przestajemy żyć dla siebie, zaczyna się służba drugiemu, rodzi się dobro. Dziś ludzie nie rozumieją sensu cierpienia, człowiek stawia się w roli Boga i uważa, że może decydować o tym, kto ma żyć a kto nie.
Jak wyglądają dzisiaj wasze relacje w rodzinie?
Nie wracamy do tego, co było. Nasze relacje zostały uzdrowione, a rany zagojone. Jestem matką dwójki dzieci i jednego w niebie, utraconego wskutek poronienia. Macierzyństwo jest wielkim darem, szczęściem i radością. Na początku ciąży towarzyszył mi strach. Przez całe życie uważałam, że wszystkie inne kobiety mogą być matkami tylko nie ja. Podczas pierwszej ciąży byłam sparaliżowana lękiem. Myślę, że był spowodowany tym, co wtedy przeszła moja mama. Z upływem czasu poczułam dopiero prawdziwą radość z macierzyństwa. Jestem mamą 14-letniego Nataniela i 6-letniej Basi. To mali obrońcy życia. Wspólnie już po raz piąty dołączyliśmy do Duchowej Adopcji Życia Poczętego. Codziennie dziesiątką różańca przez dziewięć miesięcy modlimy się za zagrożone życie nienarodzonego dziecka. Czujemy, jakby te dzieci należały do naszej rodziny.
Jest wiele organizacji i środowisk pomagających samotnym kobietom w ciąży, także tym które rozważają aborcję. Dostrzega Pani to wsparcie?
Oczywiście. Wystarczy tylko popytać bliskich i poszukać takich środowisk w internecie czy w swojej parafii. Najłatwiej się „pozbyć problemu” w postaci zabicia dziecka. Taki egoizm cechuje dziś całe społeczeństwo i widać to na wszystkich płaszczyznach życia. Żadna z osób promujących aborcję nie mówi matkom o cierpieniu i syndromie postaborcyjnym, z którym będą zmagać się przez całe życie. Kobiety, które dokonały aborcji, nawet jako starsze osoby, po wielu latach, myślą o swoich dzieciach, którym nie pozwoliły przyjść świat. Zmagają się z wielkim psychicznym i duchowym cierpieniem, które może uzdrowić tylko bliska relacja z Panem Bogiem. Spotkałam wiele takich kobiet, które przez całe życie nosiły maski. Ich sumienie w pewnym momencie życia zostało uśpione i obudziło się po latach. Kobietom rozważającym aborcję nikt nie mówi o tym, że przez całe życie będzie towarzyszyć im syndrom poaborcyjny, objawiający się m.in. depresją, zwijaniem się z rozpaczy w pozycję embrionalną… Żaden lekarz i żadna terapia nie jest w stanie tego uleczyć. Tylko Pan Bóg. Prośba o wybaczenie tego grzechu, pojednanie się z Bogiem i tym dzieckiem, jego duchowe pożegnanie, szczera spowiedź, nieustanna modlitwa i życie w łasce uświęcającej może doprowadzić do uzdrowienia tych ran i pozbycia się przeżywanego koszmaru. To długi proces.
Aborcja to nie rozwiązanie.
Gdy kobieta dowiaduje się, że jest w ciąży, powinna czuć się odpowiedzialna razem z ojcem dziecka za to nowe życie, niestety bardzo często zostaje ona z tym sama. Ogromna odpowiedzialność za większość aborcji dokonywanych przez kobiety spoczywa na mężczyznach, którzy ratują się ucieczką. Gdy kobieta jest samotna albo dziecko jest chore, tym bardziej powinna szukać wsparcia i pomocy innych osób i organizacji. W wielu miejscach można znaleźć Okna Życia, wiele rodziców czeka na adopcję, są też Domy Samotnych Matek i fundacje, które pomagają tym kobietom. Nie można się poddawać. Trzeba szukać otwartych drzwi, za którymi można doświadczyć bezinteresownej pomocy. Wiele osób chce okazać swoją pomoc i serce kobietom w trudnych ciążach.
Jaką wartość ma dla Pani i siostry ludzkie życie?
Nadrzędną. Każdy człowiek jest chciany i zaplanowany przez Stwórcę. Poród mamy przebiegł bez komplikacji. Urodziłyśmy się zdrowe. Jesteśmy z całego rodzeństwa najwyższe i pełne sił fizycznych. Widzę w tym Boży plan. Narodziłam się po to, aby pokazywać jak życie może być piękne, jak wielkim jest darem i dobrem.
W dobie pandemii WHO zachęca do aborcji farmakologicznej jako jedną z form „samoopieki”. Obok mycia rąk wymienia także aborcję farmakologiczną. Organizacja namawia także, aby kobiety wykonywały tę formę aborcji bez kontroli lekarza. Legalizacja zabójstwa prenatalnego, miałaby być, zdaniem WHO, „kluczowa” dla zdrowia kobiet.
Świat jest pełen absurdów. Chociażby to jak jednego dnia aktorka Katarzyna Zielińska razem z innymi celebrytkami promuje aborcję i rysuje sobie na twarzy błyskawicę – nota bene znak nazistowski, a wiemy, że nazistowskie Niemcy słynęły z eugeniki – a za kilka dni uczestniczy w czytaniu Pisma Świętego czy zbiórce na rzecz bardzo chorego dziecka. Kobiety, które nawołują za rozczłonkowywaniem i rozszarpywaniem dziecka poczętego w łonie matki oraz aborcją farmakologiczną chcą zagłuszyć swoje sumienie poprzez zrobienie czegoś dobrego. To kompletna hipokryzja. Dla mnie osoba, która opowiada się, że jest za aborcją jest mordercą.
Można odnieść wrażenie, że ludzkość zmierza do samozagłady?
Tak. Dzisiaj na świecie walczy się o prawa zwierząt, owadów, drzew, a nie o prawo do życia nienarodzonych dzieci. Świat wartości został wywrócony. Promuje się antykoncepcję prowadzącą do niepłodności, a potem metodę in vitro. Nikt sobie nie zadaje pytania co dzieje się z dziećmi poczętymi tą metodą. To jest walka dobra ze złem. Szatan nienawidzi życia i doskonale wie, ze niszcząc, bezbronne dziecko zniszczy tym samym życie jego matce, rodzinie itd. Bóg jest dawcą życia, kocha każdego z nas i tylko on ma władzę, aby dawać życie i je odbierać.
One comment
Ewa
25 maja, 2020 at 10:16 am
Nie mogę tego czytać…kto pisze i opowiada te bzdury…