Strumień pieniędzy pomocowych trafia w dużej mierze tam, gdzie jest zatrudnionych większość Polaków. – prof. Jacek Tomkiewicz

Karol Kwiatkowski26 kwietnia, 20207 min

Strumień pieniędzy pomocowych trafia w dużej mierze tam, gdzie jest zatrudnionych większość Polaków. Jest duże zainteresowanie biznesu, głównie małych i średnich przedsiębiorstw – zauważa w rozmowie z PAP prof. Jacek Tomkiewicz, profesor z Akademii Leona Koźmińskiego.

PAP: Jak ocenić pakiety pomocowe polskiego rządu, czy firmy są zainteresowane tą pomocą?

Prof. Jacek Tomkiewicz: Pierwsze tygodnie pokazują, że jest duże zainteresowanie biznesu, głównie wśród małych i średnich przedsiębiorstw. A specyfiką Polski jest to, że ponad 60 proc. zatrudnionych jest w takich firmach, co pokazuje, że pomoc jest dobrze ukierunkowana. Są państwa, jak USA i Niemcy, które pompują duże pieniądze, zarówno w biznes, jak i w społeczeństwo, a skorzystanie z tej pomocy jest szybkie i proste. Jednak środki w pakietach pomocowych to pieniądze z podatków, które należy oglądać z każdej strony, więc tworzenie odpowiednich formalnych procedur jest zrozumiałe.

PAP: Jaki wpływ pakiety pomocowe będą miały na sektor finansów publicznych?

J.T.: Większość kosztów jest wypychany poza sektor, skarb państwa w dużej mierze unika finansowania bezpośredniego, zastępując to np. gwarancjami. Korzystamy w ramach walki z kryzysem z instytucji spoza sektora, jak Polski Fundusz Rozwoju, czy Bank Gospodarstwa Krajowego, których działania nie obciążają sektora finansów publicznych. Na pewno finanse publiczne odczują spadek dochodów. Znamy na razie szacunki, choćby dlatego, że trwa rozliczanie PIT-ów za 2019 r., ale możemy być pewni, że dochody z VAT spadną. Siedząc w domu nie tylko mniej wydajemy na konsumpcję, ale również zmienia się jej struktura – żywność i lekarstwa są obłożone mniejszymi stawkami, niż usługi związane z dotychczasowym stylem życia, jak wydatki na podróże, gastronomię, czy rozrywkę.

PAP: Czy kryzys związany pandemią pokazuje, że zmienia się rola państwa w gospodarce?

J.T.: Państwo korzysta z tego, że jest „kredytodawcą ostatniej instancji”, czyli bank centralny może udzielić pożyczki innym bankom. Zjawisko zaangażowania państwa zatacza coraz szersze kręgi, co pokazuje udział firm, kontrolowanych przez skarb państwa w zakupach materiałów medycznych, zamiast zająć się tym, do czego zostały powołane, czyli maksymalizacją zysku dla swoich akcjonariuszy. Zarówno PFR i BGK są poza kontrolą parlamentu i Najwyższej Izby Kontroli, co tworzy niebezpieczny trend, psując przejrzystość i tworząc zagrożenie nadmiernych kontaktów biznesu i władzy.

PAP: Czy zmieni się rola rynków finansowych i ich otoczenia?

J.T.: Dostarczycielem kapitału do sektora finansowego są przedsiębiorstwa, a ten więcej środków lokuje niż pożycza. W efekcie dług dominuje, ale zadłużone są głownie rządy i gospodarstwa domowe. Więcej papierów na rynkach finansowych jest powiązanych z długiem, niż z akcjami. Decyzje inwestycyjne są w dużej mierze oparte o ratingi, które wyznaczane przez trzy prywatne agencje, finansowane przez klientów, którym tych ratingów udzielają. To budzi konflikt interesów. Papierów dłużnych było dużo i cieszyły się ogromnym popytem, mimo że wiele z nich było praktycznie bez wartości. Dzisiaj wraca temat długu, finansowane w taki sposób będą programy pomocowe w wielu krajach, mówi się ciągle o konieczności poluzowania polityki budżetowej.

PAP: Jak to wpłynie na sytuację konsumentów?

J.T.: Skończył się rynek pracownika, oferty pracy rozchodzą się w ciągu kilku minut. Dodatkowo zdalna praca oznacza, że firmy nie muszą szukać pracowników w Warszawie, tylko gdziekolwiek, a pensje w mniejszych ośrodkach są o wiele niższe. Zagrożenie bezrobociem i inflacja obniżą pozycję przetargową pracownika, a pracodawcy – mając opcję pracy zdalnej – będą z niej korzystali. (PAP)

Udostępnij:

Karol Kwiatkowski

Wiceprezes Zarządu Fundacji "Będziem Polakami" - wydawcy Naszej Polski. Dziennikarz, działacz społeczny i polityczny.

Leave a Reply

Koszyk