Zapożyczone słowo „prezent” związane jest z publiczną prezentacją otrzymanego „daru”, który stał się rdzeniem wielu innych polskich słów, a „pastorałka”, poprzez nawiązania do lokalności, jest bliższa polskiej kulturze niż „kolęda” – wskazuje dr Kinga Wąsińska z Uniwersytetu Śląskiego.
Językoznawczyni z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego na piątkowym spotkaniu z dziennikarzami mówiła o pochodzeniu i znaczeniu takich słów jak prezent, choinka czy kolęda. Nawiązała przy tym do niektórych zwyczajów i tradycji związanych ze świętami Bożego Narodzenia.
Jak wyjaśniała, słowo „prezent” pojawia się najwcześniej w literaturze angielskiej: w XI w. taki prezent, czyli dar lenny, otrzymuje w niej publicznie Wilhelm Zdobywca. „To, co w tych prezentach, też starofrancuskich i jakie znamy jeszcze ze średniowiecznej łaciny, było istotne, to właśnie czynność pokazywania publicznie reakcji na otrzymany dar” – wyjaśniła dr Wąsińska.
„No i właśnie ten <dar> to jest nasz polski element – dar związany z dawaniem. I na tym rdzeniu opierają się nasze polskie wyrazy na prezent, czyli: podarek, podarunek, ale też darowizna, datek, a wcześniej dań” – zaznaczyła.
„Co może być ciekawe – na tym samym rdzeniu prasłowiańskim oparte są takie wyrazy, jak: <darmo>, choć ten jest odległy w perspektywie prezentów świątecznych, czasem też <podatek> od prezentu można zapłacić. Bliższe codzienności są: <sprzedawać>, <wydawać>, a to wszystko, by prezent był: <udany> – to ten sam rdzeń – i aby nikt przy choince nie musiał <udawać>” – mówiła Wąsińska.
Przypomniała przy tym, że choinka przywędrowała do Polski w pierwszej połowie XIX w. – najpierw znalazła się w miastach, szczególnie w domach niemieckich, w zaborze pruskim. Wcześniej takie drzewka w domach strojono w Alzacji, od XVI w. Na polskiej wsi początkowo 25 grudnia przyozdabiano świętymi obrazami i właśnie iglastymi gałązkami wejścia do domów, czy do obór.
„One z jednej strony symbolizowały nadzieję, ale z drugiej strony były drzewem magicznym, które miało mówić o płodności, o żyzności, miały być dobrą wróżbą na kolejny rok. W najbiedniejszych domach zamiast zielonych gałęzi nieraz stawiano w kątach snopki siana” – mówiła językoznawczyni.
Jak zaznaczyła, choć teraz w domach jako choinki służą różne gatunki drzew iglastych, dawniej nazywane w Polsce „choinką” były jodły lub świerki. Same gałązki rozrosły się z czasem do znacznych rozmiarów i były przyozdabiane orzechami (miały zapewnić dobrobyt), jabłkami (kojarzącymi się z drzewem życia) i łańcuchami (symbolizującymi więzy rodzinne).
Z wejść do chat czy obór ozdabiane gałęzie czy wręcz ścięte fragmenty choinek przeniesiono ze względów praktycznych do wnętrz – i zawieszano pod stropami. „Taka zawieszona do góry nogami choinka miała nazwę: podłaźniczka, a wiązała się ze zwyczajem przyjmowania gości właśnie w okresie świątecznym, czyli podłazinami” – przypomniała językoznawczyni.
Zastrzegła, że początkowo podłaziny miały miejsce tylko przez dwa dni: 25 grudnia i 1 stycznia. Podłaźniczka była symbolem przywitania gościa, a domownikom miała zapewnić zdrowie, szczęście, miłość i pomyślność. Miała też znaczenie dla panien na wydaniu, ponieważ to one szczególnie czekały na gościa, który symbolizował im szybkie i udane małżeństwo; często również tego dnia panowie przychodzili na konkury.
Mateusz Babak (PAP)