Szuria pod krawatem i w telewizorze

Paweł Skutecki25 marca, 20216 min

Jest coś niebywałego w tym całym epidemicznym jazgocie. Rozumiem, że media manipulują po swojemu, bo przecież nie będą kąsać ręki, która ich reklamami karmi. Rozumiem, że rząd oszczędnie gospodaruje prawdą, bo to towar na pewnym poziomie zawsze deficytowy. Rozumiem wreszcie, że masa ekspertów zwyczajnie robi to, do czego została wynajęta. Ale efekt jest piorunujący. Jak u Orwella: nikt już nie wie, kto człowiek, a kto świnia. 

Jeden z bydgoskich działaczy szeroko pojmowanej prawicy zaapelował o to, by inni się szczepili. On sam by chciał, ale nie może. Masa ludzi wytknęła mu namawianie do szczepienia preparatem nieetycznym, wyprodukowanym na bazie komórek pochodzących z zamordowanego podczas aborcji dziecka. Usłyszał, że jeśli chce brać udział w eksperymencie, to jego sprawa, ale nie ma moralnego prawa nikogo do tego zmuszać. 

Podbudowało mnie to. Nie spodziewałem się aż takiej reakcji tak zwanych „zwykłych” ludzi – w sensie rozsądnych, którzy jeszcze parę miesięcy temu obrzucali także i mnie epitetami „antyszczepionkowymi”. 

Naprawdę mam ogromną przyjemność patrząc, jak ludzie otwierają oczy nie tylko na skład i bezpieczeństwo szczepionek, ale w ogóle: na kwestię zaufania do tak zwanych ekspertów i idących na ich pasku urzędników państwowych, także tych siedzących najwyżej. Mimo wszystko wciąż jest ogromna rzesza Polaków dostających ciarek na wieść, że wykryto np 10 tysięcy zakażeń. Naprawdę, to nie są ludzie głupi, oni po prostu nie wiążą faktów, bo ich nie znają! Większość już wie, że po prostu około 30 procent testów daje wynik pozytywny. I tak jest od początku testowania – z mniejszym czy większym marginesem błędu. Jak przetestujemy tysiąc osób – będzie trzysta zakażeń, jak sto tysięcy – będzie trzydzieści tysięcy zakażeń. Proste? I NIC się tu nie zmienia, oprócz liczby przeprowadzonych testów. 

Polacy coraz częściej korzystają z ogólnodostępnej wiedzy – czytają książki (takie jak nasza!), czytają ulotki do szczepionek (skąd dowiadują się o komórkach poaborcyjnych, o alkoholu i innych cudach w składzie), oglądają nieprawomyślne wykłady na YouTube – oczywiście o ile zdążą, bo spadkobiercy mentalnej i intelektualnej mizerii z ulicy Mysiej też są na posterunku. 

Całe to szaleństwo ma obok niezliczonych minusów jeden plus: ludzie zaczęli samodzielnie szukać informacji, zaczęli widzieć to, co wcześniej wydawało im się częścią jakiejś szurowskiej filozofii. A tu okazało się, że największe szury to ci, którzy strojąc mądre miny opowiadają w telewizorze, że wirus jest groźniejszy w sklepie z butami i meblami, niż w sklepie z warzywami czy książkami, a tak w ogóle, to kasjerki mają wrodzoną odporność nieporównywalnie wyższą niż kelnerzy czy masażystki. Nie mówiąc o tym, że jest jakaś dostępna wyłącznie dla najtęższych umysłów prawda stojąca za tym, by najpierw zaszczepić nauczycieli, a potem pozamykać szkoły. 

Zarządzanie przez strach jest piekielnie skuteczne, ale na krótką metę. Bo nie można się zbyt długo bać – albo człowiek zwariuje, albo… otworzy oczy i zobaczy, że żadnych potworów nie ma.

Paweł Skutecki

Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji. 

Udostępnij:

Paweł Skutecki

Leave a Reply

Koszyk

Related Posts