Ministerstwo zdrowia i media nas straszą: już siedem osób zmarło w wyniku zakażenia koronawirusem. Jaka jest prawda, ujawnił dzisiaj rano minister Łukasz Szumowski. – Osoby powyżej 80. roku życia i osoby chore mają bardzo wysoką śmiertelność. W Polsce wiek pacjentów, którzy zmarli, nie jest tak wysoki. Ale wszyscy byli chorzy na inne poważne choroby – powiedział w radiu RMF FM.
Pierwszy raz tak jednoznacznie dowiedzieliśmy się z ust ministra zdrowia, że nikogo (jeszcze?) nie zabił samodzielnie koronawirus. Wszystkie ofiary cierpiały na „inne poważne choroby”. Czy tym ziarenkiem, które przeważyło szalę, był rzeczywiście koronawirus? Tego prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. Tylko jednego dnia (20 marca) we Włoszech zmarło ponad 600 osób, u których zdiagnozowano koronawirusa. To robi ogromne wrażenie, ale… Jeśli rację ma wielu epidemiologów, jest możliwe, że po prostu większość mieszkańców włoskich regionów ogarniętych epidemią jest zakażonych wirusem. Nic więc dziwnego, że u osób umierających z jakiegokolwiek powodu jest również wykrywany koronawirus. Tylko czy można mówić, że był on przyczyną zgonu?
W Polsce codziennie umiera prawie 900 osób w wieku powyżej 65 lat. Codziennie. Jeśli ma rację minister Szumowski – a wszystko wskazuje na to, że ma – w ciągu najbliższych dni i tygodni liczba zakażonych Polaków wzrośnie lawinowo. Także wśród osób starszych. Czy każdy zgon będziemy przypisywali koronawirusowi?
Wymieramy od kilku lat. Masowo. Najliczniej od czasu II wojny światowej. Umieramy na choroby układu krążenia, nowotwory. Kilkanaście osób dziennie samodzielnie, skutecznie odbiera sobie życie. Dzisiaj, kiedy czytasz ten felieton, do wieczora odbierze sobie życie jeszcze co najmniej kilka osób, a kilkaset umrze w szpitalach. Część z nich będzie miała koronawirusa. Zdecydowana większość nie. Wszystkie przykryje ta sama ziemia.
Zacznijmy wreszcie na poważnie rozmawiać o naszym zdrowiu, o systemie ochrony zdrowia, o tym co naprawdę nas zabija. Panika tylko odwraca uwagę od tego, co naprawdę istotne.
