– Byłam zaskoczona, bo nic nie zapowiadało zwolnienia. Miał prawo do zmiany zastępcy, choć decyzję podjął w złym czasie – powiedziała we wtorek Hanna Machińska, w popołudniowym Gościu Radia ZET u Beaty Lubeckiej
– Byłam zaskoczona, bo nic nie zapowiadało zwolnienia. Często kontaktowaliśmy się, mieliśmy stałe posiedzenia kierownictwa. Pan profesor Wiącek bardzo pozytywnie wypowiadał się na temat mojej pracy – powiedziała Hanna Machińska, była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich, w popołudniowym Gościu Radia ZET u Beaty Lubeckiej. – 31 grudnia był pani ostatnim dniem pracy w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich – powiedziała gospodyni programu.
– 31 grudnia miałam bardzo miłe spotkania. Nagle do biura weszło 30 osób, które chciały mnie pożegnać. To było niezwykłe. Była m.in. słynna babcia Kasia i wiele osób, w których sprawach interweniowałam. To było wielkie wydarzenie, kiedy zobaczyłam te ogromne emocje. Kiedy się pracuje, człowiek nie myśli o tym, wykonuje się swoje zadania – powiedział gość radia ZET.
– Ale miał jedno zastrzeżenie, dlaczego nie informowała go pani o swoich działaniach? – stwierdziła prowadząca. – Rzeczywiście tak powiedział, ale musi tu nastąpić jedna korekta – powiedziała Hanna Machińska.
„11 listopada jest dniem podwyższonego ryzyka, Wtedy nie ma czasu, trzeba zdiagnozować sytuację”
Według byłej zastępczyni RPO: – Pan profesor mówił o 11 listopada, który każdego roku jest dniem podwyższonego ryzyka, kiedy nasze zespoły są w gotowości, jeżeli trzeba byłoby interweniować. Późnym wieczorem dostałam informację, że są osoby zatrzymane od wielu godzin – wyjaśniała dodając: – Wtedy nie ma czasu, trzeba zdiagnozować sytuację, czy moja interwencja jest potrzebna, co się dzieje. Na miejscu nie było mowy, żeby do pana Rzecznika dzwonić w czasie interwencji, a później wysłałam SMSa. Miałam kłopoty komunikacyjne w komendzie Policji, gdzie nie było zasięgu.
– Jak tylko przyjechałam rano, zadzwoniłam do Rzecznika i dostałam informację, że jest chory i prosi o notatkę. Było to z soboty na niedzielę, w niedzielę bardzo szczegółowa notatka została sporządzona – stwierdziła Hanna Machińska.
– To nie jest tak, że można przewidzieć wszystkie sytuacje. Np. jak byliśmy na granicy z Białorusią, okazało się, że musimy znacznie szerzej zbadać sytuacje i wtedy po takiej interwencji informujemy. Często to były natychmiastowe informacje. Zawsze są takie sytuacje, które wymagają bardzo szybkich działań. Wtedy skupiamy się na deeskalacji, wtedy telefon odkłada się. Najważniejsze jest wtedy, aby pomóc na miejscu – dodała.
„Podkreślał moje zasługi, nie było żadnej uwagi krytycznej”
Beata Lubecka: – Profesor Wiącek mówi w wywiadzie, że ubolewał nad tym, że o czymś nie został poinformowany. Hanna Machińska: – Ja nie przypominam sobie ubolewania. Wolałabym, żeby ten wątek zwolnienia już został zakończony. Ważne jest, jak przebiegało moje ostatnie spotkanie z panem profesorem. Profesor powiedział, że bardzo żałuje, że nie ma możliwości powołania 4 zastępców, gdyby miał taką możliwość prawną, to na pewno by mnie zatrzymał. Podczas rozmowy podkreślał moje zasługi, nie było żądnej uwagi krytycznej w tej krótkiej rozmowie.
– Myślę, że to co jest ważne, on miał prawo do zmiany zastępcy. Podjął taką decyzję, ona była w złym czasie podjęta, z punktu widzenia interesów biura. Konsekwencje, które mnie naprawdę zaskoczyły, czyli taki niezwykły odzew społeczny.