Marek Fabisiak samotnie wychowuje troje małych dzieci. Jak podaje portal interwencja.polsatnews.pl komisja biegłych sądu w Toruniu stwierdziła, że rodzeństwu lepiej będzie… w domu dziecka. Po stronie pana Marka stanęli nauczyciele i wychowawcy jego dzieci.
Przed pandemią 35-letni Marek Fabisiak był iluzjonistą. Robił m.in. pokazy dla dzieci. Jego żona zostawiła rodzinę trzy lata temu, nagle, dla kobiety. Jeden z synów nie jest jego biologicznym dzieckiem pana Marka, ale nosi jego nazwisko. Mimo panującej w domu biedy, mężczyzna robi wszystko, co w jego mocy, by dzieciom niczego nie brakowało.
– Ksawery to bardzo dobrze pamięta. Czasami, jak się wspomni o jego matce, to widać, że się denerwuje, zaczyna rzucać – dodaje pani Katarzyna, obecna partnerka pana Marka.
Jak podaje portal interwencja.polsatnews.pl po odejściu żony, na czas rozwodu sąd przyznał opiekę nad całą trójką dzieci właśnie jemu, ale rodzina dostała kuratora. Pan Marek uczy się, jak być rodzicem. W jego domu rodzinnym było biednie, mężczyzna późno wyszedł na prostą. Dla siebie i dzieci wynajął mieszkanie, zarabia, płaci rachunki. Od niedawna jest ochroniarzem.
– My jesteśmy pełni podziwu dla pana Marka, że w tak ciężkiej sytuacji zajął się trójką dzieci, z którymi został sam. Może i jest troszeczkę dysfunkcyjny, natomiast stanął na wysokości zadania – mówi Bożena Miler, rzecznik MOPR w Toruniu.
– To jest dobrze funkcjonująca rodzina, nie słyszałam nic złego o chłopcu, uczestniczy też w zajęciach, w których nie musiałby. Są to zajęcia dodatkowe: gra na gitarze, która jest dodatkowo płatna – opowiada Dorota Szulc, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 1 w Toruniu, do której chodzi Ksawery.
Sprawa rozwodowa pana Marka wciąż trwa. Pod koniec 2020 roku wraz z dziećmi stanął on przed komisją biegłych Sądu Okręgowego w Toruniu, którzy sporządzili opinię na temat rodziny. To ważny dokument, bo stanowi dla sądu wytyczną, co do losów dzieci. Pan Marek przeżył szok, kiedy biegli orzekli, że nie nadaje się on na ojca, a dzieciom będzie lepiej w domu dziecka.
– Winią mnie, że nie przygotowałem dzieci do odejścia matki. Ale jak to zrobić, jeżeli pani bierze swoje manatki i mówi: pa. To jest dla mnie niepojęte – mówi Marek Fabisiak.
Biegli zarzucają panu Markowi m.in. to, że dzieci przyszły na badanie w nieświeżych ubraniach. Mężczyzna miał nie wykazywać też zainteresowania nimi. Lista zaniedbań jest długa. Tymczasem po stronie pana Marka stanęli wychowawcy dzieci oraz Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Żeby bronić mężczyzny, nauczyciele zabrali głos przed kamerą.
– Wszyscy zmartwiliśmy się, że jest taka sytuacja. Nie ma nic gorszego, niż odebrać dzieci ojcu, który je kocha. Chłopiec jest bardzo dobrym uczniem, jest zawsze przygotowany do lekcji – mówi Dorota Szulc, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 1 w Toruniu, do której chodzi Ksawery.
– Byłam w szoku, bo dzieciom nic złego się nie dzieje, chodzą codziennie w innych ubraniach, czystych. Eunika jest zawsze uczesana… gumeczki, kolczyki, Adrian ma zawsze czystą piżamkę – opowiadają wychowawczynie z przedszkola Adriana i Euniki.
Poproszony o oświadczenie Sąd Okręgowy w Toruniu przekazał, że „sprawa toczy się z wyłączeniem jawności, co uniemożliwia przekazywanie jakichkolwiek informacji, w tym w przedmiocie dowodów uzyskiwanych w czasie jej trwania”.
– Oczywiście, wydamy opinię w tej sprawę. Widzimy postępy u pana Marka, jest on chętny do współpracy. Myślę, że warto się pochylić nad tym i zastanowić, czy dzieci nie powinny z nim zostać – mówi Bożena Miler, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Toruniu.
Niestety od zaskakującej opinii biegłych, która może zdecydować o losach tej rodziny, odwołania nie ma. Tymczasem ludzie, którzy znają pana Marka, podkreślają, że jest on dobrym ojcem. W domu panuje bieda, mężczyzna musi też nauczyć się być rodzicem. Ale to nie powód, by oddzielać go od dzieci.
– Bieda jest mniej dotkliwa niż dom dziecka, dlatego staramy się mu pomóc – dodaje Dorota Szulc, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 1 w Toruniu.
Źródło: interwencja.polsatnews.pl