Histeria po śmierci zwykłego bandziora doprowadziła naszą kulturę do krawędzi upadku. Dalej jest już tylko chaos. Nawet antykultura byłaby jakimś punktem odniesienia, jakimś fundamentem do choćby najbrutalniejszych sporów, ale niestety – ja za rogiem widzę wielkie nic. Przynajmniej na powierzchni.
Dzisiaj musimy ponownie definiować i wyjaśniać wszystkie terminy, nie tylko te graniczne, ale przede wszystkim te konstytuujące naszą tożsamość i tworzące oś semantyczną dyskursu. Inaczej się nie da, bo zapędziliśmy się jako cywilizacja w kozi róg. Mam nadzieję, że określenie „kozi róg” nie jest jeszcze odbierane jako wyraz islamofobii…
W reklamach leków jest obowiązkowa informacja, że „każdy lek niewłaściwie stosowany…”, a w każdej wypowiedzi o kulturze czy nauce koniecznie musi się dzisiaj znaleźć klauzula o tworzącej się dopiero formule, ale byłoby to coś w stylu „autor stanowczo potępia rasizm, antysemityzm, homofobię” – rzecz jasna jest to katalog otwarty.
Właśnie czytałem ciekawą pracę pod tytułem „Race and Ethnicity in Cancer Therapy: What Have We Learned?” (Rasa i pochodzenie etniczne w leczeniu raka: czego się nauczyliśmy?), opublikowana w czasopiśmie „Clinical Pharmacology & Therapeutics” w 2014 roku. Dzisiaj by to było bardzo trudne, o ile w ogóle możliwe, a minęło raptem sześć lat! Autorzy udowadniają, że nowotwory są zależne od rasy pacjenta – z innym natężeniem dotykają one Białych, Czarnych, Żółtych. Tak, to są twarde dane naukowe, ale czy nie czuć tutaj lekkiego swądu rasizmu?
Czy można dzisiaj jeszcze mówić o tym, że jednak nieco więcej Białych jest wśród najlepszych pisarzy, dziennikarzy i naukowców? Czy statystyka ilu Żółtych, a ilu Czarnych znajdziemy wśród autorów zgłoszeń patentowych to już rasizm, czy tylko niewłaściwe, niesmaczne, niegrzeczne albo zakazane prawem i obyczajem pytania? Można zapytać, jakiej rasy mieszkańcami są pensjonariusze zakładów psychiatrycznych i ciężkich więzień? Przecież głębokie zbadanie tego tematu może pozwolić na jakieś przeciwdziałanie, na tak ukochaną przez lewicowych mędrców prewencję.
Można dzisiaj odnieść wrażenie, że samo słowo „rasa” jest tak nacechowane, że już nawet hodowcy psów i kotów mówią je wyłącznie teatralnym szeptem…
Między Odrą a Bugiem nie mamy powodu, żeby jakoś wyjątkowo zajmować się tematem Czarnych braci, bo najwyżej będziemy musieli żyć bez niektórych filmów i kreskówek dla dzieci. Przywykliśmy do tego, że w średniowiecznych drużynach rycerskich zawsze musi być jakiś Czarny Bohater – właśnie, czy „czarny bohater” to już rasizm? – ale Bogu dzięki nie samym Hollywood człowiek żyje.
Rasizm jako prześladowanie którejś z ras byłby strasznym wykolejeniem człowieczeństwa, humanizmu, o który walczył Denis Diderot. Tak samo zresztą jak seksualizm postrzegany jako prześladowanie ludzi o jakiejś specyficznej potrzebie. Tyle tylko, że takie zwierze ewidentnie nie istnieje. Jest jednak wykorzystywane do straszenia ludu i staje się pretekstem do ograniczania wolności słowa i myśli.
Szaleństwo walki z rzekomym rasizmem opanowało błyskawicznym płomieniem kulturę i naukę. I jak każde ideologiczne szaleństwo nie doprowadzi do niczego dobrego, skończy się tym samym, co każde inne wariactwo zamykające oczy i rozum: poczuciem krzywdy, niesprawiedliwości, cenzurą, podziemiem, a w efekcie – prawdziwą nienawiścią do tych, którzy kłamią i zabijają prawdę.
Kultura i nauka muszą być wolne, bo inaczej stają się własnymi karykaturami. Nie można odmawiać prawa do pytań, nawet tych pozornie najmniej wartościowych. Pamiętajmy o tych, którzy pierwsi odważyli się zapytać, czy Ziemia na pewno jest płaska? Czy azbest na pewno jest zdrowy? Czy szczepionki na pewno są skuteczne i bezpieczne?
Jeśli pytania nie wybrzmią na powierzchni, to wstrząsną podziemiem. Naukowiec i artysta, który boi się pytań, staje się urzędnikiem aktualnie panującego reżimu intelektualnego, duchowego i prawnego. Urzędnicy mają to do siebie, że są posłuszni, przynajmniej dopóki miska jest częściej pełna niż pusta. Świata jednak nie tylko nie naprawią, ale nawet nie opiszą.
I tutaj otwiera się ogromna przestrzeń dla odważnych ludzi nauki i kultury. Dla wojowników prawdy.