Waszyngton w ogniu. O co chodzi? Co mówią obie strony? [REPORTAŻ]

Paweł Skutecki2 czerwca, 202012 min

Po deklaracji prezydenta USA Donalda Trumpa o zmobilizowaniu wojska siły bezpieczeństwa wymogły w nocy z poniedziałku na wtorek godzinę policyjną, kończąc protesty i zamieszki w centrum Waszyngtonu.

Prezydent w swoim wystąpieniu w Ogrodzie Różanym zapowiedział, że kieruje do stolicy USA „tysiące ciężko uzbrojonych żołnierzy, członków personelu wojskowego i służb bezpieczeństwa, by zakończyć zamieszki, plądrowanie, wandalizm, napaści oraz bezmyślne niszczenie mienia”.

Po początku obowiązywania godziny policyjnej w Waszyngtonie służby bezpieczeństwa zaczęły ją ściśle egzekwować. Skrzyżowania w centrum miasta zablokowano; Biały Dom otoczyła policja. Na ulicach widać było oddziały Gwardii Narodowej, straży granicznej, a nawet Agencji do Walki z Narkotykami (DEA). Na miejscu był przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA generał Mark Milley.

Tłum rozbijano na mniejsze grupy i spychano na ulice oddalone od Białego Domu. Używano granatów hukowych, flar oraz gazu łzawiącego. Nad miastem nisko latały wojskowe śmigłowce; jeden zszedł nawet poniżej poziomu dachów budynków. Demonstrujący wygrażali śmigłowcom i wykonywali w ich kierunku wulgarne gesty. „To nie jest Bagdad, to Ameryka” – mówił jeden z nich.

Noc z poniedziałku na wtorek była zdecydowanie spokojniejsza niż w weekend. Ulice niemal opustoszały, nie słychać było śmigłowców oraz policyjnych syren. Dziennik „Washington Post” poinformował o jednym budynku, w którym schowało się 100 protestujących.

Kontrowersje budzi użycie przez służby gazu łzawiącego, by przepędzić protestujących sprzed Białego Domu i utorować drogę Trumpowi do pobliskiego kościoła episkopalnego św. Jana. W poniedziałek wieczór prezydent wyszedł ze swojej rezydencji i na chwilę przystanął przed tą świątynią, gdzie z Biblią w prawej dłoni pozował do zdjęć.

Krok ten skrytykowały władze kościoła, który w ostatnich dniach był w epicentrum protestów. „Wszystko, co powiedział i zrobił (Trump), służy wznieceniu przemocy” – oceniła biskup Mariann Budde. Dodała, że nikt z Białego Domu nie kontaktował się z nią w kwestii przyjścia prezydenta przed świątynię.

„Używanie gazu wobec pokojowo protestujących, tylko po to, by prezydent mógł pozować do zdjęć przed kościołem, hańbi każdą z wartości, których uczy nas wiara” – napisała natomiast na Twitterze szefowa Izby Reprezentantów, Demokratka Nancy Pelosi.

 

Demonstranci: przez policję nie możemy oddychać

„Pandemią jest rasizm” – to jedno z haseł na transparentach demonstrantów w amerykańskich miastach, w tym w Waszyngtonie. Najbardziej popularne brzmi jednak: „Nie mogę oddychać”. To słowa, które wypowiedział George Floyd, będąc duszonym podczas interwencji policji.

„Przez maseczkę (noszoną z powodu) pandemii (koronawirusa) oddycham ciężko, ale daję radę, (za to) przez policję zupełnie nie mogę oddychać, nie mogę żyć” – mówi PAP Kevin, jeden z organizatorów waszyngtońskiego protestu potępiającego śmierć Floyda z rąk policji w Minneapolis.

Czarnoskóry 40-latek mieszkający pod Waszyngtonem przyznaje w rozmowie z PAP, że sympatyzował z organizacjami antyrasistowskimi, ale w ich protestach uczestniczył sporadycznie. „Po sprawie Floyda coś we mnie pękło” – przyznaje.

„Mam dwójkę nastoletnich dzieci, uczę ich teraz, jak jako czarnoskórzy mają się zachować w trakcie zatrzymania przez policję. To jest chore, nie chcę tego. Chcę ich bezpieczeństwa” – tłumaczy.

Kevin jest przekonany, że w policji istnieje „niebieska ściana”. „Polega ona na tym, że jak ktoś u nich coś przeskrobie, to żaden z kolegów nie zrobi mu nic złego, każdy będzie go krył” – wyjaśnia.

Problem jego zdaniem dotyczy też gratyfikacji pieniężnych. „Jeśli policjant się wykaże, to dostanie nagrodę, pieniądze, wakacje. Tak to jest. To przez to są często nadgorliwi” – mówi.

Kevin był jednym z organizatorów weekendowego pokojowego protestu antyrasistowskiego pod Pomnikiem Waszyngtona. Dystansuje się od zamieszek pod Białym Domem, podkreśla, że pod prezydencką rezydencję nawet nie chodzi.

Obok niego przez megafon do kilkudziesięciu osób zgromadzonych przez pomnikiem w centrum stolicy USA mówi ok. 25-letni Michael. „Nie ma pokoju bez sprawiedliwości” – zaczyna, a protestujący odpowiadają tym samym hasłem.

Skandując to hasło, domagamy się zmian w prawie oraz śledztw w policji – wyjaśnia. Zdaniem mężczyzny w policji „panuje systemowe przyzwolenie na agresję oraz rasizm”. „Nie interesuje mnie, czy dotyczy to bardziej Nowego Jorku, Waszyngtonu czy Minnesoty. To jest wszędzie” – dodaje.

Micheal jest przekonany, że policjant, który zabił Floyda, nie zostałby oskarżony, gdyby sprawa nie wywołała rozgłosu medialnego i protestów. „Jeśli myślisz inaczej, to jesteś naiwny” – rzuca.

Podczas waszyngtońskich protestów policjanci nie mają łatwego życia. Za dnia demonstracje są pokojowe, manifestujący często rozmawiają z funkcjonariuszami. Po zmroku częściej dochodzi do aktów agresji, policjanci są często opluwani i wyzywani. Czarnoskórzy funkcjonariusze oskarżani są nawet o zdradę i pytani, czy na pewno stoją po właściwiej stronie.

 

Policjanci: nie wszyscy jesteśmy źli, też mamy rodziny i uczucia

Dla wielu Amerykanów śmierć Floyda to nie odosobniony incydent, ale przykład systemowego przyzwolenia na przesadną agresję policji, szczególnie wobec osób czarnoskórych. Demonstrujący dzielą się własnymi doświadczeniami z brutalnych interwencji policji i zamieszczają w mediach społecznościowych nagrania dokumentujące agresywne zachowania funkcjonariuszy.

W Waszyngtonie z tłumu w kierunku policjantów w weekend ciskano kamieniami, racami i butelkami z wodą, sprzedawanymi często na miejscu przez nastolatków. Agresywni protestujący byli aresztowani. W trakcie zatrzymań policjantów często wyzywano oraz opluwano. „Jesteście zwierzętami” – krzyczeli niektórzy demonstranci.

Młodszych protestujących czasem próbują temperować starsi. „Dlaczego krzyczysz na policjantów, nie widzisz, że oni też się boją?” – mówiła do jednego z nich pod Białym Domem ok. 60-letnia kobieta.

Na ulicach w pobliżu Parku Lafayette’a policjanci nawet w trakcie zamieszek cierpliwie rozmawiali z demonstrantami. „Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wy. Mamy uczucia, rodziny. Nie zamierzamy do nikogo strzelać” – tłumaczył jeden z nich. „Jesteśmy inni niż policja w Minneapolis. U nas na takie rzeczy nie ma miejsca” – zapewniał drugi, mówiąc o zabójstwie Floyda.

To opinia zbieżna z tą, którą przedstawił w rozmowie z PAP Phil Mendelson, szef rady miejskiej Waszyngtonu. Jego zdaniem policja w amerykańskiej stolicy wykonuje „dobrą robotę”. Samorządowiec przyznał zarazem, że rozumie, iż „ludzie chcą wyrazić złość”, która jest spowodowana „latami złych działań policji”. „Funkcjonariuszom bardzo trudno jest nie doprowadzić do zaognienia sytuacji, gdy jest tyle przemocy i chaosu” – mówi.

Z agresją na stołecznych ulicach spotykają się szczególnie afroamerykańscy policjanci, którzy oskarżani są nawet o zdradę. Jeden z afroamerykańskich demonstrantów w Chinatown w poniedziałek porównywał jednego z nich do dwugłowego smoka z obrazu przed wejściem do stacji metra. „Zobacz, ten smok jest taki jak ty, ma dwie głowy, dwie tożsamości – ty jesteś czarny i jesteś policjantem” – mówił do funkcjonariusza.

Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)

Udostępnij:

Paweł Skutecki

Leave a Reply

Koszyk