„Gazeta Polska Codziennie”: Coraz więcej niepokojących informacji płynie z Mołdawii, gdzie środowiska prorosyjskie otwarcie zaczynają atakować obecny rząd i panią prezydent. Organizowane są prorosyjskie manifestacje. Pojawiają się też doniesienia o kolejnych prowokacjach Kremla planowanych w tym kraju.
Minister Marcin Przydacz, Szef Biura Polityki Międzynarodowej : Sytuacja w tym rejonie jasno wskazuje, że agresywne zamiary Rosji sięgają dalej niż tylko Ukrainy. Kreml stara się kontynuować działania destabilizacyjne w różnych częściach świata. Część z nich odbywa się poprzez operacje hybrydowe. Podobne zdarzenia mogą mieć miejsce właśnie w Republice Mołdawii. Trudna sytuacja gospodarcza i energetyczna kraju może być wykorzystywana przez różnego rodzaju środowiska polityczne, aby zdyskredytować obecnie funkcjonujący tam rząd i panią prezydent Maię Sandu. Z tej przyczyny pan prezydent Andrzej Duda w ostatnim czasie spotkał się z panią prezydent Maią Sandu w Belwederze w Warszawie. Pozostajemy też w stałym kontakcie telefonicznym. Przypomnę, że Polska w ubiegłych latach często wspierała Republikę Mołdawii, chociażby w kwestiach energetycznych. Mam tu na myśli gaz. Razem z naszymi partnerami obserwujemy sytuację w tym kraju. Musimy być gotowi na kolejne prowokacje.
Kilka dni temu Parlament Europejski zdecydował o przyjęciu 10. pakietu sankcji wobec Rosji. Jednocześnie z wielu państw na Ukrainę płynie pomoc militarna i humanitarna. Jak te działania realnie wpływają na sytuację tuż za naszą południowo–wschodnią granicą?
Polska była inicjatorem powstania szerokiej koalicji państw, które przekażą Ukrainie nowoczesne czołgi. Tego typu sprzęt jest niezbędny naszym sąsiadom do odparcia kolejnej rosyjskiej ofensywy. Czołgi Leopard 2, które były na wyposażeniu Wojska Polskiego, już trafiły na Ukrainę i będziemy konsekwentnie zabiegać o to, aby i inne państwa jak najszybciej wywiązały się ze swoich deklaracji. Jeśli natomiast chodzi o sankcje, to dobrze, że te dziesięć pakietów już funkcjonuje. Jednak eksperci wskazują, że gospodarka Ukrainy kurczy się o ok. 30—40 proc. rok do roku. Z kolei gospodarka Rosji kurczy się o zaledwie kilka procent w tym samym okresie. To pokazuje dalszą konieczność sankcjonowania Rosji po to, aby odciąć Kremlowi możliwość finansowania swojej zbrodniczej napaści. Ukraina walczy dziś nie tylko o swoją niepodległość, ale walczy o stabilność i bezpieczeństwo w całym regionie. Przypomnę, że sam Dmitrij Miedwiediew mówił, że architektura bezpieczeństwa powinna zostać przebudowana na całej linii od Lizbony do Władywostoku. Musimy być tego świadomi.
Wcześniej wspomniał Pan o prowokacjach, które Rosja może chcieć kontynuować w różnych częściach regionu. Czy możemy się spodziewać ponownego ataku hybrydowego na nasze wschodnie granice?
Historia uczy nas, że wolność i pokój nie są dane raz na zawsze. Dlatego naszym obowiązkiem jest monitorowanie na bieżąco zagrożeń i reagowanie na nie. Mogę uspokoić, że Polska jest bezpieczna, choć musimy być świadomi możliwych działań hybrydowych. Tak jak to było w kontekście sytuacji na granicy polsko–białoruskiej. To, jak nasz kraj poradził sobie ze sztucznie wywołanym kryzysem migracyjnym na naszej wschodniej granicy, jest zauważalne i budzi uznanie, ale wykluczyć nie możemy, że planowane są inne tego typu scenariusze. W tym kontekście warto przypomnieć zachowania części polskiej sceny politycznej. Niektórzy w tamtej sytuacji, świadomie bądź nie, zachowali się dokładnie tak, jak oczekiwałby tego Łukaszenka. Doświadczeni tymi wydarzeniami powinniśmy być przygotowani na to, że jeśli Kreml będzie kontynuował hybrydowe działania wobec Polski, to jednym z ich głównych celów będzie mocny podział polskiego społeczeństwa. Mam nadzieję, że dzisiaj te osoby, które wówczas atakowały rząd za decyzje dotyczące obrony granic, mają już świadomość, że w tamtym momencie były wykorzystywane jako narzędzia do próby destabilizacji sytuacji w kraju.
Pozostając w temacie osób atakujących polski rząd za obronę granic, chciałbym Pana spytać o słowa białoruskiego dyktatora Alaksandra Łukaszenki, który w jednym z ostatnich wywiadów mocno skrytykował nasz kraj m.in. za zamknięcie przejść granicznych z Białorusią. Łukaszenka powiedział nawet, że w najbliższych wyborach „lud zmiecie” obecnie rządzących. Jak Pan reaguje na te wypowiedzi?
Reaguję spokojnie, bo wierzę, że Polacy są mądrym narodem i potrafią dokonać właściwej analizy różnego rodzaju zagrożeń. Oczywiście zastanawiające jest to, że pan Łukaszenka kibicuje zmianom politycznym w Polsce. Możemy zadać sobie pytanie dlaczego. Nie obawiałbym się jednak możliwości bezpośredniego wpływu Białorusi na procesy polityczne w naszym kraju. Niemniej jednak najbliższe miesiące będą czasem politycznych przepychanek na polskiej scenie i służby dezinformacyjne innych krajów z pewnością postarają się w jakiś sposób wykorzystać tę sytuację. To, co możemy zrobić, to wnikliwie obserwować otaczającą nas rzeczywistość i neutralizować próby zaprzęgnięcia naszej demokratycznej debaty wewnętrznej do celów politycznych państw nam nieprzyjaznych.
Na lipiec br. zaplanowany jest szczyt NATO w Wilnie, a już teraz emocje wokół niego są mocno podgrzewane. Zagraniczne media informują, że będzie to przełomowe spotkanie, na którym zapadną historyczne decyzje. W Wilnie pojawić się ma także prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Jakie są oczekiwania Polski wobec tego wydarzenia?
Prawem mediów jest to, aby rozgrzewać różnego rodzaju oczekiwania, a zadaniem dyplomatów jest urealnianie tych oczekiwań. Polsce, jeśli chodzi o szczyt NATO w Wilnie, zależy na dopilnowaniu wypełnienia przez sojuszników tych zadań, które zostały z nimi ustalone na szczycie w Madrycie. Nasz kraj tę pracę domową już odrobił, jednak są państwa, które jeszcze zwlekają z realizacją swoich obowiązków. Chcielibyśmy, aby szczyt w Wilnie był krokiem naprzód, a nie poświęcony być musiał poganianiu naszych niektórych partnerów z NATO. To, o co pan prezydent Andrzej Duda będzie najbardziej zabiegał, to oczywiście zwiększenie bezpieczeństwa Polski i naszego regionu. Przypomnę, że to pan prezydent Duda na szczycie NATO w Warszawie w 2016 r. zabiegał o obecność wojsk Sojuszu na terytorium naszego państwa. Dziś stacjonuje u nas ok. 11 tys. żołnierzy NATO. Wyobraźmy sobie, w jakiej bylibyśmy dziś sytuacji, gdyby 7 lat temu nie udało się uzyskać tych pozytywnych dla bezpieczeństwa decyzji, mając straszliwe żniwo wojny tuż za naszymi granicami. Na szczycie w Wilnie będziemy zabiegali także o rozbudowę infrastruktury obronnej w naszym państwie. Polska, dbając o bezpieczeństwo w regionie, robi to nie tylko we własnym interesie, lecz także w interesie partnerów z Zachodu. Wobec tego oczekujemy, że ich zaangażowanie w niektórych kwestiach bezpieczeństwa będzie się zwiększało.