Wiosna w Arktyce to światło. Po długiej nocy polarnej wraca słońce i wraca życie. Jeszcze długo ziemia będzie przykryta lodem i śniegiem, ale już wiadomo, już to się czuje, że wraca życie. Przylatują w kluczach wędrowne ptaki. Lecą wysoko kierując się na północ. Te, które tutaj zimują, rozglądają się za miejscem na gniazda i za przyszłymi partnerami, z którymi skrzyżują swoje geny.
Czas mają krótki. Pierwsze krokusy i śnieżyczki pokażą kwiaty w maju, w czasie gdy reszta Europy upaja się zapachem bzów. Te drobne kwiatki mają wystarczyć za całe bogactwo wiosennej przyrody. Żółty, fioletowy i biały kolor, żadnego różu, błękitu, czerwieni. Żadnych zapachów, sterylnie. Tylko oczy rejestrują obrazy wiosny. Węch nie dostaje nic. To tak jakbyś patrzył na fotografie, które nie pachną. Trawa jeszcze dłużej będzie czekać zanim pokaże swoje cienkie liście pomiędzy brunatnymi resztkami z poprzedniego roku. Ty wiesz, pamiętasz jeszcze, ten zapach wiosennej ziemi, tą orgie kolorów, a nad tym wszystkim, tym cudem powracającego życia, spiew skowronka.
Maj w Arktyce jest inny, jakby amputowany, a mimo to jest wyczekiwany i cieszy.
Dziesiątki lat nie widziałam konwalii. Convallaria majalis, konwalia majowa, trucizna i lekarstwo. Tak pięknie i intensywnie, wręcz zmysłowo pachnąca. Te maleńkie kulkowe dzbanuszki nanizane na sztywną łodyżkę ustawioną pionowo pomiędzy dużymi zielonymi liśćmi. Zatęskniłam za konwalią. Jak myślisz Panie, czy zobaczę konwalie w tym roku?
Niespodziewanie przyszło zaproszenie do Bergen w maju, miasta na zachodnim wybrzeżu Norwegii. Klimat jest tam łagodny, atlantycki. W maju kwitną tam obficie azalie i rododendrony. Szliśmy pod górę na koncert do wilii Edwarda Griega, sławnego norweskiego kompozytora epoki romantyzmu. Do buta wpadł mi kamyk. Zatrzymałam się aby go wytrząsnąć. Stojąc na jednej nodze spojrzałam w lewo. Przy dużym głazie rosły pachnące konwalie. Uśmiechnęłam się i wzruszyłam.