Od lat w działaniach Unii obserwujemy postępowanie, które z przestrzeganiem prawa ma niewiele wspólnego. Unia rozpycha się w swoich kompetencjach. Sięga po kompetencje, które mają pozatraktatowy charakter, a przecież istotą Unii Europejskiej jest pewien konsensus między Brukselą a państwami członkowskimi. Konsensus dotyczący tego, że państwa członkowskie przekazują Unii Europejskiej kompetencje i w granicach wyłącznie tych kompetencji Bruksela może się poruszać- powiedział dr hab. Grzegorz Pastuszko, adiunkt Zakładu Prawa Konstytucyjnego i Praw Człowieka Uniwersytetu Rzeszowskiego, w programie „Rozmowy niedokończone” w TV Trwam.
Organizacje międzynarodowe – jedną z nich jest Unia Europejska – zawsze opierają się na pewnym zestawie wartości, mają aksjologiczny korzeń.
– Unia Europejska bazuje na pewnych wartościach. Po części są to wartości ustrojowe, przy czym UE ma swoją specyfikę. Unia kształtowała się w długim okresie historycznego rozwoju. Najpierw była organizacją stricte gospodarczą, ekonomiczną, a dopiero z biegiem czasu zaczęła wykształcać struktury polityczne i konstytucyjne. Pisał o tym Henry Kissinger, który zauważył – i trudno nie zgodzić się z tym twierdzeniem – że Unia nabyła cech ustrojowej hybrydy łączącej w sobie z jednej strony elementy międzynarodowej i międzyrządowej współpracy, a z drugiej strony elementy europejskiej biurokracji – mówił dr hab. Grzegorz Pastuszko.
Rozmówca wskazał, że na początku bazą aksjologiczną Unii Europejskiej było chrześcijaństwo, wartości cywilizacji łacińskiej. Zwrot w tym zakresie dokonał się w latach 70. ubiegłego wieku – zauważył adiunkt Zakładu Prawa Konstytucyjnego i Praw Człowieka Uniwersytetu Rzeszowskiego.
– W latach 70. zaczęto przekierowywać aksjologię unijną w stronę wartości lewicowo-liberalnych. To wiązało się z osławionym marszem przez instytucje lewicy. Wtedy też pojawiły się pierwsze dokumenty polityczne, które eksponowały aksjologię. Wcześniej tego nie było, aksjologię przyjmowano za dobrą monetę. Natomiast w latach 70. rysuje się tendencja do przyjmowania specjalnych dokumentów, które także są poświęcone problematyce ustrojowej. Wystarczy tutaj przywołać chociażby dwie deklaracje kopenhaskie z 1973 i 1978 roku: pierwsza o tożsamości europejskiej, druga o demokracji oraz deklaracje ze Stuttgartu z 1983 roku. Te deklaracje wytworzyły pewne podglebie, dały impuls do przyjmowania podobnych regulacji normatywnych na gruncie traktatów przyjmowanych w latach 90. i w okresie późniejszym: Traktatu z Maastricht, Amsterdamskiego, Nicejskiego czy obowiązującego obecnie Traktatu Lizbońskiego – zwrócił uwagę gość programu „Rozmowy niedokończone”.
Wartości deklarowane przez traktaty czy inne dokumenty unijne mają dwuwymiarowy charakter – kontynuował.
– Z jednej strony dotyczą rozwiązań obowiązujących w państwach członkowskich, a z drugiej strony rozwiązań obowiązujących na poziomie samej Unii Europejskiej – zaznaczył dr hab. Grzegorz Pastuszko.
Rozmówca zwrócił uwagę, że instytucje unijne – zwłaszcza Komisja Europejska – sięgają do wartości ustrojowych po to, aby ingerować w wewnętrzne ustroje państw członkowskich.
– Normy, które statuują wartości, stają się podstawą prawną pozwalającą na ingerowanie w wewnętrzne sprawy ustrojowe i tym samym stawianie warunków. Mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem, które rysowało się już wcześniej. Określa się je mianem „pełzającego zawłaszczania kompetencji”. Nowością jest to, że Unia wykorzystuje normy stricte aksjologiczne, nawet patrząc w kontekście naszego sporu z Brukselą o praworządność. Tym punktem odniesienia stał się art. 2 traktatu o Unii Europejskiej, artykuł przewidujący m.in., że Unia i państwa członkowskie respektują zasadę państwa prawa, czyli zasadę praworządności – mówił gość TV Trwam.
Unia, która z taką stanowczością domaga się przestrzegania wartości ustrojowych przez państwa członkowskie, jednocześnie sama ma problem z ich przestrzeganiem – wskazał dr hab. Grzegorz Pastuszko.
– Zasada demokratyzmu jest statuowana przez różne dokumenty, przez same traktaty, i słusznie, bo demokracja to wielki wynalazek europejski, ale przecież w literaturze naukowcy i politycy od dawna formułują pod adresem instytucji unijnych zarzut tzw. deficytu demokratycznego. Z jednej strony wyraża się on w braku istnienia mechanizmów demokratycznej rozliczalności kluczowych instytucji unijnych, które dysponują różnymi kompetencjami, a z drugiej strony wyraża się w braku istnienia europejskiego demos, suwerena, narodu – zauważył.
Tak samo jest z praworządnością.
– Traktat rzeczywiście deklaruje zasadę praworządności. To jest dobre rozwiązanie, bo zasada praworządności stanowi istotną wartość w europejskiej kulturze prawnej, ale od lat w działaniach Unii obserwujemy postępowanie, które z przestrzeganiem prawa ma niewiele wspólnego. Unia rozpycha się w swoich kompetencjach. Sięga po kompetencje, które mają pozatraktatowy charakter, a przecież istotą Unii Europejskiej jest pewien konsensus między Brukselą a państwami członkowskimi. Konsensus dotyczący tego, że państwa członkowskie przekazują Unii Europejskiej kompetencje i w granicach wyłącznie tych kompetencji Bruksela może się poruszać – podsumował adiunkt Zakładu Prawa Konstytucyjnego i Praw Człowieka Uniwersytetu Rzeszowskiego.
radiomaryja.pl