Nowa regulacja antylichwiarska, nad którą właśnie pracuje Sejm, ma w założeniu działać prokonsumencko, ale wielu ekspertów wskazuje, że jej efekt będzie odwrotny do zamierzonego. Przedstawiony w niej obraz rynku pożyczkowego jest bowiem nieaktualny i koncentruje się na patologiach z rynku, za to całkowicie pomija funkcjonowanie legalnie działających instytucji pożyczkowych. Na skutek wprowadzenia nowych przepisów większość z nich będzie zmuszona zamknąć działalność i zniknie z rynku, a ich klienci zostaną pozbawieni możliwości pozyskania finansowania. – Ta ustawa trochę przypomina strzelanie z armaty na wróble – ocenia wiceprezes Biura Informacji Kredytowej Sławomir Grzelczak.
– Ustawa antylichwiarska z pewnością ograniczy dostęp do rynku pożyczkowego – mówi agencji Newseria Biznes Sławomir Grzelczak. – Już w trakcie pandemii mieliśmy do czynienia z obniżonym limitem kosztów pozaodsetkowych, co skutkowało tym, że 40 proc. firm pożyczkowych wycofało się z rynku i nie wróciło. Zostali najwięksi, którzy przetrwali pięć kwartałów pandemii i tego obniżonego limitu. To są już raczej profesjonalne firmy, które mają lepsze portfolio klientów, sprawdzają ich we wszystkich bazach danych etc. W tej chwili udało im się nieco rozwinąć akcję pożyczkową, ale jeśli znów wrócimy do tego obniżonego limitu, to rynek ponownie się zmniejszy.
14 sierpnia br. po ponad półrocznej przerwie odbyło się w Sejmie drugie czytanie projektu tzw. ustawy antylichwiarskiej, której autorem jest Ministerstwo Sprawiedliwości. Najważniejszym założeniem procedowanych przepisów jest wprowadzenie limitu maksymalnej wysokości kosztów pozaodsetkowych. W przypadku kredytu konsumenckiego, czyli wszystkich pożyczek udzielanych przez instytucje finansowe, limit ma wynosić maksymalnie 45 proc. kwoty zobowiązania. Nowe przepisy znacząco zmniejszą też koszty zależne od okresu kredytowania. Obecnie wynoszą one 25 proc. za udzielenie kredytu i 30 proc. w skali roku. Ministerstwo Sprawiedliwości proponuje, aby było to odpowiednio 10 i 10 proc. Co więcej, w trakcie ostatnich obrad połączonych komisji finansów i sprawiedliwości prowadzący projekt, minister Marcin Warchoł, poparł poprawkę Lewicy, która jeszcze radykalniej obniża limit kosztów do poziomu 8 i 10 proc. W przypadku tzw. chwilówek, zaciąganych na okres do 30 dni, koszty pozaodsetkowe w żadnym wypadku nie będą mogły przekraczać 5 proc. wartości pożyczki. Tym samym w wielu przypadkach koszty spłaty pożyczek spadną ponad trzykrotnie.
W założeniu nowa regulacja ma zwiększyć nadzór państwa nad rynkiem pożyczkowym i skuteczniej chronić pożyczkobiorców. Jednak wielu przestrzega, że bynajmniej nie zadziała ona prokonsumencko. Radykalne obniżenie limitu kosztów pozaodsetkowych do poziomu znacznie niższego aniżeli próg opłacalności spowoduje, że większość firm pożyczkowych po prostu wycofa się z tego rynku. A tym samym duża część spośród ok. 3 mln ich klientów zacznie szukać dodatkowego finansowania swoich bieżących potrzeb poza oficjalnym rynkiem.
– Duży odsetek tych klientów, którzy w tej chwili mogą skorzystać z finansowania firm pożyczkowych – owszem, droższego, ale jednak dostępnego – za chwilę straci do niego dostęp. Bank nie udzieli im kredytu, ponieważ nie spełniają wymagań odnośnie do zdolności kredytowej. Dla nich profil takiego klienta jest trochę zbyt ryzykowny – mówi wiceprezes BIK.
Propozycja ustawy od początku budzi sporo kontrowersji. Eksperci zauważają, że przedstawiony w niej obraz rynku pożyczkowego jest nieaktualny i koncentruje się na patologiach, a całkowicie pomija funkcjonowanie legalnie działających instytucji pożyczkowych, które już teraz dokładnie weryfikują swoich klientów i stosują się do wymogów ustawowych. Nowa regulacja nałoży na instytucje pożyczkowe obowiązek szczegółowej weryfikacji klientów i ich zdolności kredytowej. Kredytodawca będzie zobowiązany do zweryfikowania m.in. wysokości dochodów i wydatków oraz osoby starającej się o kredyt.
– Instytucje pożyczkowe w trakcie pandemii COVID-19 bardzo się sprofesjonalizowały. Nastąpił odpływ z rynku tych mniejszych firm, a zostały te największe, silne kapitałowo, które mają też stałą bazę klientów. De facto już wszystkie firmy pożyczkowe sprawdzają swoich klientów w różnych bazach danych, zwracają uwagę na ich zdolność kredytową. W tej chwili klient firmy pożyczkowej to jest klient mniej szkodowy niż kiedyś, o lepszym scoringu w BIK – mówi Sławomir Grzelczak.
Ponadto nowa regulacja spowoduje, że firmy pożyczkowe będą ponosić koszty nadzoru na poziomie średniej wielkości banku, co – w połączeniu ze spadkiem rentowności – spowoduje, że polski rynek pożyczkowy mocno się skurczy, ponieważ firmom pożyczkowym po prostu nie będzie opłacało się działać poniżej progu rentowności. Tymczasem w większości krajów europejskich ta branża jest dopuszczona przez regulatora i funkcjonuje równolegle z sektorem bankowym, uzupełniając jego ofertę.
– Ta ustawa trochę przypomina strzelanie z armaty na wróble, ponieważ polski rynek pożyczkowy jest bardzo mały. On jest wart portfelowo około 5–7 mld zł, co oznacza, że pożyczki mniej więcej o takiej wartości są w tej chwili w trakcie spłacania. W porównaniu do portfela konsumenckich kredytów gotówkowych, który jest wart ok. 125 mld zł, to jest tylko niewielki procent – zauważa wiceprezes BIK.
Jak pokazują dane BIK, dokładna wartość polskiego sektora pożyczkowego wynosi w tej chwili ok. 5,6 mld zł, przy czym portfel pożyczek krótkoterminowych – czyli tzw. chwilówek – jest wart 0,6 mld zł. To 2 proc. rynku pożyczek gotówkowych i raptem 0,8 proc. całego portfela kredytowego w Polsce, który łącznie z hipotekami jest wart blisko 740 mld zł.
– To jest mały rynek, który uzupełnia ofertę bankową i jest skierowany do klientów trochę bardziej ryzykownych. Rynek pożyczkowy jest w stanie ich zaabsorbować, przesunął ich też trochę bliżej w stronę tych klientów bankowych, lepszych – podkreśla Sławomir Grzelczak.
Z danych BIK wynika, że jakość portfela pożyczek pozabankowych – mierzona liczbą tych, które są opóźnione w spłacie powyżej 90 dni – sukcesywnie się poprawia. Na początku 2020 roku udział takich przeterminowanych pożyczek wynosił 33,9 proc., natomiast na koniec czerwca br. spadł już do 21,7 proc.
One comment
PI Grembovitz
21 września, 2022 at 12:27 pm
Lepsza i skuteczniejsza byłaby raczej likwidacja tych firm, banków, naciągaczy – sutenerów finansowych, ekonomicznych i gospodarczych.