Iga Świątek pokonała w fantastycznym stylu Tunezyjkę Ons Jabeur 6:2, 7:6(5) i zdobyła trzeci w karierze tytuł wielkoszlemowy. Wygrała 10. finał z rzędu, w żadnym z nich nie przegrała seta.
Spotkanie trwało godzinę i 53 minuty, najlepsza tenisistka na świecie zwyciężyła 6:2, 7:6(5). Wygrała siódmy turniej w sezonie, jest „pierwszą od czasów Sereny” (2014), która w jednym roku wywalczyła tyle tytułów.
– To nie był łatwy mecz, mimo iż na początku dominowałam. Wiedziałam, że Ons będzie chciała wykorzystać każdą okazję, a ja nie chciałam jej tej okazji dać. W drugiej partii to już była fizyczna walka i cieszę się, że pod koniec wykrzesałam z siebie energię, aby mecz dokończyć i znalazłam precyzję w uderzeniach w momentach, w których było to mi najbardziej potrzebne – przyznała na konferencji 21-letnia Świątek.
– No wiecie, Iga nie przegrywa finałów – mówiła Jabeur po półfinale, dwa dni przed decydującym meczem US Open.
– Miałam takie mecze podczas mojej zwycięskiej serii wiosną, ale potem to gdzieś mi uciekło. Wiedziałam – np. po finale z French Open – że jeśli zacznę mocno, to uda mi się wywrzeć taką presję na rywalkach, że sobie poradzę. Generalnie – dzięki finałom, w których brałam udział – mogłam wykorzystać te lekcje i doświadczenia. To sprawiło, że nie czułam się sztywna w pierwszych fragmentach. Już bardziej sztywna czułam się w finale z Coco Gauff w Paryżu – wskazała Polka.
Podsumowując cały cykl występów za oceanem Iga przyznała, że na początku musiała się przyzwyczaić do wielu rzeczy, choćby bardzo męczącej upalnej pogody, stąd początek tej części sezonu był słabszy w jej wykonaniu.