Prof. Kuna: powinniśmy przekonywać do szczepień nie strachem, ale empatią

Karol Kwiatkowski26 listopada, 2021210 min

Powinniśmy przekonywać do szczepień nie strachem, ale empatią wobec wątpliwości — powiedział w rozmowie z PAP prof. dr hab. Piotr Kuna, kierownik II Katedry Chorób Wewnętrznych UM w Łodzi. Dodał, że nadal można przekonać do szczepionki przeciw COVID-19 ok. 10-15 proc. społeczeństwa.

PAP: Na początek być może nieco prowokacyjne pytanie. Czy powinniśmy zachęcać do szczepień kolejne osoby strachem, czy empatią wobec ich wątpliwości i obaw?

Piotr Kuna: Od początku uważam, że straszenie przynosi odwrotny skutek do zamierzonego. To nie jest tak, że ktoś konkretny za to odpowiada, bo jest to powszechne. Także — niestety — część moich kolegów lekarzy potrafi tylko straszyć i pokazywać perspektywę, co to będzie, jeżeli ktoś się nie zaszczepi. Ja uważam, że potrzebna jest empatia oraz rzetelna i uczciwa informacja.

Dzisiaj osoby niezaszczepione mówią: „I co? Ci, którzy się zaszczepili, też się zakażają i mają dodatnie wyniki testów”. Od początku mówiono, że jeżeli się ktoś zaszczepi, to nie będzie miał koronawirusa, co było oczywistym błędem i nieprawdą. Błędy, które popełniono w pierwszym roku namawiania na siłę i straszenia konsekwencjami, dziś przynoszą nieodwracalne straty. Trzeba jak najszybciej zmienić tę narrację i uczciwie powiedzieć — a to się w tej chwili przebija na szczęście – że szczepienie przede wszystkim chroni przed tym, aby nie umrzeć z powodu tego wirusa czy zaostrzenia choroby podstawowej po zakażeniu wirusem.

PAP: Są takie osoby, które twierdzą, że w zasadzie wyczerpaliśmy katalog zachęt do szczepienia. Są także inni, którzy mówią, że jeszcze 10, 15, a może i 20 proc. osób można w Polsce do szczepień przekonać, podchodząc ze zrozumieniem do ich wątpliwości. Po której stronie tego sporu się pan sytuuje?

P.K.: Po tej drugiej stronie. Cały czas pracuję i przyjmuję pacjentów, a nie jestem tylko profesorem kierującym kliniką. Bardzo wielu pacjentów po moich wypowiedziach trafia do mnie, aby po prostu porozmawiać, rozwiać swoje wątpliwości. Wszyscy się skarżą na to samo. Ich zdaniem istnieje taki paternalistyczny stosunek do ich wątpliwości. W tym sensie, że mówi się: „albo się pan zaszczepi, albo niech pan spada i jak chce pan umrzeć, to niech pan umiera”. Wielu lekarzy nie ma czasu, nie poświęca go, aby rzetelnie podejść do ludzkich wątpliwości i obaw.

Nie łudźmy się. Szczepienia też czasami dają odczyny niepożądane. Wiemy o tym, że są one niczym w porównaniu z ciężkim przebiegiem COVID-19, ale mogą wystąpić. Są też wątpliwości ludzi co do możliwości zajścia w ciążę, możliwości zapłodnienia. Trzeba to wyjaśnić, pokazać badania, bo takie są i udowadniają, że nie mają miejsca takie procesy. Czasami niektórzy boją się szczepić od razu, „z ulicy”. Oni by chcieli być pod opieką lekarza w szpitalu, obserwowani. Chcieliby czuć się zaopiekowani i bezpieczni.

Tego ostatniego części osób w masowym ruchu szczepmy się po prostu brakuje. My się staramy to robić. Przez kilka miesięcy mieliśmy w Łodzi możliwość leczenia trudnych pacjentów, których nikt nie chciał szczepić. I nic się u nas na oddziale nie wydarzyło, wszyscy z sukcesem zostali zaszczepieni. To jest fenomen, że do nas do Łodzi trafiają osoby także z innych dużych miast, bo nie mogą tam znaleźć komfortowych dla siebie warunków do zaszczepienia.

PAP: Ludzie widzą, jak w dobie pandemii działa cały system ochrony zdrowia. Wielu boi się, że jeśli po szczepieniu – nie daj Boże – coś się wydarzy, to w nocy nikt nawet nie odbierze od nich telefonu. Machają więc ręką i mówią: po co mi to.

P.K.: Dokładnie tak jest. Uważam, że 10-15 proc. zdecydowanie jeszcze by się zgodziło na zaszczepienie, jeżeli stworzylibyśmy im odpowiedni klimat, warunki. Nie grożenie i straszenie, ale empatia, zrozumienie drugiego człowieka, chęć pomocy, życzliwość.

PAP: Część osób zaszczepionych nazywa całą resztę antyszczepionkowcami. To prawdziwa ocena sytuacji?

P.K.: To bzdura, kłamstwo. Wrzucanie tych wszystkich ludzi do jednego worka jest absolutnym kłamstwem. Osoby, które wierzą w to, że szczepionki szkodzą i nie biorą żadnych, to ok. 5-10 proc. społeczeństwa. Nie jest to większość, to ogromna mniejszość.

PAP: I tej części się nie przekona?

P.K.: W żaden sposób i w zasadzie nie ma sensu przekonywać. Szkoda wysiłku, czasu, bo to w ich przypadku „wiara”.

PAP: Cała reszta jest w tym zwariowanym świecie zagubiona?

P.K.: Tak. Trzeba po prostu przekazywać rzetelną i uczciwą wiedzę. Zawsze to robię, mimo że często jest to niezgodne z tym, co mówią w różnych telewizjach eksperci. Zmienianie zdania przez polityków i ekspertów nie pomaga nam prowadzić efektywnie akcji szczepień.

PAP: A może jest tak, że wiele osób straciło zaufanie do systemu ochrony zdrowia po jego wywróceniu do góry nogami w dobie pandemii?

P.K.: Ogromną rolę do odegrania mają lekarze rodzinni. Trzeba jednak poświęcić pacjentowi czas, zaprosić go do gabinetu, poświęcić 20-30 minut, czasami odbyć kilka rozmów, a nie odganiać go jak komara czy muchę. Moim zdaniem wiele osób w czasie tej epidemii można było uratować, gdybyśmy nie wywrócili do góry nogami podstaw bezpieczeństwa pacjentów. Wielu z nich nie jeździ do klinik w mieście wojewódzkim, tylko leczy się w przychodniach w małej miejscowości. A my wywróciliśmy stolik i zburzyliśmy elementarne poczucie bezpieczeństwa tych osób. Gdy te małe przychodnie się zamknęły, wiele osób straciło elementarne poczucie bezpieczeństwa. I teraz zbieramy tego żniwo. Te osoby przestały ufać systemowi. To dramat. (PAP)

Rozmawiał Tomasz Więcławski (PAP)

Autor: Tomasz Więcławski

Udostępnij:

Karol Kwiatkowski

Wiceprezes Zarządu Fundacji "Będziem Polakami" - wydawcy Naszej Polski. Dziennikarz, działacz społeczny i polityczny.

2 comments

  • Nick

    26 listopada, 2021 at 7:51 pm

    Dlaczego żaden dziennikarz nie zda pytania ? Dlaczego w krajach o wysokim współczynniku wyszczepień dramatycznie rośnie ilość przypadków zachorowania na covid ? Boicie się to zauważyć i napisać o tym ?

Leave a Reply

Koszyk