Zespoły ratownictwa medycznego znów odbijają się od drzwi szpitali, które nie mają miejsca dla pacjentów. Dlatego jeżdżą do placówek oddalonych o kilkadziesiąt, a nawet prawie dwieście kilometrów – donosi TOK FM.
– Ja sam z Warszawy przewoziłem pacjentów do Pułtuska, Siedlec, koledzy jeździli do Sokołowa Podlaskiego, Przasnysza i Radomia – mówił reporterowi TOK FM ratownik medyczny. I podkreślał, że system ratownictwa jest dzisiaj zdemontowany.
– Odległości, które zespoły muszą pokonywać, powodują, że zdemontowany jest system ratownictwa medycznego – mówił w rozmowie z reporterem TOK Szymonem Kępką ratownik medyczny Adam Piechnik.
Ratownik przyznawał w rozmowie z TOK FM, że pacjentów, również tych z niewydolnością oddechową, jest znacznie więcej. Wspominał również sytuacje z jesieni, gdy zespoły ratownictwa po kilka godzin czekały przed szpitalem, aby pacjent został przyjęty. – Musieliśmy czekać wiele godzin, dość dramatyczne powodowało to sytuacje, kiedy zdawaliśmy sobie sprawę, że czekaliśmy, aż ktoś umrze w szpitalu i zwolni miejsce – mówił. – Znów tego doświadczamy – zaznaczał.
– To jest problem braku karetek czy też złego nimi dysponowania – mówił cytowany przez TOK FM dyrektor stacji SP ZOZ „Meditrans” w Ostrołęce Mirosław Dąbkowski. – Objawia się tym, że karetki są wysyłane do bardzo odległych miejsc, bo tam karetki są zajęte i wykonują inne zadania. Często zdarza się, że karetki są wysyłane do miejsca zdarzenia oddalanego o 30, 40, 50 kilometrów. Wiadomo, że taki długi czas opóźnia skuteczną pomoc dla osoby poszkodowanej – wyjaśniał.
Źródło: TOK FM
One comment
( ˇ෴ˇ )
21 marca, 2021 at 10:26 pm
Ojtamojtam, tego co się podpalił w Gdańsku zawieźli do ..Krakowa. Jesteśmy dumni z 'naszej’ służby zdrowia, doprawdy! A zwłaszcza z jej floty, gdybyśmy byli Rosją, to zawieźliby go na Kuryle.