Tej zimy Magdalena Gorzowska miała zdobyć szczyt K2. Jeszcze kilka dni temu informowała, że zbliża się okno pogodowe, które pozwoli na zdobycie szczytu. Wczoraj pojawiły się informacje, że Gorzowska zakończyła swoją wyprawę i wróciła do Skardu. Czekaliśmy na oficjalne stanowisko w tej sprawie.
Gorzowska zamieściła szczegółową relację na swoim profilu na Instagramie, oto jej pełna treść:
„Zrobiłam co mogłam, podjęłam próbę zdobycia szczytu w dalekim od ideału stanie zdrowia. Poranek w dniu wyjścia i samopoczucie napawały optymizmem. Niestety wraz z wysokością było tylko gorzej. Zaczęłam zwracać wszystko, włącznie z wodą, lekami, o jedzeniu nie wspominając. Droga do C1, która ostatnio zajęła nam 4,5h z Bazy Wysuniętej, tym razem zamieniła się w dramat. Pomijając już ogromne wycieńczenie, moja czołówka przestała działać. Wszystko to działo się w terenie lodowym o nachyleniu co najmniej 50 stopni, nic nie widząc musiałam w zupełnych ciemnościach przepinać sprzęt, nie będąc pewną, czy wybieram właściwą linę. Szukałam po omacku skał do złapania i jednocześnie musiałam mnóstwo siły wkładać we wbijanie raków w lód, gdyż nie mogłam odnaleźć stopni.
W podobnych okolicznościach przebiegała dalsza wspinaczka, już nie tylko w terenie lodowym. Mieliśmy ogromne opóźnienie czasowe. Na całe szczęście w pobliżu był Oswald, który czekał na mnie i nie zostawił mnie mimo tego, iż stracił czucie w stopach i dłoniach. Wiedziałam, że mimo wszystko musimy dotrzeć do C1. Wiatr wiał coraz silniejszy, temperatury przekraczały -40 stopni. Na ostatnich 50m dotarli do nas Szerpowie z herbatą i światłem. Już wtedy wiedziałam, że muszę ocenić realnie swoje siły i dalsze wyjście w górę jest głupotą.
Wczoraj rano obudziłam się w fatalnym stanie, z ogromnym bólem brzucha i skurczami. Leki i 3 łyki herbaty zwróciłam natychmiast. Wiedziałam, że muszę jak najszybciej schodzić. Nie było to proste, gdyż ból zaczął się nasilać, a wiedziałam, że muszę być maksymalnie skupiona na każdym ruchu i przepięciu liny. Pokonaliśmy całą drogę zjazdową bezpiecznie. Następnie kilka godzin bardzo mozolnego powrotu do Bazy z ABC.
Mój stan był bardzo zły, zadzwoniłam do ubezpieczyciela. Udało się bardzo sprawnie skontaktować z Pakistańską Armią, która dysponuje śmigłowcami i zorganizować helikopter, który zabrał mnie z Bazy. Jestem już w Skardu, samo zmniejszenie wysokości dało mi ogromną poprawę zdrowia. Po raz pierwszy od 5 dni mam apetyt i ustał ból.
Dałam z siebie wszystko, nic więcej zrobić na tej wyprawie nie mogłam.
Dziękuję Wam z całego serca, że byliście ze mną.”