Zahamowanie wzrostu dziennej liczby nowych zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 obserwujemy od ok. 2 tygodni – powiedział PAP pediatra dr Paweł Grzesiowski. Dodał, że teraz nie wolno popełnić błędu z wiosny – zbyt szybkiego i niekontrolowanego luzowania obostrzeń.
Ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do walki z Covid-19 wskazał, że jeszcze za wcześnie, aby ogłosić sukces, bo to nadal jest bardzo wysoka zachorowalność, a ponadto pewna grupa chorych jest w „szarej strefie”, ponieważ nie jest badana albo unika badań, bojąc się konsekwencji.
„Nie patrzmy na epidemię przez pryzmat spiskowej teorii dziejów. Mamy ewidentnie od dwóch tygodni stabilizację liczby nowych zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 na poziomie 19-27 tys. przypadków. W tym czasie wykonywano dziennie zarówno 40 tysięcy testów, jak i 80 tysięcy testów i liczba zachorowań nie wzrosła do 40 tysięcy. To zatrzymanie tendencji wzrostowej jest więc faktem” – ocenił w rozmowie z PAP dr Grzesiowski.
Przyznał, że są różne problemy ze sprawozdawczością i szybkim odzwierciedleniem wyników testów w raportach, ale wynikają one ułomności systemu monitorowania i weryfikacji danych przez Sanepid, a nie czyjegoś intencjonalnego działania.
„Najlepszym dowodem na to jest wynik zaraportowany we wtorek rano i ten ze środowego poranka. Liczba testów zwiększyła się o blisko 20 tysięcy, a liczba zakażeń różni się o 700 przypadków” – powiedział ekspert. Dodatkowym parametrem potwierdzającym spowolnienie fali zachorowań jest zmniejszenie dziennej liczby nowych przyjęć do szpitali.
W jego ocenie wyhamowanie aktualnej fali epidemii jest spowodowane po części przez wszystkie wprowadzone ograniczenia. Mobilność i komunikacja Polaków w wielu kategoriach życia spadła o 70, a nawet 90 procent — dlatego, że spotykają się oni po prostu z mniejszą liczbą osób.
Stwierdził, że przecież kluby, restauracje i imprezy zamarły. Uczniowie nie chodzą do szkół, a wiele sklepów w galeriach jest zamkniętych.
„Efekty tych wszystkich działań nakładają się na siebie. Mam nadzieję, że teraz nie powtórzymy błędu z maja oraz czerwca i nie odmrozimy wszystkiego od razu bez kontroli efektów. Teraz konieczna jest wnikliwa praca analityczna i punktowe działania. Można za jakiś czas dokonać uruchomienia wybranych sfer życia społecznego, ale trzeba dać czas na analizę efektów takiego działania co najmniej przez 3-4 tygodnie. Jeżeli przywrócimy życie do normalności z dnia na dzień — za 8-10 tygodni znów będziemy mieli nową falę zakażeń” – dodał dr Grzesiowski.
Podkreślił, że zarządzanie tą pandemią polega na umiejętności przewidywania efektów podejmowanych działań i szybkich i zdecydowanych reakcjach w odpowiedzi na zmieniającą się sytuację. Lepiej wcześniej wprowadzić mniej drastyczne ograniczenia niż później zamykać cały kraj.
Jego zdaniem największym błędem było pozwolenie na wesela, imprezy i otwarcie wszystkich rodzajów szkół jednocześnie od 1 września. Przyznał, że największą bolączką jest obecnie odebranie z systemu szpitalnego ok. 15-20 a w niektórych regionach nawet 30 procent wszystkich dostępnych w Polsce łóżek z powodu organizacji oddziałów i szpitali covidowych.
„Nie możemy mówić o przywracaniu działalności specjalistycznego leczenia na poziomie znanym przed epidemią, jeżeli wiele oddziałów zostało przekształconych na covidowe. Tego po prostu nie da się zrobić, dopóki te miejsca muszą zajmować pacjenci z COVID-19. Zaniedbania będą najbardziej bolesne w mojej ocenie w przypadku chorych na nowotwory i choroby przewlekłe. Dobrze, że jest plan poprawy sytuacji pacjentów chorych na inne schorzenia niż COVID-19, ale żeby to osiągnąć nie może nadal przybywać codziennie kilkaset osób hospitalizowanych, bo ta dyskusja wówczas jest tylko teoretyczna, a poprawy nie da się osiągnąć” – ocenił dr Grzesiowski. (PAP)